Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2019, 19:46   #8
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
“Zaraz…” zastanawiał się Dietrich… patrząc lekko osłupiały to na Elsie to na świecącego w górze Morrslieba. Czyżby Elsie przełamała w końcu swój strach? Uśmiechnął się łagodnie. Dobrze pamiętał ile to razy o tym rozmawiali… Tak, musiała nareszcie zrozumieć i w pełni zaakceptować, że pełnia sama w sobie nie jest groźna!

- Myślisz, Elsie? - powiedział z lekko krzywym uśmiechem zawadiaki i ruszył w jej kierunku.
Może i powinien wracać do Twierdzy, lub na inną robotę, ale… nie chciał zawieść swojej blondyneczki. Koniec końców wyszła na zewnątrz. Kim byłby, gdyby nie dał jej drobnej gonitwy w nagrodę? Jednak w tym wszystkim umykało mu to rozcięcie bluzki na dekolcie, które raczej nie było dla niej typowe.
Dziewczyna z chichotem biegła przed siebie. A że była szybka, a Dietrich zmęczony po całodniowych poszukiwaniach w lesie, ledwie mógł za nią nadążyć. Elsie biegła w kierunku młyna i dopiero na jego progu przystanęła, zasapana. Odwróciła się do niego.
Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz…? - zapytała i znów rzuciła się do biegu, przekraczając próg młyna.
“Diabeł nie dziewczyna...” pomyślał lekko zziajany Rudy opierając się o framugę drzwi, ale uśmiechnął się przyjemnie i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Elsie pobiegła po schodkach na górę. Mieli tam coś w rodzaju poddasza – składowali tam siano, które pozostało po żniwach, a które ojciec Elsie zamierzał zachować na potrzeby ich obejścia. Dziewczyna wskoczyła na siano, przeciągnęła się zadowolona i pokiwała zachęcająco ręką.
Tato przyniósł siana… będzie nam wygodnie - zachichotała dla podkręcenia atmosfery.
Dietrich pokręcił rozbawiony głową na boki i podszedł do dziewczyny siadając obok, by powoli “skradać się” w jej kierunku
- Nawet nie wiesz Elsie jak się cieszę mogąc Ciebie znów zobaczy… - powiedział ciepło kładąc się obok niej wsparty na przedramieniu, a wolną dłonią odgarnął kosmyk jej włosów koniuszkami palców muskając policzek - ...tym bardziej, że to nietypowa noc moja droga.
Tak… - powiedziała nagle speszona. – Myślisz, że nic się nie stanie? Może lepiej zostań tu do rana? - brzmiał w tym tak podryw, jak i - przede wszystkim - strach.
- Nie martw się, nie raz, nie dwa, chodziłem nocą po okolicy. Wiesz, niektóre silne zioła kwitną tylko w czasie takiej pełni jak dzisiaj. - powiedział kojąco - I jak widzisz ciągle jestem w jednym kawałku, choć nie raz miałem dużego pietra i jeszcze szybsze nogi.

Zaśmiał się cicho stłumionym śmiechem.
- Twój tatko nie będzie Ciebie szukał? Może lepiej jak odprowadzę do domku przy pierwszych promieniach słońca? - zapytał i puścił jej oczko.
Pff, ja się tatka nie boję! Niech się swoim polem zajmie! Bo jego słomą zajmiemy się my… - ugryzła go w ucho, ale na chwilę spochmurniała. – Dietrich… obiecaj mi, że stąd wyjedziemy. Niedługo. I nikomu nic nie powiemy. I obiecaj że nie wyjdziesz w nocy. Świeci Morrslieb, ja się będę całą noc o ciebie bała…
Pogłaskał ją po policzku.
- Nigdzie się nie ruszam bez Ciebie. Poza tym, nie mógłbym Ciebie zostawić samej, ale jak tylko pojawią się pierwsze promyki słońca musimy iść. W końcu wyjedziemy. To tylko kwestia czasu. Coś się stało, że… chcesz wyjechać jeszcze szybciej?
Westchnęła.
Ojciec zaczął mi narzekać na ciebie… że zadajesz się z niewłaściwymi ludźmi, że sprowadzisz mnie na złą drogę. Poza tym on chce kogoś, kto będzie uprawiał jego ziemię, a nie leczył za pieniądze. On jest prosty, niczego nie łapie. Teraz jeszcze dołaczyła do niego mama i suszą mi ciagle głowę o ciebie. Powiedz, ty musisz zadawać się ze Szczurami? Co ci z tego przychodzi? Tylko łatwo o guza.
Dietrich westchnął. No fakt, wiedział, że nie będzie to proste. Czy był zadowolony z tego układu który miał z nimi? Nie do końca, ale były plusy które przeważały minusy…
- To było logiczne rozwiązanie Elsie. Jestem członkiem i to czyni mnie niemalże nietykalnym co przenosi się także na Ciebie. Prawda, zszywam rany, leczę choroby, czasami nawet obracam ziołami. To dobry interes Elsie, a najważniejsze, że nic Tobie nie grozi. - spojrzał jej głęboko w oczy - Na pewno to jakoś pogodzę. Jestem uczciwym człowiekiem kochana… ale przyszło nam żyć w nieuczciwym świecie. Zresztą, dobrze wiesz jak jest po tym jak przybyły Puszki…
Tata mówi, że rycerze chronią nas przed zwierzoludźmi, wampirami i wiedźmami i że gdyby nie oni, to by nas dawno już pożarły jakieś monstra. I chyba ma rację, sama nie wiem… ale jakbyśmy wyjechali, to by nie było takiego problemu. Ani Puszek, ani Szczurów, ani niczego. Tylko my dwoje, Dietrich, czy tak nie byłoby lepiej? - zamyśliła się, ale tylko na chwilę. Potem uśmiechnęła się łobuzersko i znów ugryzła go w ucho. – Dobra, koniec tych smętów, bo nam noc minie. A ja wymyśliłam ciekawsze zabawy…

