Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2019, 22:06   #6
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Ochmistrzyni już czekała w jej komnatach, poprawiając kwiaty. Na stoliku obok niej stała karafka z winem. Nie zauważyła jak Basia wchodzi. A może tylko udawała?
Basia odprawiła służkę i podeszła do Cosette, odsłaniając po drodze twarz.
- I jak czuwanie przy trumnie?- zapytała Cosetta prostując się i uśmiechając ciepło.
- Owocne. - Basia odpowiedziała na uśmiech. - Służki to potworne gaduły.
- A co takiego gadały? -zapytała Franuzka.
- Opowiadały o stajennym. - Magnatka przesunęła palcami po jednym z kielichów.
- No tak. Są młode i ciekawskie.- odparła z uśmiechem Cosette, a jej dłonie sięgnęły do sukni magnatki, delikatnie ściskając pośladki Basi przez materiał.
- Obejrzałam go sobie… - Wyszeptała blondynka opierając się o stół.
- Też jesteś młoda i ciekawska.- zaśmiała się Cosette mocniej masując pochwycone dłońmi krągłości. Choć nadal przez ciężką suknię.
- Jest… bardzo umięśniony… - Basia aż wypięła się w kierunku ochmistrzyni.
- Ach… to już wiem kto…- zaśmiała się Cosette bezczelnie podwijając suknię szlachcianki i halkę i koszulinę. Zacisnęła dłonie na jej nagiej pupie masując je leniwie. - Wacław tak?
- T..tak… jest miły. - Magnatka jęknęła zaciskając dłonie na blacie stołu.
- Miły… - mruknęła Cosette ściskając pośladki dziewczyny, kucnęła i przesunęła językiem po jej pupie.- … i to jest w nim interesujące?
- P.. pośladki… szerokie ramiona… - Basia zaczęła drżeć intensywnie, nie walczyła jednak z ochmistrzynią. Była ciekawa co też takiego uczyni jej Cosette.
-Och… doprawdy… tak mu się z ciekawością przyglądałaś?- delikatny ciepły język wodził po pupie magnatki, czasami przesuwając się pomiędzy nimi. Dłonie ochmistrzyni ugniatały krągłości pupy leniwie i stanowczo zarazem.
- Przez… przez służki. - Blondynka opadła piersiami na blat stolika.
- Przez służki?- Cosette zaśmiała się i sięgnęła palcami między uda Basi powoli muskając wrażliwy obszar kochanki, swoimi zgrabnymi palcami. Powoli i prowokująco.
- Opowiadały.. że był mokry… - Blondynka przestawała myśleć. Czuła jak jej ciało poddaje się pieszczotom, jak dzięki sprawnym palcom ochmistrzyni pędzi w stronę kolejnego szczytu.
- Doprawdy? Strasznie dużo plotkują….- zamruczała Cosette całując pośladki leżącej na stoliku blondynki sięgając palcami głębiej… rozpalając dotykiem podbrzusze magnatki.
Basia nie odpowiedziała. Była w stanie jedynie pojękiwać coraz głośniej by po chwili obwieścić swojej spełnienie, cichym okrzykiem.
- Ładnie to tak wystawiać gołą pupę?- zażartowała Cosette lekko uderzając w pośladek dziewczyny, który zadrżał lekko. Nie był to tak mocny cios, jak mogłaby się Basia spodziewać. U sióstr otrzymywała mocniejsze razy (co prawda tylko wtedy gdy naprawdę nabroiła), za to niespodziewany.
Magnatka wydała z siebie kolejny zdławiony okrzyk.
- To… ty ją odsłoniłaś. - Wyszeptała w blat stołu.
- A jakby teraz ktoś nas zobaczył. Wacław, albo te służki?- zamruczała Cosette muskając lekko zaczerwienioną skórę językiem.
- To.. powiedziałabym, że się tam ukułam? - Zaproponowała niepewnie Basia.
- A ja bym powiedziała… że pani oczekuje jego pieszczoty… może tu.- droczyła się Cosette, sięgnęła między uda Basi i potarła palcem jej dziewiczy wciąż zakątek.
- N.. nie… tak nie można… - Magnatka ponownie zacisnęła na blacie palce, które ledwo co udało się jej poluzować.
- Tak nie wypada. To bezwstydne… tak jak goła pupa jaśnie pani wypięta ku drzwiom.- zaśmiała cicho Cosette i cmoknęła pośladek.- Więc chcesz mężczyzny mój słowiczku?
- W.. wiesz, że tak. - Basia spróbowała się unieść, ale jej nogi okazały się nagle bardzo niestabilne.
-Hmm… jakby to. Może wieczorem. Po stypie. Ale na moich zasadach mój słowiczku.- mruknęła dając kolejnego klapsa.- No wstań, chodźmy się rozebrać. I zajmę się wtedy tobą mój słowiczku.
- Zaraz… jedna ze służek przyniesie jakieś jedzenie. - Magnatka uniosła się na dłoniach.
- I zobaczy twoją nagą pupę. Ciekawe która.- mruknęła Cosette przesuwając palcem pomiędzy pośladkami. - Wiem że nie wszystkie patrzą ciekawym okiem na urodziwych mężczyzn. Sama znalazłam i wybrałam do służby parę dziewcząt, które wodzą za mną wzrokiem pełnym zainteresowania. To ekscytująca świadomość, moja pani.
Basia podniosła się gwałtownie tak, że suknia zasłoniła jej wdzięki.
- Ja… dużo? Dużo takich dziewcząt wzięłaś na służbę? - magnatka wyraźnie się zaniepokoiła. Kąpała się przy tych kobietach!
- Trzy… ale nie powiem które. - droczyła się Cosette nalewając wina z karafki do srebrnych kielichów.
Magnatka prychnęła i przyjęła podany kielich. Upiła z niego nieco wina. Mocnego węgierskiego tokaja, co było… rozgrzewające na żołądek, upajające umysł, ale też i budziło zdziwienie. Czyż Cosette nie powinna preferować francuskich win? Najwyraźniej nie, skoro te piła z wyraźną przyjemnością. - Mogę tylko zdradzić, że są ładne.
Mierna podpowiedź. Cosette dobierała służbę także pod kątem urody!
- Dobrze.. odrzucę wszystkie brzydkie przedstawicielki mojej służby. - Basia pozwoliła by w jej głosie pojawiła się ironia. Zajęła miejsce w jednym z krzeseł czekając aż służąca przyniesie jedzenie. Czuła jak alkohol rozgrzewa jej pusty żołądek.
- Och rozchmurz się. Nie pochlebia ci myśl, że ktoś marzy o tobie w ukryciu?- zapytała ironicznie Cosette popijając ze swojego kielicha. Wkrótce drzwi się otworzyły i powoli weszła przez nie młoda pokojówka niosąc tacę z smażonym szczupakiem natartym szafranem. Coś czego Basia przed ślubem nie potrafiła sobie wyobrazić, nie mówiąc o skosztowaniu. A teraz posilała się nim często. Jakże łatwo można było wejść w skórę magnatki.
- Tak długo jak jedynie marzy… jest to całkiem przyjemne. - Basia urwała palcami kawałek ryby i zjadła go ze smakiem.
- Och… zwykła służka nie ośmieli się napadać wielkiej pani. O to nie musisz się martwić.- odparła ochmistrzyni również dołączając się do posiłku.
- A więc masz mnie dla siebie. - Magnatka popiła rybę winem. - Pyszne. - Skomplementowała wybór Francuzki.
- Och… moja pani niech lepiej uważa ze słowami.- zachichotała z drapieżnym uśmiechem.- Kto wie co z nich później wyniknie.
- Wspólna noc? Czyż nie takie mamy plany? - Basia uśmiechnęła się do ochmistrzyni. Teraz gdy starsza kobieta jej nie dotykała, nie kusiła wdziękami, łatwo było rozmawiać.. gdyby tylko miała tyle pewności gdy nadejdzie noc…
- I popołudnie? Czyż nie po to tu jestem?- zamruczała zmysłowo Cosette wpatrując się wprost w oczy blondynki.
- T.. to prawda… - Pewność siebie Basi zaczęła topnieć niczym śnieg na wiosnę. Spojrzenie Francuzki, zdawało się widzieć ją na wylot… jakby wiedziała o wszystkich pragnieniach magnatki.
Cosette wstała od stołu i przybliżyła się do szlachcianki. Usiadła na stole i pochyliła się ku niej. Dekolt ochmistrzyni znalazł się kusząco przed oczami Basi. Ona zaś ujęła podbródek dziewczyny i nachyliła się całując jej usta delikatnie. Magnatka zawahała się, ale już po chwili odpowiadała z entuzjazmem na pocałunek kochanki. Tak łatwo było przywyknąć do tego, rozsmakować się jak w tokaju. Całując się z ochmistrzynią, szlachcianka czuła jak dłoń kochanicy dłoń błądzi po jej biuście, ugniatając krągłości zachłannie. Bo tym przecie Cosette była, prawda? Jej kochanką.
Basia sięgnęła do piersi ochmistrzyni i ścisnęła je ostrożnie nie przerywając pocałunku. Czuła jak z każdą chwilą ciało rozgrzewa się coraz bardziej. Jak ubranie zaczyna przeszkadzać, a upięte ciasno włosy cisną.
- Jakże śmiało sobie poczynasz mój słowiczku. Gdzie się podziało to nieśmiałe dziewczątko? - wymruczała Francuzka, nachylając się by ustami muskać ucho kochanki podczas szeptu. Pozwalała jasnowłosej badać swój biust, sama również nie szczędząc kochance takich pieszczot.
- Ja… - Basia puściła piersi ochmistrzyni. Czy postępowała źle? Wydawało się jej, że Cosette sprawia to przyjemność.
- Jesteś urocza, gdy się rumienisz. - odparła kobiety prostując się. Niespiesznie i beztrosko zabrała się za rozwiązywanie tasiemek swojej sukni, a następnie rozchyliła gorset i koszulę, by oczom Basi ukazać swoje krągłe piersi w pełnej nagiej krasie.
- No i? Co chcesz z nimi zrobić mój słowiczku. - mruknęła zaczepnie z łobuzerskim uśmiechem.
Basia pochyliła się i niepewnie pocałowała jedną z krągłości. Były takie ciepłe… takie delikatne. Kusiło by ukryć między nimi swoją twarz. Magnatka ostrożnie przesunęła policzkiem po gładkiej skórze biustu ochmistrzyni.
- Śmiało… odsłoniłam je dla ciebie. - szepnęła rozpalonym pieszczotą głosem ochmistrzyni. Naparła biustem na twarz młodej magnatki. - Zrób to co pragniesz poczuć na swoich gołębich piersiach.
