| - Okazanie skruchy oznacza, że osoba zrozumiała, że źle postępowała. Wtedy kara przynosi zamierzony skutek, a przyjęcie jej pozwala oczyścić grzesznika przed obliczem bogów - odpowiedziałam z przekonaniem w głosie. - Czego powinnam się spodziewać, gdy dotrzemy do twojej chaty? - zapytałam.
– To zależy czego będziesz chciała… my nie żyjemy wedle klasztornych zasad, a czasy spędzone w wojsku mam już za sobą. – Powiedziała znacznie weselej im bliżej chałupy byłyście.
Chata okazała się niewielka, jednoizbowa i kryta strzechą. Za nią rósł niewielki zagajnik. Było to skromne miejsce, jednak w trakcie dnia wspaniale nasłonecznione. Obok chaty był malutki ogródek warzywny.
– Witaj w moich skromnych progach – Powiedziała otwierając drzwi. W środku w chacie było niewielkie palenisko, nad którym znajdował się otwór w dachu, skórzany śpiwór oraz kilka skromnych, prostych mebli. Jedynym co nie pasowało do tego miejsca była jedna jedyna solidna szafa zamykana na klucz. Po wejściu do środka, kobieta natychmiast zdjęła z siebie swoją szatę do posługi, pozostając jedynie w lekkiej lnianej tunice. Szatę złożyła równo i włożyła do jednej ze zwyczajnych drewnianych skrzyń. – Rozgość się. Jeśli potrzebujesz się przebrać, mam trochę odzienia na zmianę, chyba nie warto, abyś pobrudziła ten śnieżnobiały habit.
- Będę wdzięczna - odpowiedziałam. - Zawsze mnie zaskakuje kto uznał, że biała szata jest dobrym pomysłem dla posługi w imię Toriela. Krew ciężko spiera się - skomentowałam i po zamknięciu za sobą drzwi, również zdjęłam wierzchnie odzienie. Następnie dokładnie złożyła swój kapłański strój.
– Właśnie dlatego, że krew ciężko się spiera wybrano biel – Uśmiechnęła się. Potem podeszła do masywnej szafy, spod tuniki wyjęła kluczyk, który miała zawieszony na szyi i otworzyła drzwi szafy – Buzdygan? Prawda? – Powiedziawszy to wyjęła masywną broń i zważyła ją w dłoni. – Ciekawy wybór. – Stwierdziła i podała ci broń. – Poćwicz z nim trochę, przyjrzę się twojemu stylowi i przy okazji znajdę ci jakieś odzienie wierzchnie.
Wzięła do ręki broń i od razu poprawił mi się nastrój. Nie była to broń wymagająca takiej wprawy jak miecz, ale przy niej też warto było umiejętnie celować w swojego przeciwnika. Niesamowitym atutem byzdyganu było to, że łatwiej było nim obezwładnić przeciwnika, nawet dobrze opancerzonego.
Potrząsnęłam kilka razy ręką trzymającą broń, dla sprawdzenia jej ciężaru i wyważenia.
- Też tym walczysz? Znaczy walczyłaś - poprawiłam na koniec swoje pytanie skierowane do starszej kapłanki.
– Nie… wolałam coś bardziej… – zamyśliła się przeszukując skrzynie. – Bardziej eleganckiego – Po chwili wyjęła prostą płócienną sukienkę, godną raczej zwykłej chłopki. – To się nada jak będziemy szły do wsi wieczorem. – Powiedziała kładąc ubranie na wieku skrzyni.
- Nie będę się kłócić, w walce buzdyganem wielkiej finezji nie ma - przyznałam z rozbawieniem. - Ot duży tłuczek do mięsa - dodałam i zamachałam tak jakbym miała rozbijać schab na kotlety. Następnie zgodnie z poleceniem Morrisany zaczęłam wykonywać podstawowe ruchy walki tym orężem.
Starsza kapłanka zaczęła okrążać swoją towarzyszkę bacznie obserwując twoje ruchy.
– Nie brak ci zaangażowania… – stwierdziła. – Widać, że wkładasz w to całą siebie.
- Dziękuję za pochwałę - powiedziałam, nie przerywając tego co robiłam. - Cóż więc za elegancki oręż leżał w twojej ręce? - dopytałam.
