Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2019, 22:46   #20
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Tladin czekał przy „ich” stole mając nadzieję, że może jednak Astrid się zjawi. Poza tym dzisiejszy zestaw gości średnio go pociągał. Najchętniej zagrałby sobie kilka partyjek, tylko z kim? Kislevici by się może i nadali, ale przy takiej ich ilości, awantura gotowa. A szkoda mu było tego przybytku, miło mu się tu mieszkało. A skoro o awanturach mowa… nieznany mu khazad zaczął właśnie wyzywać Sylvię. Tladin nie był rycerzem w lśniącej zbroi i na białym koniu, ale… miło spędzał przecież czas z tą dziewczyną. Trochę się zirytował. A co tam, machnął ręką, chwycił kufel i podszedł do krasnoluda.

- Tladin Gladenson jestem - przedstawił się stając nad nim. - Słuchaj bracie, nie będę bez potrzeby strzępił języka. Pomiarkuj się, bo przykrość dziewczynom sprawiasz, a innym wieczór psujesz. Chyba, że celowo i po mordach chcesz się lać, to wyjdźmy na zewnątrz i załatwmy to od razu - machnął wolną ręką w stronę wyjścia, i spojrzał na khazada pytająco.
- Są nieudolne, niezdarne i głupie! - siedzący przy stole pobratymiec w pierwszej chwili zareagował na Tladina z taką samą złością i gniewem jaką okazywał służbie i kto tam się w pobliżu nawinął. Ze złością uderzył dnem drewnianego kufla i blat stołu aż huknęło. - Wszyscy oni są słabi, głupi i żałośni! -[/i] syknął przez zaciśnięte zęby wodząc spojrzeniem po lokalu w zdecydowanej większości wypełnionym przez ludzi. Zamilkł bo upił z tego co mu zostało w kuflu po czym zabełtał przyglądając się temu co widział wewnątrz. - I piwa nie umieją robić. - dodał kolejny grzech czy słabość jaką dostrzegał w obsłudze, w lokalu albo może ludziach w ogóle. W końcu obdarzył stojącego obok pobratymca ponurym spojrzeniem wodząc po jego sylwetce od góry do dołu. - Jestem Barin Tryggvason. Czemu się wstawiasz za tymi ludzkimi samicami? - w końcu gniew ustąpił na tyle, że starszy khazad przedstawił się i znów upił z drewnianego kufla. Ponieważ rozmówca trochę ochłonął, wojownik przysiadł się do jego stolika.
- Et - machnął ręką - są ludźmi. Ludzie są ludźmi, gobasy gobasami, a muły mułami. Jak bym się miał denerwować o to wszystko, to bym życie zmarnował - żachnął się z uśmiechem. - Panie Tryggvason, to dobry lokal w tym mieście, wierzajcie. W innym będzie gorzej. Ale są tu, w Wolfenburgu też miejsca, gdzie ino krasnoludy czas spędzają. Jak już tak wam nie w smak ludzkie towarzystwo, to tam byłoby wam dobrze, tak sobie myślę - Tladin łyknął piwa. - No a tutaj. Po co wszystkim psuć humory? Ja z towarzystwa tych ludzkich samic też przyjemność potrafię czerpać - zarechotał. - Ale, co was w te okolice przywiodło? - skoro już siadł z krasnoludem i podjął się zadania uspokojenia gościa, to mógł chwilę dłużej pogadać.
- No niby to niby piwo. - drugi z krasnoludów wskazał brodą i spojrzeniem na wnętrze trzymanego kufla. Zabełtał nim i znów upił łyk kończąc zawartość. Zakrzyknął na obsługę i po chwili do ich stolika podeszła jedna z kelnerek. Tym razem trafiło na Sylvię. Posłała Tladinowi ostrożny uśmiech który jednak zgasł pod srogim spojrzeniem jego wymagającego kompana. Dziewczyna podeszła do stołu od strony Tladina i nalała z dzbanka do kufla Barina po czym oddaliła się pośpiesznie. Barin odprowadził ją ponurym spojrzeniem po czym spojrzał na ponownie pełny kufel. - A ty? Pierwszy raz cię tu widzę. - zapytał swojego nowego kompana.
- Ha, bogowie lub los, co kto woli, mnie tu sprowadzili - odpowiedział odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Powstrzymał ochotę klepnięcia jej w pośladki. - Chociaż po prawdzie, to brata szukam, Bladina. Wyruszył do Wolfenburga dziesięć lat temu i słuch po nim zaginął. Bladin się nazywa, dość wysoki i szczupłej budowy, złotowłosy, brodę nosi dość krótką. Aby nie spotkałeś go czasem?