Basia zaczęła obsypywać biust kochanki delikatnymi pocałunkami. Wyobrażała sobie usta Cosette dotykające jej własnej skóry i pomału zatracała się w tych wyobrażeniach. Sunęła językiem po rozpalonym ciele ochmistrzyni by na koniec pochwycić wargami jeden ze szczytów i possać go namiętnie.
- Coraz lepiej ci to idzie. - sapnęła zaskoczona zapałem Basi Francuzka wypinając dumnie biust co by ułatwić zadanie swojej kochanicy. Sama lekko docisnęła głowę szlachcianki do swoich piersi i pomrukiwała zadowolona. Jej miękkie krągłości drżały i unosiły się w szybkim oddechu.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy. Cieszyła się… cieszyła się, że udało się jej sprawić przyjemność Cosette. Ujęła w dłoń drugą pierś i zaczęła ją ugniatać by nie czuła się zapomniania.
-Zdecydowanie… jesteś bardzo poję...tną…- Cosette coraz trudniej było zapanować na swoim głosem, pożądaniem, nad samą sobę. Oddychała ciężko, jej piersi drżały, z jej ust wyrywały się ciche jęki.-... ucz...uczeen..nnicą.
Basia puściła atakowaną pierś i przywarła do drugiej by i jej posmakować. Przytulanie warg do ciepłego ciała było odprężające, pozwalało pozostawić wszelkie troski gdzieś w tyle. Były tylko wargi… język… i ta miękka krągłość w ich zasięgu.
Czego jeszcze mogła pragnąć ochmistrzyni? Niby… pokazała jej… na łożu. Czyżby naprawdę chciała by wzięto ją tak… agresywnie? Basia niepewnie sięgnęła wolną dłonią pod suknię Cosette i zaczęła sunąć nią ku górze.
-Och… naprawdę.. chcesz.. tam sięgnąć.- mruknęła Francuzka czując ciekawskie palce jasnowłosej wędrujące po jej pończoszce… niewątpliwie importowanej z jej rodzinnych stron. Nieco rozchyliła uda ułatwiając szlachciance dotarcie do celu.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy nie chcąc przerywać pieszczot i powoli dotarła do poszukiwanego miejsca. Już gorąc zwiastował, że jest blisko. Wilgoć, że jest u celu. Zanurzyła palce w miękkim wnętrzu.
- O tak… ostrożnie na początku… delikatnie.- ochmistrzyni instruowała ją delikatnie dociskając twarz kochanki do swojego odsłoniętego biustu. Basia miałą wrażenie, że jej palce są połykane przez lubieżne i ciepłe usta… pulsujące pożądaniem i żarem.
Szlachcianka ostrożnie wykonywała instrukcje. To było niesamowite… czy… czy też była taka w środku?
- Tak… tak… poruszaj, głębiej… możesz mocniej.- pojękiwała rozpalona pożądaniem Cosette i przygryzając wargę dyszała.- Och… mój słowiczku… jeszcze troszeczkę.
Jej ciało wręcz zaciskało się na zwinnych intruzach, jej piersi drżały, a z ust wyszedł przeciągły jęk świadczący o nagłym błysku ekstazy.- Taaaak… słowiczku.
Basia nie była pewna co ma robić więc jedynie zwolniła ruchy palców. Odchyliła nieśmiało głowę by przyjrzeć się ochmistrzyni.
- To było cudowne…- mruknęła Cosette nachylając się i całując usta jasnowłosej, zachłannie i zaborczo. Jej języczek muskał rozchylone wargi Basieńki.
Blondynka ucieszyła się szczerze i z entuzjazmem odpowiedziała na pocałunek, pomału wysuwając palce z ciała kochanki.
- Mhmm… i co teraz mój słowiczku?- zapytała Cosette leniwie i zmysłowo przeciągając się na stoliku.
Basia zarumieniła się i opuściła wzrok. Spoglądała na swoje mokre, od soków ochmistrzyni, palce.
- Ja… czy… - Cosette oblizała swoje palce ostatnio. Czy to smaczne? - Czy ty… - niepewnie podniosła palce do ust zapominając… lub nawet bardziej nie chcąc wymawiać na głos swych pragnień. Pomału oblizała palce… to… było dziwne ale nie nieprzyjemne.
- Czy ja co ?- zapytała zaciekawiona ochmistrzyni.
Basia niespiesznie oblizała palce, odwlekając chwilę, w której powinna się odezwać.
- Czy zrobisz dla mnie.. to samo? - Spytała niepewnie zerkając na Cosette.
- Tylko jeśli pozbędziesz się swojego stroju Basiu.- wymruczała lubieżnie ochmistrzyni zsuwając się ze stołu i podając magnatce dłoń.
Blondynka skorzystała z pomocy wstając z krzesła. Niepewnie zerknęła w dół na wiązanie swojego gorsetu i drżącymi dłońmi zaczęła je luzować.
Nie przeszkadzając Basi w działaniach Cosette zaprowadziła magnatkę do sypialni i zamknęła za nimi drzwi.
Basia opuściła gorset i zabrała się za sznurowanie sukni, przysłuchując się jak za jej plecami Francuzka przekręca klucz w zamku.
Cosette podeszła do niej od tyłu, jej dłonie wodziły po pośladkach a usta muskały szyję młodej magnatki. Nie pomagała jednak w rozbieraniu.
Ciężki materiał zaczął zsuwać się z ramion i magnatka pozwoliła mu na to. Po chwili suknia uderzyła o zasłaną dywanami podłogę. Pozostała tylko koszula… Basia czuła już dreszcze od delikatnych pocałunków ochmistrzyni. Czy Cosette naprawdę będzie ją całowała… Drżącymi dłońmi rozwiązała jedną kokardkę uniemożliwiającą zdjęcie koszuli i powoli ściągnęła ją przez głowę.
Palce ochmistrzyni powiodły po brzuchu dziewczyny łaskocząc skórę. Piersi, te nagie ochmistrzyni, ocierały się o plecy dziewczyny. Przytulona Francuzka muskała szyję delikatnym dotykiem ust.
Basia zadrżała od tego dotyku. Czuła chłód owiewający rozpalone ciało i choć odrobinę je kojący.
- Czy… czy teraz? - Spróbowała wydusić z siebie słowa.
- Czy teraz… co?- język ochmistrzyni przesunął się po szyi, dłoń sięgnęła wyżej chwytając za krągłą pierś i ściskając ją. Palce drugiej dłoni badały intymny zakątek wywołując rozkosz przechodzącą piorunem przez ciało szlachcianki.
Blondynka była w stanie tylko cicho pojękiwać, opierając się plecami o dwie gorące krągłości Cosette.
- Jesteś urocza…- palce zanurkowały głębiej poruszając się sprawnie w jej intymny zakątku. Powolne acz silne ruchy, także dłoń kobiety mocniej zaczęła masować i ugniatać pochwyconą krągłość. - Przyjemnie.
- Tak… tak… - Basia była w szoku, że jej głos przerodził się w pomruk… tak podobny do tego, który słyszała czasem u Cosette. Czy.. czy to było normalne?
Ruchy palców rozpalały ciało Basi które odruchowo wiło się w objęciach ochmistrzyni, coraz bardziej drżąc. Jeszcze kilka ruchów palców, jeszcze kilka muśnięć... Basia wygięła się w łuk drżąc od nadmiaru doznań.
Krzyknęła głośno dochodząc w ramionach ochmistrzyni.
- Jesteś taka słodka mój słowiczku.- szeptała jej do ucha Cosette trzymając w ramionach drżące ciało Basi.
Magnatka obróciła się i przytuliła się mocno do starszej kobiety, wtulając swoje piersi w jej. Potrzebowała ciepła… pewności siebie Cosette.
- Och… nie kuś mój słowiczku.- wymruczała Francuzka tuląc do siebie młodą kochankę i wodząc palcami po jej pośladkach.
Basia zadarła głowę spoglądając w twarz ochmistrzyni.
- Czym cię kuszę Cosette? - Spytała równie podniecona co ciekawa.
- Jesteś śliczną niewinną dziewczyną, o pięknym ciele. A ja lubię piękno, widzieć, dotykać, smakować.- wymruczała kobieta mocniej ściskając pośladki szlachcianki.
- Ale ja.. ja nie bronię ci mnie dotykać. - Wyszeptała niepewnie Basia opuszczając wzrok.
- Mój słowiczku… młoda jesteś, wszystko przed tobą. - mruknęła czułym głosem Cosette.
Basia niezbyt zrozumiała, ale przytaknęła ruchem głowy. Co jeszcze było przed nią? Czy… czy naprawde była młoda? Jeszcze niedawno mówiono, że jest starą panną, że nikt już jej nie zechce. Wtuliła się ponownie w ochmistrzynię ciesząc się jej ciepłem.
- Lubisz się tulić, co mój słowiczku?- mruczała czule ochmistrzyni wodząc palcami po jej nagich pośladkach.
- T.. to bardzo miłe. - Wymruczała Basia wprost w obojczyk Cosette czując jak policzki zaczynają ją palić. Może rzeczywiście była dziecinna? Kiedy ostatnio mogła tak się do kogoś przytulić? Nago… chyba nigdy… może do piersi matki.
- Tylko miłe?- mruknęła Cosette zaciskając dłonie na pośladkach Basi i ugniatając je niczym ciasto w dzieży.
- Podniecające… - Wyszeptała cicho magnatka nie chcąc odrywać czoła od ciała ochmistrzyni. - Można by… się w tym zatracić.
-Och nawet nie wiesz jak bardzo.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni coś chyba wspominając.
Basia podniosła wzrok zaciekawiona.
- Czy… opowiedziałabyś? - Wyszeptała niepewnie.
- Może… w wygodniejszej pozycji.- odparła z uśmiechem Cosette.
- Łóżko? - Basia sięgnęła do ubrania ochmistrzyni i zaczęła ją uwalniać z tego, czego tamtej nie udało się jeszcze zsunąć. - Położymy się razem?
- Teraz?- odparła z uśmiechem Cosette prowadząc młodą magnatkę do łoża.
- Jeszcze chwila do stypy, prawda? - Blondynka chętnie usiadła na miękki łożu i zabrała się za uwalnianie swoich włosów z okowów siateczki.
- Jeszcze trochę czasu jest.- ochmistrzyni zabrała się za uwalnianie stóp dziewczyny od trzewików.- Wiesz już co powiesz na niej? My będziemy w pobliżu, ale poradzić będziesz musiała sobie sama.
- Tak. - Basia odłożyła na bok siateczkę i szpilki do włosów i puściła luzem długie blond pasma. - Ułożyłam sobie wszystko podczas wizyty w kaplicy tylko… boję się czy nie zabraknie mi głosu.