– Czy jesteś gotowa by zabić? – Zapytała nagle nie odpowiadając na pytanie ćwiczącej.
Robiąc właśnie kolejny pozorowany zamach buzdyganem znieruchomiałam.
- Nie - odparłam szczerze, opuszczając ręce po sobie.
– Mądra odpowiedź. Żołnierzowi może spowszednieć zabijanie… jeśli ktoś je pokocha… stanie się mordercą. Ty, jako kapłanka nie możesz pójść w żadną z tych stron, nie możesz traktować zabijania jak czegoś nic nie znaczącego, nie możesz też zacząć tego lubić… a niestety władza jaką daje możliwość odebrania komuś życia, naprawdę potrafi odebrać rozum. – Powiedziała dalej obserwując twoje ruchy. – Tak naprawdę, nigdy nie powinnaś być gotowa by zabić, nawet gdy musisz… powinnaś pamiętać, że to brzemię które w zaufaniu powierzył ci bóg, a nie twoja władza, twoje prawo. – Nagle wykonała jeden szybki ruch uderzając cię w nadgarstek. Twoja broń dosłownie wyleciała ci z ręki i gruchnęła o klepisko.
– Jesteś zaangażowana… ale zbyt sztywna… – Powiedziała podnosząc buzdygan. – Uderzasz, jakbyś próbowała powalić mur… ale nie z murami przyjdzie ci się mierzyć. Musisz umieć wykorzystać siłę z jaką ziemia przyciąga przedmioty… lecz nie oprzeć na niej całej swej taktyki, bo wtedy jeden cios zburzy całą twoją przewagę… elastyczność… – Podkreśliła. – Tylko te drzewa, które umieją się ugiąć, przetrwają huragan. – Podała ci buzdygan i zachęciła do dalszych ćwiczeń.
Przejęłam na powrót buzdygan.
- W zakonie jestem w stanie nauczyć się tylko tyle ile mogą przekazać mi nauczyciele - stwierdziłam po uwagach Morrisany. - Chętnie nauczę się czegoś nowego - powiedziałam i przyjęłam postawę do rozpoczęcia walki.
– Zdejmij buty – Powiedziała kapłanka. – Abyś mogła być elastyczna musisz nauczyć się czuć swoją postawę, całe ciało musi być luźne… im bardziej będziesz miała napięte mięśnie, tym łatwiej będzie zburzyć twoją postawę… a utrata właściwej postawy w walce to śmierć. Źle postawisz stopę i stracisz równowagę, dlatego zaczniemy od nauczenia cię, jak stawiać stopy… – Podeszła do masywnej szafy i wyjęła z niej dwa krótkie, drewniane miecze.
Skinęłam głową po poleceniach jakie wydała mi nowa mentorka. Tak jak kazała, zdjęłam buty i stanęłam boso na przyjemnie chłodnym klepisku.
- Postaram się do tego zastosować - powiedziałam i wyciągnęłam rękę z buzdyganem, by go oddać i w zamian wziąć ćwiczebny oręż
– Nie… ty zachowaj buzdygan… – Uśmiechnęła się. – To moja broń. Proszę, zaatakuj mnie. Proszę abyś mi zaufała i atakowała tak gorliwie jak wtedy gdy ćwiczyłaś sama. Podkreślam, że nie zamierzam uczyć cię walczyć, bo to zrobił twój zakon, jednak przyjrzenie się twojemu stylowi dużo mi o tobie powie, a do tego mogę pomóc ci zwrócić uwagę na to co jeszcze można poprawić. Jak na razie widzę że masz trochę zbyt sztywną postawę i ruchy, a przy broni o takim wyważeniu jak obuchy, może to być z czasem poważny problem.
- Postaram się sobie nie zrobić krzywdy - odparłam, nie mając najmniejszych złudzeń co do umiejętności starszej siostry. Poprawiłam chwyt na swojej broni i starając się mieć baczenie na to co tamta wypunktowała jako moje słabe strony, ruszyłam na Morrisanę. Atak na nią wyprowadziłam od dołu, celując w biodra, ale nie nadawałam temu pełni swoich sił, nie chcąc jej jakkolwiek zranić.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"
Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn |