Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2019, 21:48   #67
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Pokój bez klamek - Dzień 15?

Sen który przyszedł z tym zastrzykiem był pozbawiony majaków. Cicha ciemność.
Pobudka w obcym miejscu. Białe ściany obite materiałem dźwiękochłonnym. Pojedyncze łóżko i zamknięte na zamek drzwi. Domofon. Izolatka jak w szpitalu psychiatrycznym. Nawet łóżko było takie jakie powinno. Lekkie, solidne oraz… przyspawane do podłogi.
Woods leżała spokojnie i rozglądała się po pomieszczeniu i po tym gdzie leżała. Powoli sobie przypominała co się stało. Tylko że wydawało jej się że to musiał być sen. Przecież Jane i Henry nie oddali by jej do psychiatryka...czy może oni nie istnieją? “Czy ja jestem pacjentem?”
Wpatrywanie się w sufit nie przynosiło odpowiedzi. Ale przynajmniej była cisza i spokój.
Nie miała co robić, czuła się zmęczona, nawet nie fizycznie ale psychicznie. Zdezorientowana leżała sobie dalej, drażniło ją światło przez białe obicia było tutaj jasno, aż bolały oczy. Wsłuchiwała się w ciszę, ale było to jeszcze bardziej przygnębiające. Zaczęła liczyć.
“1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14….” i tak dalej.
W końcu usłyszała kroki na korytarzu. Ktoś nadchodził.
Drzwi się powoli otworzyły i do środka weszła młoda kobieta. Podeszła do leżącej Azjatki i przyglądała się jej przez chwilę. Po czym coś zanotowała. Podeszła bliżej i sięgnęła dłonią po jej nadgarstek, by sprawdzić puls.
- Jestem już martwa… - Powiedziała na te liche próby wyczucia pulsu. Brzmiała otępiale, nie wykonała też żadnego ruchu.
- Acha… z pewnością… puls masz całkiem żywy.- mruknęła pielęgniarka nie przejmując się tą hiobową wieścią.- Jak się czujesz?
- …- Susan odwróciła wzrok nie udzielając odpowiedzi. “Kłamstwa, wszystko kłamstwa… wszyscy wiedzą, a utrzymują tą fasadę...Dlaczego? Czy czerpią z tego jakąś sadystyczną przyjemność?”
- Puls jest w porządku. Wyniki krwi…- mruknęła do siebie pielęgniarka zerkając na wpis w notatniku.-... czy zażywała pani ostatnio jakieś podejrzane substancje? Narkotyki jakieś?
- …- Po raz kolejny cisza. Widziała tą kobietę jako jedną z nich. One doskonale wiedziały co i jak. Nie były po jej stronie, nikt nie był…
- Wyniki krwi wskazują na pozostałość jakichś nietypowych substancji psychoaktywnych. Detoks jest więc mocno… utrudniony.- mówiła bardziej do siebie niż do Susan.
- Jesteś głodna?- zapytała znienacka.
- … - Kolejne milczenie, choć Woods odczuwała głód, głód i pragnienie. Była też pewna, że dosypią jej coś do jedzenia. Dlatego milczała, nie patrzyła na kobietę. Nie zamierzała być zabawką w ich grze.
- Tak czy siak będę musiała podpiąć kroplówkę jeśli będziesz jadła.- odparła pielęgniarka coś notując.- Jakieś pytania?
- … - No tak i tak ją naszprycują czymś przez kroplówkę. “Jestem w piekle...opór jest bezcelowy...”
- Widzę, że nadal apatyczna. - mruknęła pod nosem pielęgniarka coś dopisując.w notatniku.- To widzimy się za dwie godziny. Może spróbujesz się zrelaksować, co?
Woods rozpatrywała rzucenie się na tę drażniącą ją kretynkę ale po raz kolejny nic nie zrobiła. Niech myśli, że Susan jest nieszkodliwa..na wszelki wypadek. A potem się zobaczy.
Pielęgniarka wyszła. Drzwi zamknęły się za nią. Cisza, spokój, biel.
Przez kolejne dwie godziny układała sobie w głowie co się stało, tak naprawdę i co zrobili ...jej “przyjaciele”. Oddali ją...pamięta smród konwalii...oddali ją wiedźmie. Wiedziała że to z piwnicą było koszmarem...ale musiało być czymś więcej, było inne jakby coś rzeczywiście chciało do niej dotrzeć. Henry zabrał jej broń...po raz kolejny pozbawiając ją jakiejkolwiek obrony. Sama nie wiedziała czego od nich oczekiwała...Jane - zaszczuta tym miejscem nieporadna idącą za innymi owcami osóbka...Henry - obojętny na to co się dzieję erotoman. Wood była sama, zawsze była sama, mogła polegać tylko na sobie.
Czas mijał… boleśnie powoli. Na razie jedynym piekłem w jakim utknęła, była nuda. Czas rozciągał się w nieskończoność, bo leżała wpatrując się w górę. Przymknęła oczy starając się zasnąć. Co nie było takie proste. Głównie dlatego, że już przespała pewnie z kilka godzin i głód robił się dojmującym impulsem. Głód i pragnienie. To ostatnie jednak mogła zaspokoić, bo pod łóżkiem stała plastikowa butelka z wodą źródlaną.
“ Nie. “ Pomyślała odmawiając sobie i tego. Nie wiedziała gdzie jest. O ile w pewnym momencie nawet stwierdziła że w takim mieście pokój bez klamek ma sens to było to nadal “piekło”. Persefona utknęła w piekle przyjmując ich posiłki...Woods w swoim niestabilnym stanie uznała że przyjmowanie tutaj czegokolwiek od personelu to zły pomysł.
Tylko ile jej ciało wytrzymać tą głodówkę? Na razie przekonywała się, że jest to cięższe niż się mogło z pozoru wydawać. Głód jeszcze był znośny, ale pragnienie…
Na razie było to tylko jak irytujący cierń w stopie. Dało się wytrzymać, ale nie dało się zignorować.
W końcu drzwi się otworzyły i weszła doktor Camille w towarzystwie pielęgniarki, popychającej nieduży wózek z żywnością i medykamentami.
- Ponoć nie chcesz współpracować z personelem.- stwierdziła “wiedźma” przyglądając się leżącej Susan.
- Bo nie ma to znaczenia… - Odpowiedziała obojętnie Susan nie patrząc na wiedźmę.
- Oświeć więc mnie. Co ma znaczenie? - mruknęła sceptycznie Camille.
- Nic…- Tym razem spojrzała na lekarkę, jakby patrzyła na idiotkę.
- Mój czas ma znaczenie… dla mnie. Oszczędziłabyś go wiele, gdybyś popełniła samobójstwo w swoim domu.- odpowiedziała Camille.- Zamiast tego twoi przyjaciele wezwali mnie do ciebie… przeżywającej atak paniki. I musiałam się tobą zaopiekować, co nie jest akurat dla mnie szczególnie interesujące. Zamierzasz coś jeść, czy mamy cię przypiąć do łóżka i założyć kroplówkę? Może ty masz w nosie swoje życie, ale są jeszcze osoby, którym na tobie zależy.
Susan spojrzała na wiedźmę jakby wyrosła je druga głowa a potem parsknęła śmiechem. Słysząc ten standardowy filmowy tekst z ust lekarki pokazał idiotyzm tej sytuacji. Woods śmiałą się, i jak wcześniej nie mogła przestać się uspokoić mamrotać i bać, teraz nie mogła się przestać śmiać z lekarki. Cała wypowiedź lekarki była dla niej pełna sprzeczności. A jednocześnie brzmiała jakby wiedźma oczekiwała, że samobójstwo to co Susan powinna zrobić.
Zapachniało znów konwalią. Owa woń zaczęła wypełniać pomieszczenie.
- Nie ruszaj się.- rzekła Camille i ciało Susan uległo paraliżowi. Camille skinęła głową na swoją pomocnicę.- Pasy, a potem kroplówka.
- Ha ha ha...widzę, że bez twojego odoru konwalii jesteś bezużyteczna...ha ha ha - Była to pewnie zła decyzja ale Woods nie umiała widzieć wiedźmy jako słabej zastraszonej niekompetentnej istoty, która nie umiała działać bez tych swoich mocy. Tak jak Alice, albo pani szeryf.
- Nie jestem psychiatrą. Nie mam zamiaru diagnozować twoich psychoz, tym bardziej że nie chcesz współpracować ze mną. Potrzymam cię tu kilka dni przy życiu i albo zdecydujesz się zachowywać normalnie i wyjść o własnych siłach do domu, albo…- podrapała podstawę nosa.-... albo pójdziesz w obłęd i to będzie koniec. Tak czy siak, ja będę miała spokój. -
Pasy zostały zapięte, kroplówka podłączona do ręki, powoli kropelki spływały w dół.
- Na razie ty jesteś przypięta i leżysz w bezruchu. Kto tu jest naprawdę bezużyteczny? - zapytała retorycznie Camille.
Susan zdawała się jej nie słyszeć cały czas śmiałą się z lekarki. Nawet nie przeszkadzało jej, że Camile zdawała się nic sobie nie robić z jej komentarza. Być może jak się opanuje to zacznie żałować, ale teraz pozostało jej się śmiać
Komentarz Konwaliowej wiedźmy świadczył o jednym, naprawdę jest już martwa. I cokolwiek zrobi nie ma ucieczki.
Była w piekle, całe to miasto to jedno wielkie piekło. Nie mogła uciec nie mogła się zabić...już nie żyła więc nie miało to sensu zabijać się jeszcze raz. Iść na współpracę? Być ich dziwka jak jej proponowała Jane? Nigdy!
Susan po wyjściu personelu rozmyślała. Wszystko świadczyło tym, że to koniec. Jane była jedną z nich, co chwila udowadnia to przez swoje słowa i akcje. Henry...jego nic nie obchodziło, albo jest z nimi...albo jest tak zobojętniały, że poza spełnianiem swoich pragnień nie widzi potrzeby przejmowania się innymi.
Yoona zdecydowanie przeliczyła swoje siły jeśli chodziło o To miasto, a teraz przyjdzie jej zapłacić za tą pomyłkę…

KONIEC...
 
Obca jest offline