- Doprawdy?- dłonie kobiety oparły się na udach Basi, rozchyliły nogi władczo. Cosette pochyliła się i musnęła namiętnie językiem intymny obszar jasnowłosej.
Magnatka jęknęła głośno.
- Czy.. czy nie miałaś mi opowiedzieć? - Wyszeptała, nerwowo zerkając na Francuzkę.
- A czy jesteś gotowa słuchać? O tym co robiłam z dwiema służkami, wiedząc że pewien arystokrata przygląda mi się ukryty za parawanem? O tym jak bardzo zepsuta i wyuzdana potrafi być francuska arystokracja?- zamruczał Cosette muskając ustami podbrzusze kochanki.
Basia zamilkła. Czuła jak z każdym pocałunkiem jej ciało przechodzi fala dreszczy. To.. to brzmiało bardzo wyuzdanie, ale była ciekawa.
- T..tak… chciałabym wiedzieć. - Powiedziała z trudem.
- Chciałabyś wiedzieć ?- zachichotała Cosette przesuwając językiem po udzie dziewczyny. - Więc… służyłam wtedy hrabiemu… Nazwijmy go L. Był dość stary, ale jeszcze przystojny. Uważał się za wielbiciela kobiecego ciała, acz zaczynał mieć problemy z uniesieniem mieczyka. Potrzebował coraz silniejszych impulsów. I ja miałam spełnić rolę afrodyzjaka, więc spotkałam się z Sophie i Antoinette. Były urocze i wiedziały co je czeka. I to je rozpraszało. Objęłam je obie i całowałam czule po szyi i dekoltach sukni. Były takie delikatnie nieśmiałe z początku. Niemniej wkrótce, gdy pieściłam usta Antoinette moim pocałunkiem, czułam język Sophie wodzący po moim szyi i dekolcie.
- I… i on patrzył? Ten hrabia? - Basia miała problem ze skupieniem się. Przy każdym niemal słowie czuła na swym ciele gorący oddech ochmistrzyni.
- Oczywiście… widziałam jak patrzy pożądliwie, gdy służki nieśmiało sięgały do wstążek mojego gorsetu… rozwiązywały je.. sięgały do pączków moich piersi. Wtedy jeszcze były mniejsze.- mrucza ustami muskając kobiecość ciekawskiej magnatki. - Jak pieściłam ustami twardy kamyczek zobiący pierś Sophie pod kolorowym kubraczkiem. Bogactwo… pozwala być ekstrawaganckim.
Basia zaczęła pojękiwać od działań ochmistrzyni. Miała tyle pytań. Co było dalej… co zrobił ten hrabia… jak Cosette trafiła do Józefa? Ale czy były istotne gdy Fancuzka ją pieściła?
Palce kobiety zanurzyły się w kobiecości szlachcianki badawczo pieszcząc czule miękki kielich kwiatuszka. Usta i język zajęły się twardym i wrażliwym punkcikiem wywołując kolejną falę intensywnych doznań pulsujących wręcz żarem i rozkoszą. Ochmistrzyni z pasją i wyraźną znajomością tematu zajmowała się czule ciałem swojej pani.
Magnatka wiła się na pościeli, czując jak rozkosz przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Cosette… mogła zrobić z nią wszystko. Wystarczyło kilka ruchów palców, parę pocałunków i po chwili Basia znów oznajmiła swój szczyt cichym okrzykiem.
Ochmistrzyni spojrzała łobuzersko z pomiędzy jej rozchylonych bezwstydnie ud.
- Waćpanna wielce namiętną jest osóbką.
- Przez… przez ciebie. - Mruknęła Basia, unosząc się na przedramionach i spoglądając na Cosette.
- Przeze mnie?- odparła ze zdziwieniem Francuzka.- Jakimże to cudem niby?
- Ja… ja nawet nie znałam tego wszystkiego… wszystko co robisz sprawia, że chcę więcej. - Magnatka zarumieniła się i opuściła wzrok. - Tamten pocałunek… twój dotyk… Sprawiasz, że nie potrafię myśleć o niczym innym.
- To akurat jest twoja natura. - mruknęła Cosette wstając i siadając obok na łóżku.- Z mężem… kolejnym pewnie mogłabyś się rozsmakować w rozpuście.
Założyła nogę na nogę.- W klasztorze pewnie haftowałaś zapewne. Możesz do tego wrócić.
- Nie byłam… dość bogata… uprawiałam ogród. - Mruknęła cicho Basia i obróciła się układając głowę na udach ochmistrzyni. - Powinnam.. znaleźć sobie męża?
- Jako młoda bogata wdowa… możesz sobie znaleźć męża nie dbając o majątek i pochodzenie. Będzie to skandal jeśli ów herbowy będzie ubogi, ale… kto bogatej zabroni? - stwierdziła głaszcząc blondynkę po włosach.
Basia przytaknęła.
- Kim… kim był twój mąż? - Spytała zerkając na Cosette.
- Pończosznikiem, właścicielem własnego warsztatu i kamienicy. I niestety…- potarła się po policzku. - Bardzo miłym… na trzeźwo. Zdecydowanie mniej miłym po pijaku. I… cóż… lubił coraz więcej pić.
- Więc jak trafiłaś do tego hrabiego… tego L.? - Basia sięgnęła dłonią do twarzy ochmistrzyni i także potarła jej policzek. - Jak trafiłaś do Józefa?