Przewróciła się na niego i zaczęła całować. Ledwie jednak zaczęła, pisnęła nagle z bólu. Dietrich spojrzał na jej przedramię. Sączyła się z niego krew, drobna strużka krwi spływała wolno i kapała na siano. W sianie tym zauważył niedużego szczurka, popiskującego cicho. Znał tego szczura - powłóczył tylną nogą i miał poszarzone futerko. To był Grunfi, przyjaciel Klausa. Dietrich zdziwił się, bo Klaus na ogół trzymał go blisko siebie i stanowili nierozłączną parę.
AAA! - Wrzask dziewczyny rozniósł się po całym młynie – Zabij go, Dietrich, szybko!
- Zabiję i jaki pożytek z tego będzie? Właśnie zaalarmowałaś całą rodzinę, lepiej będzie jak odprowadzę Ciebie najsłodsza do domu nim zwalą się nam na głowę... - pocałował ją lekko w policzek - ...a do zabawy powrócimy jutro jak rozłożę trutkę na szczury.
A więc to może moja wina, że mnie ugryzł?! - zmarszczyła brwi. – Kto wie, czy mnie czymś nie zaraził, a ty jak zawsze nie widzisz w niczym problemu.
Wstała.
Masz rację. Lepiej już chodźmy zanim cię tata przyłapie. Bo nie będzie wesoło.
- Bardziej to moja wina. - powiedział przepraszająco - Na pewno nie chcesz bym opatrzył? Mam wszystko pod ręką..
Chcę - powiedziała po chwili walczenia z własną dumą. – Jeno szybko, nie wiem, czy nie masz słuszności i tata czegoś nie słyszał.
Cóż, Dietrich miał jak największą nadzieję, że jej ojciec jednak nic nie usłyszał, a nawet jeżeli to nie będzie jej szukać w młynie… tak czy inaczej, sięgnął do torby i wydobył moździerz i tłuczek, swoją sakiewkę z ziołami i resztkę wódy. Ubił zioła przeciw zakażeniom w moździerzu z niewielką ilością gorzały, a następnie nałożył na rankę i zabandażował. Robił to już tyle razy, że trwało to dosłownie chwilkę.
- Zgodnie z życzeniem mojego promyczka nadziei... - powiedział ciepło pakując na oślep do torby co miał -...ale lepiej znikajmy.
To, że Grunfi tu był mogło znaczyć tylko jedno. Klaus był w kiepskim stanie i potrzebna była mu pomoc… ale jeśli to nic wielkiego to dostanie solidny opierdol!
Dziewczyna pokiwała głową, oglądając swój opatrunek.
Tak, chodźmy. Skoro wychodzimy szybciej, to chociaż zanim do końca zapadnie zmrok.

Opuścili młyn w lekkim zawodzie. Elsie nie tak planowała zapowiadane zabawy, a mimo to odetchnęła nieco - noc w młynie, taka noc, zawsze wiązała sie z pewnym ryzykiem, a ona należała do dosyć frasobliwych osób. Poszli ścieżką razem i po chwili rozstali się. Elsie skręciła w stronę domu rodzinnego, a Dietrich pozornie także - faktycznie zamierzał sprawdzić, co u Klausa, bo obecność szczurka wydała mu się nad wyraz podejrzana.

