Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2019, 17:17   #1
Shiv
 
Shiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Shiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Groza w Talabheim






Choć Burza Chaosu zakończyła się i Archaon został odparty, nie był to koniec kłopotów dla Imperium. Zrujnowane miasta i wioski, w większości których powyżynano ludzi w pień, dojmująca bieda i niepewne jutro sprawiały, że poddani Karla Franza nie mogli do końca cieszyć się z wygranej z Chaosem. Szybko uwypukliły się poważne problemy - braki żywności, zawyżone ceny, choroby zakaźne, które trawiły większość prowincji oraz widmo wojny domowej, gdyż coraz częściej brat stawał przeciw bratu. Wyglądało na to, że ciężkie, mroczne czasy dopiero nadchodzą...

Jak wszystkie ludzkie osiedla na północy i wschodzie, Talabheim również odczuwało skutki Burzy Chaosu. Miasto zalewały tłumy uchodźców z Ostlandu, Hochlandu, a nawet Kisleva, a wygórowane ceny w mieście dotykały każdego. Po wąskich i stłoczonych ulicach Taalagadu - największej i najważniejszej z osad w obrębie Talabheim - krążyli podżegacze i demagodzy, nawołujący ludzi do powstania przeciwko obcym, radzie, a nawet sobie nawzajem. Strażnikom udawało się czasami złapać takich delikwentów i powiesić publicznie dla przykładu, ale niewiele to dawało, gdyż w ich miejsce pojawiali się kolejni.

Atmosfera w dokach była napięta, niczym cięciwa łuku. Uchodźcy z Hochlandu często ścierali się z Kislevitami, rywalizując z nimi o wszystko - od zatrudnienia, po jedzenie. Straż miejska próbowała nie dopuszczać do poważniejszego rozlewu krwi, jednak nie zawsze się to udawało. Morderstwa na tle rabunkowym były na porządku dziennym. Taalagad, w którym znajdowaliście się od tygodnia, od zawsze był nędznym portem i schronieniem dla najuboższych, jednak obecnie był dużo niebezpieczniejszy - ludzie zbierali się w grupki, gdyż tylko tak można było uniknąć ograbienia bądź utraty życia. Plotki głosiły, że po dzielnicy krążyli łowcy niewolników z dalekiej Tilei, którzy wcześniej upijają swoje ofiary, a potem ładują na statki i odpływają. Nikomu nie można było ufać i zawsze trzeba było pozostać czujnym.

Kolejnym problemem był niejaki Kurt Rozpruwacz, którego miano szybko rozeszło się wśród ludności Taalagadu i nikt tak naprawdę nie wiedział, kto mu je nadał. Jego czyny świadczyły jednak za siebie - morderca atakował kobiety lekkich obyczajów w dzielnicy portowej, podcinając im gardła i usuwając niektóre narządy wewnętrzne. Straż miejska nie potrafiła sobie poradzić z tym problemem, choć przypuszczano, że tajemniczy morderca posiada wiedzę anatomiczną i chirurgiczną. Wciąż jednak nie został schwytany, dlatego pojawianie się po zmroku na ulicach Taalagadu niosło ze sobą kolejne niebezpieczeństwo. Skrajne ubóstwo zmuszało jednak wiele kobiet do prostytucji, a plotki głosiły, że w niektórych lokalach, za odpowiednią cenę, można się było nawet zabawić z młodymi dziewczynkami. A jeśli w ciągu dnia akurat znalazło się coś do roboty, to zarobki i tak były dużo poniżej normalnej płacy, choć chętnych (a może raczej zdesperowanych) nie brakowało. W dokach szerzyła się też działalność przestępcza. Przemytnicy nocami przycumowywali łodzie, a za dnia, wykorzystując powszechny rozgardiasz, upłynniali nielegalny towar. Rzadko po normalnych cenach.

Władze miasta zdawały sobie sprawę, czym grozi taki multikulturowy tygiel, dlatego wyjścia z Taalagadu do samego Talabheim strzegł garnizon, który nie wpuszczał bez odpowiedniej przepustki nikogo na Drogę Czarodziejów wiodącą do Oka Lasu, gdzie czekała lepsza praca i lepsze warunki do życia. Trzeba było wypełnić odpowiedni formularz, a biorąc pod uwagę, że niewielu uchodźców było piśmiennych, skazywało ich to na pozostanie w dokach, czekając na tak zwaną "rozmowę kwalifikacyjną". Ci, którzy przebrnęli przez procedurę, musieli uiścić sowitą opłatę w zależności od tego, jaką przepustkę chcieli otrzymać. A i tak ostatecznie decydował o wszystkim jakiś urzędnik na podstawie własnego "widzimisię". Talabheimską biurokrację można było oczywiście obejść, wręczając horrendalnie wysoką łapówkę, jednak w obecnych czasach rzadko kogo było na to stać. Ludzie konali z głodu, kobiety sprzedawały się za pożywienie, ale nikogo z możnych Oka Lasu to nie interesowało.

Takie realia zastaliście, przybywając do miasta. Luizę i Ernsta, którzy znali się już wcześniej, los połączył z przysadzistym Gunterem, krasnoludem Garranem i rezolutnym niziołkiem Hugonem prawie tydzień temu. Mieliście na tyle szczęścia (czy raczej pieniędzy w sakiewkach), że udało wam się zatrzymać w "Kocie o Dzięsięciu Ogonach" - najsławniejszej chyba gospodzie w całym Taalagadzie, prowadzonej przez byłego gladiatora, Udo. Sympatyczny wielkolud wynajął wam kwatery po normalnych cenach, co nie zdarzało się ostatnio nigdzie, a gdy dowiedział się, że Gunter również jest byłym gladiatorem, obniżył mężczyźnie cenę za pokój o połowę. Same pokoje nie stanowiły wysokiego standardu, ale łóżka były całkiem wygodne, a okna szczelne, więc w czasie chłodnych już nocy niczego więcej do szczęścia nie było trzeba.


Tego wieczoru, 22 dnia Nachgeheima 2522 roku, gospoda jak zwykle pękała w szwach. Zdążyliście się juź przekonać, że "Kot" był najbardziej kosmopolityczną karczmą w Taalagadzie. Miejscowi pili z obcokrajowcami, talabheimczycy z mieszkańcami Altdorfu, czy Middenheim. W tłumie można było dostrzec kilku krasnoludów, słyszeliście też śpiewny język tileański, pogmatwany bretoński, czy surowy kislevski. Co chwilę słychać było gromki śmiech, radosne okrzyki, czy dźwięk zbijanych toastów - nawet w tak ciężkich czasach ludzie chcieli na moment oderwać się od ponurej rzeczywistości, poczuć się wspólnotą i oddać radosnym chwilom wspomaganym przez rozwodniony alkohol, którego trzeba było wypić naprawdę sporo, by cokolwiek poczuć. Tutaj, w tej sali, panowała przyjemna atmosfera, jednak na zewnątrz, w mroku wieczora, czaiły się niebezpieczeństwa czyhające na nieostrożnych przechodniów.

Wy jednak nie zaprzątaliście sobie tym teraz umysłów - siedzieliście przy stoliku w rogu sali, zajadając gorący i całkiem znośny gulasz z zająca, ciesząc się swoim towarzystwem. Grupka, którą stanowiliście, wzbudzała odpowiedni szacunek, by nikt nie próbował was zaczepiać, zatem mogliście skupić się na rozmowach. Wciąż mieliście jeszcze pieniądze, jednak te powoli się kurczyły, a wezwania przez garnizon, by przejść przez procedury wpuszczające do Talabheim nadal nie było. Z pewnością będziecie musieli zastanowić się nad dalszymi ruchami, jednak obecnie docenialiście ciepłe wnętrze karczmy, posiłek i własne towarzystwo. Zwłaszcza, że pierwsze krople deszczu zaczęły rozbijać się o szybę okna, przy którym siedzieliście. Trzeba było przyzwyczaić się, że lato mijało bezpowrotnie, a chłodne i zimne wieczory oraz noce zwiastowały szybkie nadejście jesieni.
 
Shiv jest offline