- Och… moja droga. To bardzo długa opowieść. Tak jak droga z Burgundii do Rzeczpospolitej. Co do L., to zauważył mnie i mu się spodobałam.- stwierdziła z ironicznym uśmieszkiem.- I kupił mnie od męża za całkiem sporą sumkę, oczywiście… nie tyle kupił, co zapłacił mu, bym mogła z pojechać z L. i zostać jego nałożnicą i służką. Dla mnie szarmancki, nawet jeśli podstarzały, szlachcic był lepszym wyborem do rozkładania nóg niż mój mąż. Potem się okazało co prawda, że L. traci władzę między nogami i w desperacji imał się różnych pomysłów. Ale po przełamaniu pierwszego wstydu… zrozumiałam, że niewiasty są dla mnie równie źródłem dużym przyjemności co młodzieńcy.
- I sypiałaś z tymi Sophie? I Antoinette? Tak jak teraz ze mną? - Basia rozumiała taki układ. Ona sama sprzedała się za spłatę długów ojca i to mężczyźnie przed którym wcale nie chciała “rozkładać nóg”.
- Też… i robiłam kilka innych rzeczy. - wzruszyła ramionami Cosette i opierając się rękami na łożu spojrzałam w górę.- Nie miałam złudzeń co mnie czeka odchodząc od męża do starego satyra. Byłam gotowa na to poświęcenie. Niemniej… okazało się, że przyszło mi czynić jeszcze wiele innych rzeczy… wyuzdanych i lubieżnych. Ale przy L. nauczyłam się zajmowania domem możnych państwa, etykiety i wielu innych umiejętności.
- I wspaniale sobie radzisz. - Basia przymknęła oczy. - Chyba powinnam być mu odrobinę wdzięczna.
- Ja byłam mu wdzięczna. Może był trochę ekscentryczny, ale mogłam trafić o wiele gorzej. No i byłam wolna od męża.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni.
- A jaki był Józef? - Magnatka wtuliła się w udo Cosette i delikatnie wodziła po nim palcami.
- Zamknięty w sobie. Nie znałam go tak dobrze jak pan Michał. I nie trafiłam na ten dwór w roli jakiej pragnął L. - zaczęła wyjaśniać kobieta rozkoszując się dotykiem palców dziewczyny. - Lepiej poznałam jego syna, bardzo namiętny i bardzo porywczy i bardzo dumny. Sam Józef był zajęty doglądaniem majątku i sprawami rodowymi w których mnie wtajemniczać nie raczył. Był wierny żonie, która chorowała i umarła dwa lata po moim przybyciu. I pewnie nie ożeniłby się ponownie, gdyby jego syn nie zginął.
- Jak miał na imię ten syn? Jak zginął? - Palce Basi zaczęły wędrować wzdłuż pachwin ochmistrzyni. To było takie przyjemne móc kogoś dotknąć. Czy będzie mogła to robić gdy znajdzie sobie męża? Czy naprawdę chciała go mieć? Pytania nie dawały jej spokoju i cieszyła się, że Cosette swym ciałem, skutecznie odciąga niepokojące myśli.
- Jan i… jak wielu młodych szlachciców zginął, gdzieś w boju.- westchnęła melancholijnie kobieta.- Józefa ta wieść załamała.
- Ciebie nie? Byliście kochankami, prawda? - Basia zaczęła się bawić intymnymi włoskami swojej ochmistrzyni.
- Och… nie… byłam jego kochanicą. Młodzi magnaci, zwłaszcza ci przystojni i bardzo bogaci, często mają kilka takich kochanek… wśród wieśniaczek i mieszczek i służby.- zaśmiała się Cosette i wymruczała zmysłowo. - Och… zapewniał mnie, że kocha, ale mu nie wierzyłam. Obdarowywał podarunkami, ale wiedziałam że nie tylko mnie na zamku. A co najgorsze nie zostawił po sobie żadnego potomka, nawet bękarta którego Józef mógłby uznać za wnuka.
- To… to nietypowe. W znanych mi dworach gro biegających po podwórzu dzieci były to bękarty jaśnie pana. - Basia obejrzała się na Francuzkę. - Nie miałaś dzieci?
- Jan się żadnych nie dorobił. A ja… miałam jedną córeczkę.- odparła Cosette wspominając.- Została dwórką na dworze królewskim, na samym Wersalu. Jej ojciec się o to postarał.
- Dwórki… - Do Basi dotarła poprzednia rozmowa z ochmistrzynią. Teraz takie dziewczęta jak córka Cosette trafią do niej. - Kto był jej ojcem?
- L. oczywiście. Stary kozioł nie był już tak sprawny jak za młodu, ale nadal od czas do czasu udawało mu się… zaszaleć. - zaśmiała się ironicznie.
- Och… To… to dobrze, że się nią zajął. - Wybąkała niepewnie magnatka.
- L. miał wiele zalet. I był bardzo przystojny i jurny za młodu. Widziałam malunki i słyszałam opowieści.- zachichotała ochmistrzyni.
- Z tego co opowiadasz był też jurny na starość. - Basia zaśmiała się cicho.
- Starał się… przynajmniej.- z uśmiechem odparła ochmistrzyni.
- Jestem ciekawa czy… czy kogoś sobie znajdę. - Magnatka ściszyła głos.
- Mówiłaś coś?- ochmistrzyni zamruczała niczym kotka.
- Jestem ciekawa czy ktoś odpowiedni się znajdzie. - Powtórzyła nieco głośniej Basia.
