Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2019, 12:27   #6
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- A nie da się szybciej? - nalegałam. - To bardzo ważne żebym wyruszyła jak najszybciej. Nie będę przecież tego zwierzęcia pędzić na złamanie karku, więc nie musi być wychuchane przed drogą.

– Jak zwykle nadgorliwa – Usłyszałaś głos przeora za sobą. – Dziś nie wyruszycie tak czy siak, zamierzam jeszcze spotkać się z Morrisaną i wciąż jeszcze nie przygotowałem grupy. Marion, miałaś tylko wziąć rynsztunek, a nie planować już całą wyprawę. Powinnaś znać swoje miejsce w szeregu. – Chudy starzec był nieubłagany a jego pomarszczona twarz wyrażała dezaprobatę.

Prawie wzdrygnęłam się słysząc reprymendę i natychmiast odwróciłam się na pięcie.
- Myślałam... Przeor tak to powiedział i nie oponował, gdy stwierdziłam, że wyruszę od razu, że sądziłam, że mam ruszać jak najszybciej... - zaczęłam się tłumaczyć, zagubiona w tym.

– Do tego nie słuchasz. Mówiłem, że masz tylko zabrać rynsztunek i iść do Morrisany. Mówiłem, że muszę przygotować wsparcie, a ty sama mówiłaś, że emisariusz jest wyczerpany… – wyliczał. Westchnął. – Może jednak Galadriel się co do ciebie mylił. Może nie jesteś gotowa opuścić klasztor.

Zagryzam szczęki, żeby nie powiedzieć czegoś co w późniejszym czasie mogłoby sprawić, że pożałuje że się urodziłam. Milczałam przez jedna krótką litanię zmówioną w myślach, by zdusić w sobie poirytowanie.
- Czy więc przeor zleca mi udanie się po siostrę Morrisanę, by móc z nią wedle swojego życzenia pomówić? - zapytałam.

– Samemu chciałem się tam udać wieczorem. Jednak teraz wolałbym porozmawiać z nią sam na sam. Weź swój rynsztunek, udaj się do niej i poproś w moim imieniu aby się ze mną spotkała. Przy okazji raz jeszcze zastanowimy się czy powinnaś w najbliższym czasie wyruszać z klasztoru. A teraz pośpiesz się bo muszę omówić z bratem kwatermistrzem sprawę przygotowania wyprawy by powitać jego ekscelencję.

Gruby mnich położył twoją broń i pancerz na blacie i spojrzał na ciebie ze współczuciem.

Czym prędzej zabrałam to co moje i oddaliłam się od przeora, żeby zniknąć mu z oczu. Udałam się do swojej kwatery, gdzie mogłam się w spokoju przygotować do wyjścia.

Twoja kwatera była jedna z wielu zakonnych cel w dużym dormitorium wspólnym dla wszystkich mnichów. Miałaś tam niewielkie pojedyncze łóżko z siennikiem, niewielkie biurko i skrzynię na swoje ubrania i drobiazgi. Na ścianie wisiał symbol Toriela, miecz owinięty przez pnącą się po nim lilię.

To co miałam w rękach rzuciłam na swoje posłanie i chwilę przyglądałam się tej stercie rzeczy, które definiowały to kim byłam.
"Nawet mi przecież nie zależy na pielgrzymce" pomyślałam zirytowana reprymendą od przeora. Zupełnie gubiłam się w tym czego ode mnie chce czy nie chce. Zdecydowanie żadna była ze mnie wieszczka.

Po chwili spędzonej na ochłonięcie, zaczęłam szykować się do wyjścia. Ściągnęłam kapłańskie szaty, które starannie złożyłam i ułożyłam na brzegu łóżka i przebrałam się. Zapakowałam torbę podróżną z rzeczami dla siebie na dwa dni.
Rozstawilam elementy pancerza w kolejności i zaczęłam je na siebie przywdziewać.

Po chwili byłaś już gotowa do drogi. Pancerz przyjemnie ciążył dając poczucie siły i stabilności. Gdy już miałaś wychodzić zawadziłaś butem o jakiś drobiazg. Zapewne upadł gdy wyjmowałaś rzeczy ze skrzyni. Poznałaś go od razu… choć dawno o nim zapomniałaś.

Była to pamiątka, którą dał ci jeden z twoich starszych braci gdy żegnałaś się z nim przed przekroczeniem bram klasztoru.

Sięgnęłam po to i wzięłam w dłoń. Był to wisior z jakimś starannie wyszlifowanym fioletowymi kamieniem, na srebrnym łańcuszku. Wedle słów mojego brata należał do mojej rodziny od pokoleń. Był jego, a ja dostałam go od niego w prezencie w dniu, gdy mnie wyprawiono z domu. Nie winiłam braci za to co mnie spotkało. Nadal ich kochałam. To rodziców wyłącznie obwiniałam za ich decyzję.

Zważyłam w dłoni tą błyskotkę. Czasem miałam ochotę wyrzucić ją do okolicznej rzeki. Ale sentyment wygrywał. Tak jak teraz. Założyłam go na szyję i schowałam go pod koszulą. Dokończyłam szykowanie się i po narzuceniu torby na plecy, skierowałam się do wyjścia.

Teraz niż nikt nie stawał ci na drodze, nikt nic więcej do ciebie nie mówił. Do chaty Morrisany dotarłaś gdy słońce wciąż jeszcze stało wysoko.

Wtedy też poczułaś jak bardzo jesteś głodna.

Przed chatą siedział ork, teraz mając na sobie tylko futrzaną przepaskę i zajęty był ostrzeniem potężnego dwuręcznego miecza zrobionego z czegoś czego nigdy wcześniej nie widziałaś, ostrze było doskonale Kwyrzeźbione a klingę zdobiły tajemnicze runy.

Wojownik zdawał się jeszcze cię nie dostrzec.

Miałam zamiar się nie odzywać, ale pomyślałam że Morrisana mogła gdzieś wybyć a wtedy pukanie do drzwi byłoby bezcelowe.
- Siostra jest u siebie? - zapytałam więc mężczyznę.

– Owszem córko domu miłosierdzia. Z twego głosu i postawy odczytuję, że spotkała cię jakaś przykrość.

Popatrzyłam na niego, ale przemilczałam temat.
Zapukałam do drzwi.

– Wejdź, chodź zjesz polewki. – Zawołała z wnętrza kobieta. Gdy otworzyłaś doszedł cię piękny zapach domowej kuchni.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Weszłam do środka i od razu skierowałam się tam gdzie wiódł mnie zapach.
- Nie sądziłam że jestem tak bardzo głodna - powiedziałam.

– Dziś miałaś sporo wrażeń. Zdejmij zbroję i siadaj. – Powiedziała Morrisana uśmiechając się łagodnie. Po jej oczach widziałaś jednak, że chwilę wcześniej płakała.

Zastanawiałam się nad tym żeby zapytać ja o powód, ale ten chyba był oczywisty. Znała zdrajczynię, ufała jej. Zdecydowanie lepszy to był powód do użalania się niż ten, który sama miałam.
- Mój przeor chce z tobą mówić - oznajmiłam jej. - Będzie pewnie dużo na mnie narzekał, ale to nic nowego - dodałam, siląc się na żartobliwy ton.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline