Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2019, 21:58   #5
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Ochmistrzyni wróciła do komnaty Basi z długim pergaminem zapisanym rządkami nazwisk. Jedno pod drugim, starannym pismem.
-Oto przewidywani goście na stypę moja pani. Pewnie pojawi się ich więcej, ale tamci nie zostaną wpuszczeni do głównej sali, tylko będą przebywali w salach bocznych i na podwórzu raczyć się posiłkami.- wyjaśniła uprzejmie. Jej włosy nie wróciły do starannej fryzury. I teraz jej twarz okalała ta sama burza ciemnych loków, gdy obdarzała ją namiętnymi pocałunkami. I taką właśnie pieszczotą ją powitała.
Basia zajęła miejsce na szerokim parapecie okna i spoglądając na zewnątrz zastanawiała się jak ubrać w słowa swoją przemowę. Gdy Cosette podeszła do niej, zasłoniła okno ciężką zasłoną i odpowiedziała na pocałunek.
- Dziękuję. - Powiedziała z uśmiechem sięgając po listę i przyglądając się wypisanym na niej nazwiskom. Lubomirscy, Ligęzowie, Czarnieccy, Firleyowie, Łascy… same wielkopańskie rody. Imiona jednak nie mówiły Basi nic. Urodziła się szaraczkiem. Gdyby nie młodość i uroda pewnie nigdy nie znalazłaby się w miejscu w którym była obecnie.
Ochmistrzyni przysiadła z boku na krzesełku cierpliwie czekając aż skończy czytać. Basia spokojnie przesuwała palcem po liście starając się przypomnieć osoby przedstawiane jej na weselu. Większość z tych ludzi pewnie już widziała tylko w tamtym amoku… Tyle ważnych nazwisk. Ludzi, którzy nawet jeśli nie będą jej współczuć, to chcą pojawić się na pogrzebie. Ilu z nich już niebawem będzie aspirantami do jej ręki? Magnatka przyjrzała się jakie rody pojawią się najliczniej. Z zainteresowaniem szukała też nazwisk, których nie kojarzyła z rodami szlacheckimi. Czy ktoś taki w ogóle się pojawi?
Przeważały miejscowe rody: Kmitowie, Tarnowscy, Lubomirscy. Tych przedstawicieli rodów było najwięcej. Pozostałe rody magnackie wysyłały, z dwóch lub trzech przedstawicieli. Oczywiście należało doliczyć do nazwisk, żony i dzieci które z nimi przybędą. Te nie były wymieniane. Byli też różnoracy biskupi i... przedstawiciele zakonów wszelakiego rodzaju, których to zmarły małżonek musiał być donatorem.
Będzie musiała się rozeznać na co obecnie idą jej pieniądze… bo były jej prawda? Westchnęła ciężko i zwinęła listę po czym podała ją ochmistrzyni.
- Dużo ludzi… - Powiedziała cicho, ponownie spoglądając przez okno.
- Jesteś dla nich ciekawostką. Złotą kaczuszką w klatce. - odparła Cosette zwijając pergamin. - Nie martw się tym teraz, pan Michał wielokrotnie woził pisma od twego męża. Wie jak z szlachcicami postępować.
- Wiem… jedno takie przywiózł do mnie. - Mruknęła Basia i odrobinę nerwowo wygładziła materiał sukni.
- Zna ich i zdoła trzymać od ciebie z dala. Coś cię martwi?- zapytała ochmistrzyni.
Magnatka pokręciła głową. Co miała powiedzieć? Że nie chce być jedynie figurą?
Cosette jednakże nie dała się nabrać na to zachowanie i rzekła wprost.- Nie nauczono cię w klasztorze kłamać moja pani.
Basia zaśmiała się.
- Nauczono jednak czego mówić nie wypada. - Uśmiechnęła się do Francuzki.
- Nauczono córkę szaraczka… już ją nie jesteś.- oceniła ironicznie Cosette spoglądając na Basię.
- Nie chcę byście robili wszystko za mnie. - Powiedziała poważniejąc.
Ochmistrzyni słysząc to zaśmiała się głośno zasłaniając usta. - Myślisz że jaśnie państwo osobiście nadzoruje służbę, włości, żołdaków?
Spojrzała z politowaniem na blondynkę.- Otóż nie… od tego ma swoich zaufanych. Zresztą będziesz mogła coś czynić… a nawet wiele na stypie. Rozdawać uśmiechy na prawo i lewo, przyjmować kondolencję, wygłosić przemówienie. I… zerkać na co przystojniejszych szlachciców. Bądź szlachcianki.
- Mówiąc, że nie chcę byście wszystko za mnie robili nie miałam na myśli, że nagle wezmę na siebie wszystkie obowiązki. - Basia wzruszyła ramionami. Cosette chciała szczerości to ją miała. - Wątpię jednak, że moje funkcje winny ograniczać się do uśmiechów.
- Ależ oczywiście że nie. Wkrótce przyda ci się i miotła do wypędzania sprzed drzwi miłośników.- odparła ironicznie Francuska wstając i podchodząc do blondynki i nachyliła się ku jej obliczu wpatrując wprost w jej oczy.- Jakie więc plany masz jaśnie pani. Gdzie się widzisz ?
- Obecnie? - Basia przesunęła spojrzeniem po ciele Cosette. Tego, że widziała się w jej objęciach też nie powinna mówić, prawda? - W kaplicy, modląc się za duszę zmarłego męża. Powinnam choć odrobinę okazać, że dotyczy mnie ta żałoba.
- W prywatnej kaplicy, czy też kolejną mszę za duszę twojego męża mam zamówić.- wymruczała z drapieżnym uśmiechem Cosette, która dostrzegła jej spojrzenia. Pochyliła się i pocałowała usta blondynki namiętnie, wyraźnie rozkoszując się ich dotykiem.- Już ci mówiłam… kłamać nie umiesz.
- Po prostu udam się tam, gdzie obecnie jest jego ciało… chyba najeliście jakąś salę w przyziemiu? - Basia opuściła wzrok czując jak policzki zaczynają ją palić. - Będę musiała się tego nauczyć.
- Przebywa w kaplicy, na marach.- potwierdziła Cosette prostując się.- Przyślę służki, by cię zaprowadziły i… weź moja pani pod uwagę, że karmazyny i szaraczki, będą chciały podesłać ci swoje córki na dwórki.
- Ładne dziewczęta w towarzystwie to zawsze przyjemny dodatek. - Basia uśmiechnęła się i wstała z parapetu. Ostrożnie odgarnęła dłonią kosmyk z twarzy ochmistrzyni.
- Liczyć będą, że amanci których nie zaszczycisz zainteresowaniem, zwrócą na nie uwagę.- odparła z uśmiechem Cosette.- Więc pewnie będą starały się podkreślać swoją urodę. Będzie na czym oko zawiesić.
Palcem przesunęła po ustach szlachcianki.
-Będą miały ciężki orzech do zgryzienia. Bo naprawdę śliczny z ciebie słowiczek.
- A czemuż moja uroda ma budzić ich wątpliwości? - Basia rozchyliła wargi, poddając się pieszczotom ochmistrzyni.
- Będą z tobą konkurowały.- mruknęła ochmistrzyni muskając palcem języczek ukryty między miękkimi wargami blondynki. - Czy mam przyjść do ciebie moja pani, jak już skończysz modlitwę?
- T.. tak.. chyba będę wymagała pocieszenia. - Wyszeptała Basia czując palący ją rumieniec.
- Zadbam o to…- uśmiechnęła dwuznacznie Cosette.- … mój słowiczku.
- Dziękuję. - Magnatka opuściła głowę i ponownie poprawiła suknię. Miała nadzieję, że ciało Józefa na tyle uspokoi jej myśli, że naprawdę zastanowi się nad przemową na jego stypę.


Okryta kirem dębowa trumna stała na katafalku. Z czterech stron stały świeczniki z gromnicami. Portret trumienny, dopiero był zaznaczony na niej. Kaplica była mała i cicha, z Chrystusem konającym na krzyżu, za ołtarzem. Było cicho. Nikt się przed trumną nie modlił, choć czuć było zapach kadzidła w powietrzu. Było zimno. Białe ściany dodawały uczucia chłodu.
