Postacie powstańców przemykały pod murami raz po raz zastygając, gdy strzały przybierały na sile. Basia zaciskała dłonie kurczowo na apteczce, gotowa w każdej chwili zareagować na wezwanie. Wiedziała, że w takim ogniu, jaki na nich został skierowany, na pewno niejeden z towarzyszy jest ranny. Kwestia tylko, kto wytrzyma... Krzysztof nie dał rady.
Stosunkowo niedaleko ich prowizorycznego punku opatrunkowego mignęły Basi sylwetki Jonasza i Chmury. Dziewczyna powiodła zmartwionym wzrokiem za drugim z mężczyzn. Trzymał się hardo, ale ciemna plama na boku była ewidentną informacją o tym, że rana znów się otworzyła.
Sanitariuszka westchnęła ciężko. Nikt jej nie wzywał, a miała dość patrzenia, jak bliscy jej ludzie cierpią. Już chciała ruszyć za Chmurą, gdy zobaczyła, że w stronę partyzanta spod barykady przemyka się Niusia.
Niczego nie rozumiejąca Basia popatrzyła na przyjaciółkę ze zdziwieniem. Ta w odpowiedzi tylko kiwnęła głową, wskazując pozycję, którą obrał sobie Wierny.
„O co jej chodzi? Czyżby coś się stało? Ale przecież nikt nie wzywał pomocy, a gdyby... gdyby Wierny został zabity, to od razu zostalibyśmy powiadomieni!”
Sytuację wyjaśniły Basi słowa Olgi, która chyba specjalnie w tym celu zeszła pod barykadę. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia.
„No tak, o ile Chmura jest uparcie bohaterski, o tyle Wierny jest bohaterski głupio! Jak on mógł odesłać Niusię, skoro była w pobliżu? W każdym razie teraz to on jest rannym, a nie dowódcą i nie ma nic do gadania!”
- Nie martw się, zaraz zobaczy, kto tu rządzi. – rzekła do Olgi.
Uśmiechnęła się przy tym konspiracyjnie, puszczając oczko do łączniczki. W końcu jako dziewczyny, muszą trzymać się razem.
Ściskając kurczowo apteczkę, Basia pomknęła wzdłuż muru. Dwa razy musiała przystanąć i paść na ziemię, gdy usłyszała znajomy świst granatnika. Raz zresztą wybuch był bardzo, bardzo blisko.
W końcu przedarłszy się przez tumany dymu i kurzu dotarła do dowódcy. Leżał z lornetką w rękach zupełnie pochłonięty myślami - widać oceniał sytuację... jakby coś było do oceny. Basia od razu zauważyła ciemną plamę na nodze Wiernego i niechlujnie założony opatrunek, który raczej przywodził na myśl splot szmat, a nie bandaż.
Dziewczyna przysunęła się bliżej i bez ceregieli rozwiązała materiał, odsłaniając ranę na łydce. Wierny odruchowo szarpnął się, po czym zdziwiony popatrzył na sanitariuszkę.
- Nawet nie protestuj! To w sumie draśnięcie, ale jak dobrze nie ściśniesz, to możesz stracić za dużo krwi i zemdleć. Mi zaś nie uśmiecha się targanie cię po ziemi! – powiedziała ostro.
Otworzyła apteczkę i zaczęła opatrywać powstańca.
__________________ Konto zawieszone.
Ostatnio edytowane przez Mira : 27-07-2007 o 21:23.
|