Wraz z Galebem zostali oprowadzeni przez Lagera po ruinach tego, co zostało ze słynnego na cały Stary Świat browaru. Żal było na to patrzeć - przeklęte urki i grobi zniszczyły nie tylko browar jako budowlę, ale część krasnoludzkiego dziedzictwa. Przez zielonoskórych Bugman porzucił piwowarstwo i podjął się zemsty na tych kreaturach - zadania, którego nie sposób było wykonać, bowiem zielonych paskud wciąż i wciąż przybywało. To przez grobich za antałek XXXX płaciło się teraz jego wagę w złocie.
Wraz z opowieścią Stoutsona z Detlefa uleciała cała podejrzliwość. Historia była przekonująca i gdyby nie zadanie, którego się podjął, sam przyłączyłby się do tych dawi pomagając w odbudowie. Dawi musieli dbać o swoją spuściznę - zbyt wiele utracono na zawsze i zbyt wiele wciąż jest do stracenia.
W kaplicy poświęconej Valayi zdjął swój plecak, z którego wyciągnął dwie porcje prowiantu i odpiął bukłak z resztą piwa. Dary "za pomyślność i opiekę" złożył na jednej z potrzaskanych tarcz, po czym wycofał się na próg przybytku. Nigdy nie był bardzo religijnym krasnoludem - bardziej ufał swoim poczynaniom i podpowiedziom własnego rozumu, niż interwencjom Bogów Przodków. Oczywiście nie kwestionował ich patronatu nad dawi - w historii brodatego ludu było aż nadto przypadków, gdy Przodkowie bezpośrednio wpływali na ważkie wydarzenia - jednak jego ulubionymi postaciami z panteonu dawi byli żyjący Bogowie Przodkowie, jak chociażby Grombrindal, Biały Krasnolud. Kiedyś za młodu był świadkiem jego przemarszu przez Zhufbar, gdy słynny wojownik zdążał na audiencję u tana twierdzy - Biały Krasnolud aż emanował siłą, determinacją i mądrością oraz wzbudzał respekt w każdym, kogo spotykał.
Chwilę później stojący obok Lagera Detlef ze zdumieniem dostrzegł dziwne zachowanie Galvinsona. Wcześniej Kowal Run zdawał się medytować, by nagle otrząsnąć się z jakiegoś letargu, czy oszołomienia. Spojrzał pytająco na Stoutsona, po czym podszedł, by podać ramię Galvinsonowi i upewnić się, że runiarzowi nic się nie stało. Nie miał pojęcia co mogło się wydarzyć, ale przez respekt dla profesji Kowala postanowił nie pytać. Runiarze mieli swoje tajemnice i jeśli Galeb zechce, to podzieli się informacjami o powodach dziwnego zachowania. Jeśli nie, to jego sprawa.
Co prawda wcześniej rozmawiali o tym, żeby w przybytku Valayi zapytać o radę, ale tutaj nie było nikogo, z kim mogliby porozmawiać. Stąd Detlef złożył dary w ofierze i niewiele mądrzejszy, niż przedtem postanowił kontynuować to, co zamierzył wcześniej - dokończyć misję, dbać o bezpieczeństwo podwładnych i stronić od gaar. Dokładnie w tej kolejności.