Basia weszła do środka wraz z dwiema młodymi służkami. Ładnymi. Doświadczenia z Cosette sprawiły, że zaczęła zwracać na te fakty uwagę.
Magnatka zajęła miejsce w przeznaczonym dla rodziny klęczniku. Na szczęście ochmistrzyni przezornie dała jej płaszcz. Skupiła spojrzenie na trumnie by nie myśleć o sposobach w jaki dwie towarzyszące jej kobiety mogłyby ją ogrzać.
Służki uklękły obok niej i również “pogrążyły” się w modlitwie zerkając ciekawsko na… w sumie wszystko co nie było bielonymi ścianami. Jaśnie Pan zapewne nie należał do osób umiłowanych przez lud i służbę. Pewnie nawet jej nie zauważał. Więc nic dziwnego, że jego śmierć nikogo z nich nie obeszła. Skoro była jaśnie pani, której obecność gwarantowała brak komplikacji w związku z jego zgonem.
Basia w ciszy starała się ułożyć w głowie przemowę. Na szczęście przywykła do podobnych miejsc w zakonie. Dormitorium dla kobiet, nie będących siostrami było niemal równie zimne i chyba mniej w nim było ciepłych tkanin niż w tej kaplicy. Do tego myśl o tym iż wróci do swej alkowy i zastanie tam Cosette przyjemnie ogrzewała jej ciało, pozwalając wytrwać na tyle długo, by ułożyć w głowie wiele… kłamliwych słów.
Służki miały mniej cierpliwości i wytrwałości, by wytrwać na modlitwie i uznawszy że ich pani całkiem zatonęła w modlitwie plotkowały szepcząc między sobą.
Magnatka gdy już czuła, że skończyła swą pracę, zaczęła się im z ciekawości przysłuchiwać. Interesowało ją czym też żyje jej dwór.
Na pewno nie śmiercią Józefa. Służki gadały cicho o woźnicy Wacławie i jego myciu koni dziś rano.
- Sama chciałabym, żeby mnie szorował z taką pasją.- wymruczała jedna z nich cicho. - Tak silnie i mocno…
-No…- druga służka zgodzila się z przyjacióką, ale zerkała też na Basię. Może bojąc się przyłapania przez młodą magnatkę.
Magnatka nadal miała półprzymknięte oczy. Ciekawe jak wyglądał ten cały Wacław… pewnie był tylko jednym z wielu stajennych Józefa… jej stajennych.
- Cały nagi… no prawie… ale z mokrymi spodniami… można nawet było dojrzeć jego…- szeptała jedna, podczas gdy druga znudzona modlitwą służka uciszała ją.- Ciii… nie przy zmarłym…
- A co jego to obchodzi. Wyobracał jaśnie pannę przed zgonem. Też nie zszedł cnotliwie. A więc Wacław i jego szerokie bary w które chciałoby się wtulić.- mruczała, podczas gdy druga dodała trwożliwie.- Czterdzieści cztery dni zmarli krążą po zgonie…
- Bzdura. Tylko do pogrzebu.- odparła pierwsza.
Basia poruszyła zmarzniętymi ramionami dając, służkom czas na to by zamilkły.
Co uciszyło je od razu. Magnatka podniosła się i ruszyła w kierunku wyjścia, nie obdarzając kobiet spojrzeniem. Głównie dlatego, że czuła rumieniec na swej twarzy, który wypłynął gdy tylko wyobraziła sobie mokre męskie ciało.
Te na szczęście opuściły wzrok wstając i nie mogły tej zmiany na jej obliczu dostrzec.
Grzecznie czekały na jej polecenia.
- Przejdziemy się, potrzebuję zaczerpnąć powietrza. - Basia wypowiedziała słowa dosyć cicho, ale w pomieszczeniu nie było nic co mogłoby je zagłuszyć. Wiedziała, że nie powinna się oddalać by nie narażać się na kontakty z adoratorami i innymi, pragnącymi jej pieniędzy. Tak bardzo jednak kusiło ją teraz by udać się w okolice stajni.
- Tak pani…- służki podążały za szlachcianką, przed którą to służba rozstępowywała się na boki. Magnatka szła przez mały dziedziniec do niedużej stajni ciekawa kim jest… ojej…
Zamarła na widok tego mężczyzny, wysokiego o szerokich barkach, długich włosach i twardo zarysowanej szczęce. To musiał być Wacław.

[MEDIA]http://cdn1.stopklatka.pl/dat/movie/0000000076/0000076497/113652515.jpg[/MEDIA]

Szkoda, że już ubrany… i suchy.
Basia cieszyła się, że zasłoniła twarz woalem. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak to jest być pochwyconą przez kogoś tak… tak umięśnionego. Nie dziwo, że służki tak o nim rozprawiały.
- Panienka życzy sobie wyruszyć w miasto?- zapytał Wacław kłaniając się nisko.
- Niestety… - Basia zawahała się. Nie powinna wyruszać bez obstawy. Nie chciała robić kłopotów Michałowi i Cosette. - Widok koni mnie odpręża. - Dodała cicho, nie chcąc zdradzać dla jakiego widoku tu przyszła.
- To akurat są konie do wozu, mocarna i ciężkie. Silne… ale gdzie im do smukłych arabów.- mężczyzna wskazał wałachy odpoczywające w boksach, a magnatka spojrzała na jego… obszar pośladków. Spodnie nosił dość napięte w tym obszarze.
- Silne… - Wyszeptała nieco skołowana, z cały sił starając się skupić uwagę na czymś innym niż umięśnione ciało stajennego.
- Prawdziwe bestie. Pociągną karocę bez problemu.- zgodził się z nią Wacław nieświadom jej spojrzenia. A służki korzystały z braku uwagi szepcząc między sobą.
- Chciałbym żeby… i mnie oporządził z taką czułością jak te konie.- szeptała jedna.
- A jakby wziął w ramionach jaśnie panią, to było takie romantyczne- odparła rozmarzonym głosem druga.
- Oj co ty tak…- syknęła pierwsza cicho. A druga zawstydzona dodała.- Bo to tak smutne, owdowieć w noc poślubną.
Basia z całych sił starała się im nie przysłuchiwać… gdyby wiedziały o tym, że nawet nie skonsumowała tej nocy poślubnej…
- Radzisz sobie z tymi końmi? - Jej wzrok przesunął się po boksach, starając się oszacować liczbę zwierząt. Było ich tu dziesięć, dużych i pięknych. Mocarnych.
- Wymagają trochę czułości. - odparł z uśmiechem Wacław nieświadom zainteresowania jakie wzbudzał.
- Który to twój ulubieniec? - Magnatka także spróbowała się uśmiechnąć.
- Tamten… - wskazał dużego konia o kasztanowej maści z białą strzałką na czole. - Hegemon. Bo największy i najsilniejszy.
Podszedł do niego i pogłaskał po pysku.
Basia podeszła do zwierzęcia i przyjrzała mu się. Chyba… towarzystwo zwierząt naprawde ją odprężało. Odsłoniła twarz i uśmiechnęła się do Hegemona.
- Jest wobec tego podobny do ciebie. - Powiedziała nieco rozbawionym głosem.
- Może.. ale ja nie jestem wykastrowany.- zaśmiał się Wacław, a potem stropił dodając.- Wybacz panienko ten żart.
Magnatka zaśmiała się, zakrywając usta dłonią.
- Bardzo wobec się tego cieszę. Szkoda by było gdyby kastrowano tak życzliwych ludzi. - Uśmiechnęła się do Wacława. - Nie będę odrywać cię od twoich obowiązków.
Wacław odetchnął z ulgą i skłonił się z uśmiechem.
Basia osłoniła twarz i wycofała się ze stajni. Chciała wrócić do swojej sypialni i dać Cosette się pocieszyć.
Służki czekały przed stajnią szeptając między sobą i zauważywszy jej pośpiech, dygnęły nerwowo czekając na polecenia.
- Wracam do pokoju. - Powiedziała cicho do kobiet. - Niech któraś podskoczy do kuchni i poprosi by przygotowano mi coś do jedzenia.
- Tak pani.- odparły służki.
 
Aiko jest offline