- Na pewno będziesz miała w czym przebierać. - odparła z uśmiechem Francuzka gładząc nagą dziewczynę po włosach.- Jesteś niczym tłusta gąska, w lesie pełnym lisów. Admiratorów ci nie zbraknie.
- Nawet gdy wyjedziemy do zamku? - Magnatka ponownie podniosła wzrok na ochmistrzynię. Jak tłustą gąską się stała? Jakoś nadal ciężko było jej sobie to uświadomić.
- Oui… nawet wtedy. Zresztą po pogrzebie swojego męża i żałobie możesz opuścić rodowe gniazdo i zamieszkać w jakimś mieście… dworek kupić lub wybudować. - zamyśliła się Cosette.
Basia przytaknęła ruchem głowy. Było ją stać by pobudować dworek? Jakoś nie potrafiła w to uwierzyć. Cały czas żyła w przekonaniu, że Józef zrobi jej dziecko, zabierze je, a o niej zapomni.
- Chyba powinnyśmy cię ubrać.- oceniła ochmistrzyni rozglądając się po komnacie.
- Tak… niebawem stypa. - Magnatka podniosła się na łóżku i rozejrzała po pomieszczeniu. - Ta sama suknia?
- Och inna. Powinnaś każdego dnia przyciągać wzrok nowym czarnym strojem.- odparła rozmarzonym głosem Fracuzka.
- Zdam się na ciebie. - Powiedziała z uśmiechem Basia i zabrała się za porządkowanie swoich włosów.


Kolejnym gościem magnatki, był sam pan Michał. Brodaty szlachcic zamiótł podłogę swoją czapką mówiąc.
- Cieszy mnie widzieć cię w zdrowiu i spokoju ducha. Bo siły waćpannie trzeba i opanowania. Wiem, że miała byś jeno matką dziedzica i w pokojach niewieścich spoczynku zażywać. Ale Bóg chciał inaczej. W twoich rękach przyszłość wielu ludzi leży i ich fortuna. Także i moja.
Basię nieco zaskoczyła ta wizyta jeszcze przed stypą.
- Cieszy mnie pomoc ze strony twojej i Cosette. Postaram się jej nie zmarnować. - Skinęła lekko głową na powitanie ciekawa czy mężczyzna przejdzie teraz do meritum swojej wizyty.
- Doszły mnie słuchy żeś zainteresowała się listą gości na stypie. To godne pochwały podejście do sytuacji, acz racz waćpanna być cierpliwa i nie skakać od razu na głęboką wodę. Wprowadzę cię w detale dotyczące zarządzania majątkiem, który odziedziczyłaś, gdy czas przyjdzie na to. Acz nie teraz… twój szlachetny małżonek jeszcze nie ostygł w trumnie. A choć nie ma już żyjących bliskich krewnych, to… znajdą się pociotki i powinowaci chętni procesować się o twoje włości. Zwłaszcza ze strony pierwszej małżonki twojego męża. - mówił powoli i cierpliwie szlachcic.- Już pojawiły się plotki żeś męża otruła.
- Ja myślałam jedynie, że pomoże mi się to nieco uspokoić… gdy będę wiedziała z kim będę miała do czynienia. - Basia zmieszała się wyraźnie. Zacisnęła dłonie ułożone na swym padołku. - Co… co możemy zrobić z takimi głosami?
- I pomogło? Niej znajdziesz tam znajomych nazwisk. Za wysokie progi. - odparł szlachcic i potrząsnął głową. - Zignorować. Złe języki zawsze będą. Reagowanie jeno podsyci wątpliwości.
- Nawet ucieszyło mnie, że zobaczyłam nazwiska osób ze ślubu.. to nie będą jedynie obce twarze. - Basia przyjrzała się Michałowi. Ile mógł mieć lat? Czy miał rodzinę? Zupełnie nic o nim nie wiedziała. Jak wyglądał pod tym Kontuszem?
- Tę uroczystość wymaga powaga rodu. Gdyby była taka możliwość wyruszylibyśmy jak najszybciej do Żmigrodu.- odparł spokojnie szlachcic, mający poniżej pięćdziesiątki, ale trzymający się prosto i krzepko. - I zalecałbym uczynienie tego kilka dni po stypie. Zamek może i ponury, ale położony w odosobnieniu. Dobre miejsce na pozbieranie myśli. Dziś zresztą waćpanna będzie musiała sama sobie poradzić. Taka stypa to nie tylko składanie kondolencji na twe dłonie. Zaczną podchody robić i wypytywać… Niech waćpanna żałoby jako tarczy używa, by deklaracyji nie składać.
- Dobrze… Też chciałabym wyjechać jak najprędzej. Michale… jak długo służyłeś Józefowi? - Basia nie odrywała wzroku od mężczyzny. Czuła jak zaciśnięte pięści zaczynają boleć.
- Będzie z dwadzieścia wiosen waćpanno. - odparł szlachcic uprzejmie.
- Masz bardzo wiele obowiązków, z których wspaniale się wywiązujesz… jestem ci za to bardzo wdzięczna. - Magnatka uśmiechnęła się do Michała.
- To był wielki zaszczyt służyć twojemu nieboszczykowi mężowi i wielkim honorem będzie służyć i tobie pani. - odparł mężczyzna kłaniając się nisko.
- Ja… chciałabym byś dokończył to czego Józef nie zdołał. - Powiedziała rumieniąc się lekko.
- Co? - zapytał zaskoczony Michał przyglądając się dziewczynie. - Waćpanna raczy żartować?
