- Duch tej rusanamańskiej wieśniaczki, oczywiście – odparł Saadi. – Widziałem jak unosi się z ciała, wylatując przez usta i teraz krąży gdzieś wokół już stygnącego trupa... A w tym czymś siedziało coś o wiele potężniejszego. Coś poza moim i Twoim pojmowaniem. Jakiś byt spoza czasu... Może demon... Uleciał...
Najwyraźniej Nefer-Inet uznał, że takie wyjaśnienia wystarczą, bo ucichł i schował się gdzieś głęboko w zakamarkach Ianusowego jestestwa. Cedmon i Thoer przeczsywali pomieszczenie. Enki im w tym nie pomagała, siedząc w kącie i tępo wpatrując się w ścianę. Najwyraźniej była na skraju przepaści, a może już zrobiła o jeden krok za dużo. W sali tortur było wszystko o czym każdy kat śni w najskrytszej godzinie nocy. Delikatne, wręcz subtelne igły i ostrza; noże, piły i rozwieraki; pejcze i obcęgi; zaciski, gwoździe, haczyki i haki do zdzierania skóry; stalowe buty z kolcami, imadła do miażdżenia stawów; pasy do duszenia i wiele, wiele innych utensyliów, których przeznaczenia można się było tylko domyślać.
Ianus oglądnął ciało zarżniętej kobiety. Saadi miał rację, była wieśniaczką. Miała spracowane, duże dłonie, brudne paznokcie i zniszczoną przez ciągłe przebywanie na słońcu i wietrze skórę. Chodząc po pomieszczeniu, legionista wyczuł woń, dolatującą zza kotary. Smród fekaliów, moczu, potu i ludzkiego strachu.
Gdy zbliżyli się do przejścia, odór stał się nieznośny. Słyszeli też jęki i zawodzenia w mowie rusanamani. Cedmon delikatnie uchylił zasłonę. W kolejnym pomieszczeniu znajdowały się dwie, sklecone z konarów zagrody. Obie wypełnione były ludźmi tak szczelnie, że kończyny tych znajdujących się na skraju wystawały na zewnątrz. Większość z jeńców żyła, wychudła i pokryta wrzodami. A ci, co umarli nadal stali, rozkładając się, gdyż nie było możliwości aby opadli na ziemię. Spomiędzy krat wypływała mieszanina krwi, ropy i nieczystości, spływając do dziury na środku pomieszczenia. Jeńcy jęczeli, wyli i zawodzili, upchani w klatkach i żaden z nich zdawał się nie zauważać znajdujących się w przejściu awanturników. Między klatkami można było przejść do kolejnych, tym razem solidnych, starych i pokrytych patyną brązowych drzwi.
- Jest tutaj...- mruknął Saadi.