Chłopak odprowadził Elsie wzrokiem aż do chaty, która była położona na tyle blisko, by mógł ją widzieć przez cały czas od rozstania. Postanowił nie zapuszczać się pod nią, aby uniknąć konfrontacji z możliwie rozbudzonymi lokatorami. Gdy drzwi za Elsie się zamknęły, a on zamierzał już podreptać do miasta, usłyszał krzyk dziewczyny, potem drugi, męski i odgłos uderzenia. Potem do wszystkiego włączył się kolejny żeński głos, a cały ten hałas zapewne dotrzeć musiał tak do niego, jak i do innych domów na Podwalu.
Dietrich ruszył szybko pod drzwi dobywając sztyletu. Pora była nadstawić uszu i sprawdzić, czy Elsie nie grozi niebezpieczeństwo… większe niż rodzinne…
Przypadł do węgła. Wewnątrz było tak głośno, że nikt nawet nie zwrócił na to większej uwagi, ale tu słychać było głosy dokładnie. Można powiedzieć, że “na szczęście” podniesione głosy były głosami rodziców.
Mówiłem ci, smarkulo, koniec! Koniec z tym złodziejem! Nie pozwolę zrobić kurwy z mojej córki! - Kolejny raz smagnął ojcowskim pasem.
Dietrich był wściekły. Wykapany “ojciec”. Despotyczny, porywczy, świętobliwy do bólu… Ścisnął sztylet mocniej w dłoń i wszedł do środka mówiąc chłodno i jadowicie.
[i]- Ja przynajmniej ją szanuje, a ty wyżywasz się jak na worku kartofli. Może sprawdzisz się z kimś swojej postury? Ty despotyczny, zakłamany, nazywający siebie “dobrym ojcem” parszywcu! Litości, właśnie od takiego człowieka jak ty zbiegłem na ulice. Od mojego “ojca”!


Gdy wpadł do środka zauważył skuloną w kącie Elsie, nad którą stał czerwony jak burak ojciec. Był krępy i niski, Dietrich przewyższał go o pół głowy. Miał też gęsty siwiejący zarost i nisko osadzone, ciekawskie oczka. Poza nim stała jeszcze matka ze strapioną miną oraz, zaraz przy niej, dwaj bracia, przyglądający się wszystkiemu z obojętnością.
To ty… czyli Hans miał rację, żeście się kurwili w młynie. W moim młynie! - odwrócił się, zasłoniwszy róg chaty, w którym klęczała Elsie. – Odpierdol się od niej, powsinogo, bo potem ciebie nauczę moresu!
- Nic między nami dzisiaj nie zaszło... - wysyczał Rudy - [i]...ale jeśli dowiem się, że znowu podnosisz na nią dłoń… a będę wiedział. To poruszę ziemią i niebem, i niech bogowie mają w opiece, bo obaczymy kto silniejszy. Przegrany usuwa się w cień. Moglimy pogodoć, na spokojnie. Możem byś się do mnie przekonał. Budę jutro to pogadamy, a jak sobie nie wytłumaczymy to wybierasz broń. Nóż, pięści, lub laga!
Ty fiucie! Ty mi warunki będziesz stawiać?! Wobec mojej córki?! Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości. Chłopcy - gwizdnął na palcach – wybijem mu z trzy zęby to się od Elsie odpierdoli. Tacy mocni ino w gębie.

Bracia ruszyli na rozkaz ojca niczym bezwolne golemy. Elsie jeszcze próbowała krzyknąć, ale ojciec zamachnął się by jej dać znać, że to nie jest dobry pomysł. Potem sam, za braćmi, ruszył w kierunku Dietricha.
- Trzech na jednego? Tchórzu… - warknął wściekle Dietrich wycofując się - Niech będzie po Twojemu, widzimy się niedługo w wyrównanej potyczce!
Chłopak nie chciał uciekać… ale wiedział, że szanse ma niewielkie na pięści, bo noża Elsie by mu nie wybaczyła. Tak, wróci na dniach… z kolegami i oćwiczy się tego “parszywca” i marionetkowe “braty”. Skoro tylko ten argument do niego przemawia… niech będzie w jego języku!
Dietrich począł się powoli wycofywać, najpierw przodem do niedoszłego teścia, potem odwrócił się i puścił się pędem w kierunku murów. Bracia Elsie czas jakiś biegli za nim, ale szybko dali sobie spokój. Zatrzymał się, by odetchnąć dopiero za murami - ledwie zdążył, bo odźwierny właśnie zamykał główne wrota.

