Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2019, 14:35   #12
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Kompania zadomowiła się w jednej z dwóch miejskich karczm, tej nad której wrotami widniał pięknie wykonany, błyszczący świeżymi kolorami wizerunek ropuchy, wybałuszonymi oczami patrzącej na patelnię z topiącym się masłem, obok której artysta bezbłędnie uchwycił pełne dynamiki ślimaki winniczki wypełniające blaszane wiaderko. Zajazd oferował, jak się po jakimś czasie okazało doskonałe jedzenie, nie tylko żaby i ślimaki, ale też bardziej cywilizowane pieczone kurczęta, smalec z ogórkiem kiszonym i trochę dziwnie przyprawioną ziołami kiełbasę, a także szeroki wybór miodów i win, nie wspominając o zupełnie przeciętnym piwie. Przy posiłku i po nim nie było problemów z zaciągnięciem języka, bo karczmarz który wyczuł pieniądze, był nad wyraz pomocny.

- Ach, qui, qui. La Maisontaal – mówił z tym irytującym akcentem, chociaż i tak było nieźle, bo całkiem dobrze władał reikspilem. Szło się dogadać. – To prosta droga. Za le porte... bramą, prosto w góry. Jedna la chemin... ścieżka, droga właściwie. Nie sposób zabłądzić. Droga wzdłuż rzeki Vaseau prowadzi. A cheval, znaczy się konno podróż do la maison dwa dni zajmie, a jeśli piechotą to i trois trzeba liczyć. Ja mogę le proviant zapewnić, dobry brie i salcisson zapakować mogę. Znaczy się, demain wyruszyć chcecie, tak? Jutro?

Stanęło na tym, że karczmarz zorganizuje prowiant i niezbędny ekwipunek, jeśli takowy okaże się potrzebny. Za swoje usługi nie policzył sobie dużo, bo poza kosztem przedmiotów i jedzenia, zgodził się przyjąć cztery srebrne monety, które oczywiście dokładnie obejrzał, odrapał i popróbował zębami. Był bardzo kontent, że może się na coś przydać i ze swojego zadania wywiązał się śpiewająco.

Można było ruszać, kierując się przez wolno pokrywające się zielenią pola ku mglistej i niezbyt zachęcająco wyglądającej dolinie. Początkowo droga wiodła w miarę poziomo, dopiero w połowie dnia zaczęłą się wznosić wśród lasów, gdzie wciąż zalegały płaty brudnego śniegu, a pierwsze kwiaty dopiero wychylały się z rozmarzającego podłoża. Pod wieczór rozpogodziło się, co zapowiadało zimną noc. Taka była rzeczywiście i wszyscy byli zadowoleni, że mają ciepłe ubrania. Spędzili noc zakopani w pachnącym owcami starym szałasie, zakopani w sianie. Za towarzystwo mieli czeredę polnych myszy, które oczywiście starały się w środku nocy dobrać do smakowitych zapasów. Na szczęście udało się je uratować.

Od rana świeciło słońce i trójkątna bryła Frugelhornu wskazywała drogę. Śnieg topniał w szybkim tempie i wiosna brała we władanie rozległą, górską dolinę. Vaseau wezbrała i kilka razy mieli problem przy jej przekraczaniu, bo poziom wody był niebezpiecznie wysoki. Z ulgą minęli przydrożną kaplicę poświęconą Taalowi, a może jego bretonskiemu imiennikowi, która jak wiedzieli znajdowała się w połowie drogi do klasztoru. Był to okrągły, murowany budynek, pokryty strzechą, z szerokim wejściem i czterema jelenimi porożami, rozmieszczonymi tak, że kierowały się w cztery strony świata. Wewnątrz wyznawcy i podróżni zwyczajowo pozostawiali małe, wotywne dary, dziękując za spokojną podróż i prosząc o dalsze błogosławieństwo.

A potem pogoda się popsuła. Zza Frugelhornu nadciągnęły ciemne chmury, które w momencie spowiły niebo. Nad górami przeszedł pierwszy, stłumiony jeszcze grzmot. Wiatr przygiął wierzchołki drzew, stłamsił trawy. Gdzieś wysoko na grani, nad ścieżką pojawiła się jakaś postać. Ciemna sylwetka tańcząca na skałach. Zaraz potem pierwsze krople zimnego deszczu zabębniły o kamienie. Postać zniknęła. Został tylko ziąb, wiatr i deszcz. I zapowiedź zbliżającej się nawałnicy...

 
xeper jest offline