- N.. nie… nie żartuję. Chciałabym byś pozbawił mnie wianka. - Basia starała się by jej głos był słyszalny. - N.. nie możemy ryzykować.. że ktoś się dowie.
- To prawda. Byłoby to kłopotliwe. Co prawda mało kto korzysta z tych obyczajów w dzisiejszych czasach, aleś majętną jesteś więc… - podrapał się po brodzie. - Dobrze, przygotuję wszystko na jutrzejszy wieczór. Wino i kolacyję przy świecach, co by oszczędzić nerwów waćpannie. Wiem że pierwszy raz bywa dla niewiasty wielkim przeżyciem.
Basia spróbowała się uśmiechnąć.
- Dziękuję. - Starała się by jej głos brzmiał spokojnie, ale daleko jej było do opanowania typowego dla Cosette.
- Nie ma za co. Wielu młodzieńców z ochotą podjęłoby się tego zadania. - odparł z uśmiechem pan Michał.
- Ale tobie ufam. - Basia odpowiedziała już uśmiechem. Chciała wierzyć, że szlachcic obejdzie się z nią delikatnie i choć może nie odda swego wianka wybrankowi serca to… majątek będzie zabezpieczony.
- Postaram się zawieść pokładanej we mnie ufności. - rzekł szarmancko szlachcic. - a waćpanna jakieś pytania co do samej stypy?
- Czy powinnam dokonać jeszcze jakichś formalności poza przemową? - Basia ucieszyła się ze zmiany tematu.
- Pewnie wypadałoby wpierw osobiście powitać dostojników kościelnych, oraz co ważniejszych gości. - zamyślił się szlachcic.- A potem zajmiesz miejsce na honorowym
miejscu i przemówienie wygłosisz przed ucztą.
- Czy wypada bym wymieniła ich z imienia? - Basia delikatnie się zaniepokoiła, kojarzyła że na liście gości było wielu przedstawicieli kleru.
- Nie. Jesteś pani pogrążona w żałobie. Takie niedopatrzenie ujdzie ci płazem. Gdybyś kogoś wymieniła zaś, uznano by że bliscy oni są tobie. I za sojuszniczkę i przyjaciółkę jesteś ich brana. Każdy zaś ma wrogów… nawet dostojnik kościelny. - wyjaśnił pan Michał.
- Tak… będzie prościej. - Magnatka odetchnęła. - Czy już czas?
- Zostało jeszcze nieco czasu. Stypa o zmierzchu się zacznie. - szlachcic spojrzał przez okno, na słońce zbliżające się ku zachodowi powoli.
- Masz rodzinę Michale? - Basia skorzystała z tej chwili, by dopytać mężczyznę.
- Ja? Siostrę i jej męża. Rodzinnymi ziemiami się opiekują. - odparł uprzejmie szlachcic.
- Nie chciałeś pojąć nikogo za żonę? - Magnatka przyjrzała się mężczyźnie nieco zaskoczona.
- Sytuacyja moja nie bardzo na to pozwala. - “wyjaśnił” enigmatycznie szlachcic.
- Ja nie widzę ku temu przeciwwskazań. - Odpowiedziała spokojnie Basia. Podniosła się z fotela i podeszła do okna ciekawa czy goście zaczęli już przybywać.
- Może kiedyś…- odparł wymijająco szlachcic zerkając na kibić magnatki, gdy ta obserwowała pierwszych karmazynów przybywających piechotą i konno. Była pewna że najważniejsi goście przybędą ostatni. I z większym splendorem.
- Cosette twierdzi, że na pewno przybędzie wiele dwórek… na pewno będzie w czym przebierać. - Magnatka uśmiechnęła się do Michała.
- Ale one i ich matki raczej będą k'twym zalotnikom zerkać. Nie ku staremu kozłowi na twojej służbie. - zaśmiał się rubasznie szlachcic.
- Myślę, że będąc na służbie u mnie też jesteś niezłą partią. - Basia mrugnęła do mężczyzny.
- Waćpanna chyba nie planuje mnie swatać, co? Zbyt młodą wdówką na to jesteś. - odparł żartobliwie mężczyzna.
- Pierwej wypadałoby o siebie zadbać, czyż nie? - Magnatka zaśmiała się.
- To prawda.- zgodził się z nią Michał uśmiechając się.
- Chcę tylko byś wiedział, że nie jestem przeciwna… gdybyś kogoś spotkał. - Basia podeszła do mężczyzny. Pozwoliła sobie jednak stanąć nieco bliżej niż pozwalała kurtuazja. Skoro i tak mieli zostać kochankami.
- Nie bardzo rozumiem.- odparł zdziwiony jej słowami i bliskością szlachcic.
Basia zaśmiała się.
- Toż już mówiłam na początku.. nie będę miała nic przeciwko jeśli znajdziesz jakąś wybrankę i będziesz chciał ją pojąć za żonę.
- Prędzej waćpanna sobie męża znajdzie.- zaśmiał się rubasznie pan Michał.
- Może. - Magnatka przytaknęła. Nie pozostawało jej nic innego jak zaczekać na stypę. Czy była gotowa? Wątpiła by taki stan kiedykolwiek miał miejsce. Wiedziała jednak, że nie uniknie tej chwili, a nawet… nieco ją ciekawiło jak sobie poradzi. Czy naprawdę pojawią się chętni do jej ręki? Jak zareagują na nią goście? Już niebawem się przekona.
 
Aiko jest offline