Rudy był wściekły… całego go nosiło w środku, ale pewnie Klaus go potrzebował. Spychając emocje na bok ruszył szybko w kierunku ich miejscówki, by zastać chłopaka grzecznie chrapiącego i powtarzającego frazy, że “wszystko w porządku”. Chciał mu skopać dupsko, ale się powstrzymywał. Cudem.

Ciągle goręjący od emocji usiadł i sięgnął po jabłko. Powoli jadł uspokajając oddech. Miał nadzieję, że “ojczulek” ochłonie i porusza pustką we łbie, bo nie ręczył za siebie. Tak, wróci później z chłopakami i porozmawiają sobie z nim i jego synami w uniwersalnym języku. Co do tego nie miał wątpliwości, ale najpierw musiał zrobić coś co posmaruje tryby Szczurów… Uśmiechnął się cwaniaczkowato. Miał nawet na to niezły pomysł!

Dokończył owocka i wstał. Pora było udać się do ‘szefa’. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli to nie tylko przetrzebie skórę tym prostakom, ale i zaplusuje, a od tego prosta droga by awansować w hierarchii i dorobić się kilku własnych przydupasów. Tak, skoro już idzie do podziemnego labiryntu to czemu nie poszukać nowych ziół, roślinek i jedzonka? Może coś nada się na truciznę, coś na rany, czy choroby, albo nawet i do jedzenia? Grunt to zabrać sadzonki! Miał nosa do wszystkiego co “zielone” nawet jeżeli nie było zielone. Tak, to był dobry plan!

Zawitał do swojego capo regime z prostym dilem. Plecak, koc, latarnię i olej, kilka sakiewek, mniejszy worek i dwa puste zamykane słoiczki na sadzonki, takie na weki, oraz porcja żarcia i bukłak wody. Wszystko odda w ciągu trzech dni, a idzie w podziemia szukać roślinek które da radę upłynnić i przede wszystkim uprawiać. Proste jak budowa cepa. Krótko i konkretnie, a żeby nie przychodzić z pustymi łapkami to na osłodzenie wcisnął mu świeże ziółka rozrywkowe które znalazł nie tak dawno.

Jak to w starej piosence było? “Szynkarz się zgodził, noże wziął, a my jak co dzień dalej z mgłą!” O! Właśnie tak! Teraz tylko trzeba było się wyspać. Miał ręce pełne roboty na następne trzy dni!

Problem w tym, że zasnąć nie mógł. Myśli szaleńczo krążyły mu po głowie. Myśli napawające go gniewem, zawodem i wątpliwościami... bo co jeśli plan szlag trafi? Co jeśli "ojczulek" Elsie nie pójdzie po rozum do głowy? Co jeśli...

Odetchnął głęboko i wyszedł na zewnątrz patrząc w niebo gwieździste. Nigdy nie był osobą wierzącą. Dla niego bogowie byli fałszywym konstruktem nie dbającym o swoich wiernych, a służącym jako aparat ucisku przez tych którzy z imionami bóstw wszelakich narzucali swe rządy... przynajmniej takie zdanie miał o Puszkach, Shallyianki nawet były normalne, ale kto wie? Boga nigdy nie widział...

- Jeśli jest tam kto na górze, skryty pośród gwiazd, niech sprawi by moje i Elsie życie odmieniło się na lepsze... - wyszeptał cicho z smutnym uśmiechem - ...nawet jeśli świat miałby stanąć na głowie, nawet jeśli wszystko się spierdoli, byle bym był szczęśliwy z Elsie po starość... daleko stąd... daleko stąd... daleko od tej dziury, od Puszek, od całego tego gówna. Byśmy mogli godnie, zamożnie i z klasą żyć. Byśmy rozwinęli swój potencjał i coś znaczyli w tym świecie bez wartości... Czy proszę o tak wiele?

Wiedząc, że prawdopodobnie nic się nie zmieni w jego życiu wrócił do swoich prób zaśnięcia. W końcu bogowie nie istnieją, a nawet jeśli to co by ich interesował bystry i genialny. Na swój sposób utalentowany Szczur?

I z ponurą myślą, że "Bogowie wspierają tylko bogatych..." odpłynął w sen.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 16-04-2019 o 20:28. Powód: muzyczka
Dhratlach jest offline