Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2019, 12:15   #63
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zielarz i mroczne interesy

To było śliczne miejsce. Tam gdzie ją Jane wiozła. Stare drzewa jabłoni i wiśni okalały drogę z obu stron, tworząc miły baldachim konarów i liści z obu stron. Czasami upiorny, bo miało się wrażenie, że niektóre drzewa tylko czekają by runąć na nieostrożny samochód pod nimi.
Dość łatwo było zauważyć, że ich właścicielowi nie chciało tej kwestii uporządkować. To był stary i piękny sad. Ale też zaniedbany i zdziczały. Dom prezentował się lepiej, malowniczo pokryty zielonym gąszczem bluszczu i dzikiego chmielu wspinającym się po ścianach.
- I jak wrażenia? -zapytała Hong wysiadając z wozu.
- Jak z bajki…- powiedziała rozmarzona Susan podziwiając widoki. - Wygląda to wszystko naprawdę spokojnie i czarująco.
- I to wszystko jest przykrywką pod narkotykowy biznes…- rzekła “złowieszczo” Jane, dodając po chwili ze śmiechem.- Taki z epoki dzieci kwiatów.
Podeszła do drzwi i nacisnęła dzwonek parę razy.- Może spać o tej porze.
- Późno się kładzie. - Zauważyła Susan i rozejrzała się po ganku.
- Albo wiesz… być upalony ziołem.- odparła z ironicznym uśmiechem Jane znów dzwoniąc kilka razy pod rząd.
- Już. Już. Nie pali się przecież.- usłyszały przez drzwi. W końcu drzwi się otworzy i przez nie wyjrzała kudłata głowa mężczyzny.- Czee Jane… o co chodzi?
Susan cofnęła się do Jane stając na widoku. Oddała się w jej lepszą wiedzę w postępowania z mieszkańcami.
- Moja przyjaciółka chciałaby zakupić trochę towaru. W celach leczniczych. Ma tą… zaćmę. - odparła Hong starając nie uśmiechać się głupawo podczas wypowiadania tych słów.
- No tak… to poważna sprawa.- mężczyzna otworzył szerzej drzwi. W środku jego dom przypominała chatkę czarownicy z bajek. Zero technologii, drewniane meble, jakieś makaty na ścianach i podłodze i różne zioła wszędzie… część suszyła się na haczykach, część leżała na stolikach schnąć. Część upchana była w słoikach.
Susan weszła jako druga. Uśmiechnęła się do zielarza u podała rękę.
- Hej, miło poznać. Nazywam się Susan Woods.
- Miło poznać. Bobby… więc masz zaćmę? Współczuję.- odparł żartobliwie.- U mnie załatwisz sobie towar na nią. Miejscowy wybór. Żadnej chemii, żadnych zanieczyszczeń. Au naturel jak mówią we Francji.
- Jane, trochę się pośpieszyła. Szukam czegoś konkretnego ale nie wiem kto jest producentem. - Powiedziała niekoniecznie chcąc się bawić w te głupiutkie aluzje o zaćmie. Jej ton głosu raczej to zdradzał. Wyjęła kopertę z działką Clarence’a i podała ją Bob’owi.
- Ja sprzedaję produkty mojej pasji. Nie jestem chemikiem… a zielarzem.- mruknął Bobby i polizawszy palec spróbował zawartości.- Smakuje znajomo.
- Na tyle by wiedzieć u kogo mogę dostać więcej? - Zapytała Azjatka ignorując jego burknięcie.
- Czy ja wiem? Chyba nie…- podrapał się Bobby po czuprynie.- A kto ci takie prezenty przysyła?
- Nikt. I w tym problem, to odziedziczyłam po Clarence’ie. - Wyjaśniła, ta informacja nie była zbyt istotna, ale mogła podobnie jak z Tomem, przekonać Bob’a do rozważenia tego ‘chyba nie’ jeśli to on to stworzył.
- Wiesz. Często bywam upalony, ale nawet ja nie uwierzę w to dziedziczenie po Clarence’ie.- odparł ze śmiechem Bobby i podrapał się po brodzie idąc do kuchni.- Chodźcie za mną.
- Sami zaczęliście o zaćmie. - odgryzła się Woods idąc za nim do kuchni.
- Dla świętego spokoju. W razie kłopotów… muszę mieć jakąś polisę ubezpieczeniową.- stwierdził z uśmiechem Bobby i podszedł do kaflowego pieca, by nastawić na nim wodę.
- Nie mam pojęcia kto robił mieszankę. Możliwe że sam Clarence, bo część składników pochodzi ode mnie. Nie masz przepisu przypadkiem?- zapytał.
- Niestety ale jak mi powiedz czego mam szukać mogę spróbować znaleźć. Choć z drugiej strony wątpię by tego rodzaju przepisy spisywał. - Powiedziała Susan zastanawiając się, czy natknęła się na coś pomocnego w notatkach co uznała za nieistotne. Nie przypomniała sobie nic takiego, ale może przepis był gdzieś ukryty? Schowany przed oczami ciekawskich?
- Nie wiem… wzorów chemicznych? Łacińskich nazw. Lub spisu składników jak w książce kucharskiej . Zależy co kogo kręci.- odparł Bobby sypiąc jakieś ziółka do porcelanowych kubków a potem zalewając je wrzątkiem.




- Co to ? - spytała Hong.

- Melisa z liśćmi poziomki i jeszcze zaprawiona głogiem, kozłkiem i chmielem… dobrze relaksuje.- wyjaśnił z uśmiechem Bobby podając kubek Jane.
- Spróbuje znaleźć przepis, ale czy jest jakiś sposób żeby otworzyć go na podstawie tej próbki którą ci dałam? - Susan wolał się upewnić, że jest jakaś szansa w razie gdyby się jej nie udalo.
- Może? Nie wiem? - zadumał się Bobby popijając płyn ze swojego kubka. - Dopóki nie spróbuję, to nie będę wiedział.
- Czy w takim razie zechcesz spróbować?
- Mogę.- odparł w odpowiedzi Bobby po chwili namysłu.
- Czego będziesz chciał w zamian?
- Pewnie z pięćset na zaliczkę bezzwrotną i czterysta później. Gotówką.- stwierdził Bobby licząc na palcach. -Mniej więcej.
Susan wyjęła z koperty pięćset i położyła na stole. - Zacznę szukać przepisu, ale jeśli nic nie znajdę w ciągu kolejnego tygodnia będziemy eksperymentowali z tym co ty stworzysz. To mój numer. - Powiedziała podając kartkę ze swoim numerem telefonu. - Dziękuje Bobby.
- Luz Susan. Jakbyś chciała coś innego do chilloutu to zawsze mam jeszcze bardzo dobre skręty, po dwadzieścia pięć od jednego.- odparł z uśmiechem Bobby.
- Może innym razem - uśmiechnęła się Susan i rozejrzała się po kuchni, zdecydowanie bardzo starej jeśli chodzi sam jej kształt. Nigdzie nie dostrzegła śladu kabli, gniazdek… żadnej elektryki. Za to wszędzie różne słoiki z różną roślinną zawartością, butelki wypełnione jakimiś płynami, związane razem zioła. Jak w chatce czarownicy.
- No problem… ja nic nie narzucam. Żyj i pozwól żyć. To moja mantra.- odparł z uśmiechem Bobby.
- To dobra mantra, - Przyznała Susan popijając podany im trunek. Po dobiciu dziewczyny postanowiły się zwijać.
Jane ruszyła przodem, a Susan za nią. Bobby na samym końcu… poczekał, aż obie dziewczyny wsiądą do wozu i wyjął dwa skręty.
- Tak w ramach promocji. Prezent ode mnie.- podał im je.
- Dzięki może wrócę po więcej. - Susan uśmiechnęła się i pożegnała z Bobbym.
Ruszyły z powrotem powoli kierując się do centrum miasta. Bez pośpiechu podążając drogą.
- Więc… jak ci się Bobby widzi? I jego pomoc? - zapytała Hong, gdy jechały. Dla zabicia czasu chyba.
- To zależy, zobaczę c ó ż tego wyjdzie, wydaje się miły...jak wszyscy na początku w tym mieście. Przynajmniej jest rzeczowy a nie, że każe mi robić za striptizerkę czy prostytutkę. - Odezwała się z lekkim optymizmem Susan.
- Cóż… niewiele rzeczy interesuje go poza jego ziółkami i prochami. Jeśli szukasz jakiegoś leku na coś, albo roślinki, to on zawsze coś ma.- wyjaśniła Jane wzruszając ramionami.
- Cóż, zastanawiałam się nad świeżymi ziołami do kuchni. Choć będzie na to jeszcze czas. - Powiedziała Woods i zadumała się na chwilę. - Dobra wracajmy do domu. Ja jutro albo dzisiaj ustale Henrym, jaka pompę mam sobie sprawić i jutro możemy pojechać do tego drugiego człowieka...chyba że nie możesz to poproszę kogoś innego.
- Wiesz. Ja tam chętnie pomogę.- rzekła z uśmiechem Hong, a gdy zajeżdżały pod sklep Jane, Susan zobaczyła jak holowano znajomy jej czarny samochód.
- Ocho… Jess zabrała się do pracy. - zadumała się Susan czekając z wyjściem aż Jane zaparkuje.
- Samochód zniknie jak jego właściciel.- odparła Jane jadąc na około, by zatrzymać się na zapleczu swojego sklepu.- Tak się tu dzieje.
- Jak w domu…- zadumałą się cicho Woods, wspominając czasy kiedy była Yooną. - Dobra dziękuję, lecę zobaczyć czy Henry jeszcze jest zapytać o tą pompę.
- Trzymaj się.. wpadniecie na kolację. Czy ja mam wpaść do was ? - odparła ze śmiechem Hong zapewnie zgadując co mogliby robić.
- Kolacje? - Zdziwiła się Woods. - Nie wiedziałam, że Henry zostaje na wieczory.
- No… taką wczesną. Zwykle przecież je coś zanim wróci.- odparła z uśmiechem Jane.
- Nie u mnie. Po prostu wychodził. - Powiedziała szczerze zdziwiona Susan nową informacją. - Jeśli jeszcze jest to zapytam.
- No cóż….- zaśmiała się speszona Hong.- Pewnie dlatego, że lubi moją kuchnię. To jak pracował u mnie, zjadał posiłek przed wyjściem.
- Ah..- Odezwałą się Susan, jej umiejętności kulinarne nie zasługiwały by Hong buty szorować. Co dopiero mówić o jedzeniu wspólnej kolacji. Susan owszem umiała robić sałatki i kanapki który wyglądały super i smakowały super...tyle, że Henry wykazywał więcej przekonania do ciepłych posiłków Jane. Susan wysiadła z samochodu i ruszyła trochę zgaszona w stronę tylnych drzwi. Pomachała Jane na pożegnanie.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 14-04-2019 o 12:19.
Obca jest offline