- Dziesięć lat temu? Bladin? Złociutki? - kompan zamyślił się nad drewnianym kuflem gdy przeszukiwał zakamarki swojej pamięci. - Nie przypominam sobie nikogo takiego sprzed dekady. A kim był? Czym się zajmował? - Barin zapytał towarzysza o więcej informacji o poszukiwanym bracie.
- Wstąpił na służbę Grimnirowi w Karaz-a-Karak. W ramach sprawdzenia się w nowicjacie, skierowali go do pomocy w świątyni Sigmara tu, w Wolfenburgu. Ale byłem u nich pytać, i do nich nigdy nie dotarł. Ślad się urywa gdzieś pomiędzy Talabeclandem a Ostlandem, niestety - westchnął Tladin. - Najstarszy brat zginął w boju, ciało pochowane spoczywa w spokoju. Bladin był drugi najstarszy i nie wiem, co się z nim stało.
- Z Talabeklandu. To najłatwiej od południa przez Wurzen. Nie tak bardzo daleko. Ale dekadę temu, pojedynczy khazad no ciężko będzie. Szkoda, zacny, boski fach. Ale nie słyszałem. Kapłana i to naszego, chociaż bym pamiętał, nawet jeśli imię by mi wyleciało z pamięci. - Barin zasępił się i wyglądało, że pewnie uważa za szukanie igły w stogu siana gdy chodziło o dekadę i mile całe do przeszukania.
- Ah, napijmy się. Ale ja widzę, że samo piwo to za mało, żebyś miał dobry humor. Ja to lubię sobie czasem pograć w kości lub karty, milej czas płynie. A ty, co porabiasz wieczorami, gdy humor niedopisuje? - mrugnął do nowopoznanego.
- Zagrać dobra rzecz. Ja też lubię. Zwykle jestem zbyt zajęty aby przychodzić do tych ich żałosnych spelun. Ale i tobie humor by nie dopisywał i piwo nie smakowało gdyby interesy nie szły jak należy. - cierpkość wróciła do głosu i twarzy pobratymca gdy westchnął i zapił resztę zmartwień łykiem z drewnianego kufla.
- Nauczyłem się, że trzeba cieszyć się z tego, co się ma. Bo jutro można już z przodkami rozmawiać - pocieszył Gladenson. - Tak sobie wymyśliłem, że dla wojaka, to dobra filozofia. A co robisz, że interesy słabe? - zaciekawił się. Wyciągnął jednocześnie rękę w górę, żeby zwrócić uwagę na swój pusty kufel.
- Ja? Ja swoje zrobiłem. Siedzę i piję piwo bo nic więcej zrobić nie mogę. Wspólnik nawalił. Miał odebrać towar wczoraj. A tu ani wczoraj ani dzisiaj go nie ma. I nikt nie wie co się stało. A towar mi szlag trafi jak go nie odbierze. - mruknął zafrapowanym tonem i spoglądał smętnie we wnętrze swojego kufla. Wydawał się być tym wszystkim zaaferowany i przygnębiony tak bardzo, że nie zwrócił uwagi na Sylvię która znowu podeszła do rogu stołu jaki zajmowali i napełniła ponownie kufel Tladina.
- Co to za towar, że go szlag trafi? - uśmiechnął się równocześnie do dziewczyny w podzięce. Wyciągnął woreczek i wyrzucił z niego kości na stół. - Poturlamy trochę? Dla rozrywki, możemy grać nawet i na miedziaki, nie o zysk tu chodzi.
- Taki co się psuje. - mruknął niechętnie albo z przygnębieniem towarzysz przy stole. Woreczek z kośćmi jednak przykuł jego uwagę i wydawał się rozważać grać czy nie. - Dawaj, zagrajmy, zobaczymy komu dzisiaj los sprzyja. - powiedział w końcu z lekkim uśmiechem dając się ponieść tej rozrywce. Przy grze Barin był ciekaw dalszych zamierzeń Tladina. Znalezienie kogoś po dekadzie nie zapowiadało się na zbyt łatwe zadanie. Ale jak mawiano w Ostlandzie trudno było powiedzieć kto był bardziej uparty, krasnolud czy właśnie mieszkaniec tej prowincji.
- Co mam robić? Ot, będę wędrował od miejsca do miejsca i pytał - rzucił kośćmi. - Po dziesięciu latach rok w tę czy we wtę nie robi różnicy. Za to co Ty zrobisz ze swoim problemem, to jest pytanie - mrugnął do niego. - Gdybyś na przykład musiał towar dostarczyć gdzieś tam - machnął ręką - w stronę Faber, to mógłbyś zabrać się z nami
 
Gladin jest offline