Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2019, 18:56   #61
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Bezpośrednio po zamknięciu za sobą drzwi Lew zatrzymał się i obrócił w kierunku wampirzycy.
- Kilka rzeczy na start, nikogo z gangu nie zdominowaliśmy, ani nie związaliśmy. Nie mają zielonego pojęcia o naszej… Klątwie. - to powiedziawszy Lew zamknął oczy na chwilę, widać było że się na czymś skupia. Po sekundzie jego skóra zaczęła nabierać naturalnego, różowego koloru, a klatka piersiowa zaczęła się rytmicznie unosić. - I lepiej żeby tak zostało. Jak się im przedstawisz pozostawiam tobie. Po drugie… W okolicy kręci się dużo smerfów, dobrze jest dla nich “ładnie” wyglądać. Dodatkowo w pobliżu kręci się ponoć jakaś dziennikarka. Dzisiaj planuję odwiedzić kilka cmentarzy, bo ponoć tam kręci się gang który zaatakował wczoraj moich chłopców. Idziesz ze mną, czy z Lexem i Adamem zajmiecie się mordami?
Cynthia skrzywiła się, a raczej cały czas szła skrzywiona, słuchając przemowy wampira.
- Wolałabym zająć się tą drugą sprawą, ale wygląda na to, że wszystko tutaj jest ze sobą jakoś powiązane. I problem tkwi w tym, że nie jesteśmy w stanie wyłapać schematu. Pójdę z tobą. W jednym muszę się zgodzić z twoim przystojnym kumplem. Lepiej żebyśmy nie poruszali teraz pojedynczo, a twój włochaty przyjaciel mimo wszystko nie jest najlepszym źródłem informacji, gdyby coś ci się stało. Daj mi się tylko przebrać, niedługo powinny dotrzeć moje ciuchy. - To rzekłszy, po chwili milczenia dodała jeszcze pytanie. - Jak myślisz, czemu to akurat tutaj się wszystko dzieje? Wydaje się, że wasz rejon to, za przeproszeniem, slamsy. Znaczy wiesz, no nie jest to najbogatsza dzielnica, ani turystycznie atrakcyjna…
- No właśnie. W bogatych, ładnych dzielnicach wszędzie są kamery. Wszędzie chodzi policja i pilnuje porządku. Tam takie problemy są duszone w zarodku, jeśli w ogóle ktoś się zdecyduje tam coś odjebać. Tutaj… Tutaj zjeżdża się całe tałatajstwo, wszyscy którzy chcą sobie wyryć kawałek własnej ziemi, osoby szukające bezpieczeństwa z dala od wzroku starszych, bardziej doświadczonych członków naszego małego klubu. Nie raz są to osoby bez żadnego opiekuna, bez nikogo kto mógłby ich poprowadzić, pomóc postawić pierwsze kroki w tym ciemnym, zasranym świecie. - Lew zatrzymał się i zamilkł. Widać było że jest to nieprzyjemny dla niego temat. - Ja też byłem jedną z takich osób. Mamuśka mnie zrobiła w pierdolonym lesie, dobre 40 kilometrów od Belgradu. Nic o niej nie wiem, nie widziałem nawet jej twarzy, tylko krwawo czerwone oczy. Powiedziała sycząc jak wąż “no jest coś takiego jak maskarada, nie możesz nikomu powiedzieć czym jesteś, baw się dobrze, nie zawiedź mnie jak reszta rodzeństwa, a i uważaj na ogień i słońce” i tyle miałem wsparcia. Ilu mam braci i sióstr? Ile z nich przetrwało przebijając się przez las, bez żadnego dachu nad głową, żywiąc się na i tak wytrzebionych przez ludzi zwierzętach? Ile z nich zwyczajnie zamarzło po drodze i czekało skutych w miejscu na świt, bo ich ciała nie generowały dość ciepła? Ile z nich w końcu dotarło tutaj i upojonych własną mocą postanowiło coś odjebać, tylko po to by umrzeć na stole sekcyjnym, czy też od rąk innych? A potem, nawet jeśli to wszystko przejdziesz… - wampir zrobił pauzę - Potem ktoś odpierdala takie gówno na obrzeżu twojego podwórka, gdzie w końcu myślisz że znalazłaś bezpieczeństwo i cały świat wywraca się do góry nogami.
Lew przebiegł palcami przez swoje króciutkie włosy
- Mniejsza z tym. Chodźmy w takim razie najpierw do Fretki, jak jakaś paczka ma do ciebie przyjść to najpierw będzie u niej.
Cynthia patrzyła trochę oniemiała na wampira, jakby dopiero teraz go zobaczyła.
- Tak, mówiłam, żeby przekazać rzeczy do managerki i... - wydawało się, że waha się chwile, po czym powiedziała - I dziękuję, za to co powiedziałeś. Twoja matka postąpiła... - chwilę szukała słowa - bardzo nieprofesjonalnie, ale przynajmniej nie związała cię krwią. Miałeś wolny wybór.
W uśmiechu Cynthi pojawiło się coś gorzkiego, dlatego szybko zmieniła temat.
- A skąd masz tego psa? Wydajesz się bardzo przywiązany do niego.
- Po doturlaniu się tutaj zacząłem pracować w schronisku dla zwierząt, zawsze byłem związany z naturą. Nikt nie chciał wziąć Cienia bo groźnie wyglądał, a takie zwierzęta zawsze mają problem ze znalezieniem domu więc skończył ze mną. - Lew wzruszył ramionami jakby nie było to zbyt ważne i ruszył po schodach w górę, do biura Fretki - Zresztą dalej tam bywam na nocnej zmianie, to dobre miejsce do zebrania myśli. W chaosie miasta łatwo się zagubić, a tam… Tam wszystko wydaje się nieco prostsze. No i mają darmowy internet. - dodał żartem.
- Ja bym tak raczej nie umiała... - skomentowała to Cynthia nie wiadomo czy z żalem, czy pożałowaniem dla stylu nie-życia Gangrela. - Już teraz mam okropne wyrzuty, że zaniedbuję firmę. Zwykle... większość czasu spędzałam w biurze. Teraz jednak bez mojego ojca wszystko zostało zamrożone.
- Załóż własną firmę. Będziesz mogła robić to co dawniej jeśli właśnie tego chcesz, a ekscentryczna, pracująca nocą projektantka wnętrz raczej nikogo nie zadziwi. - odparł Lew, jakby była to całkowita oczywistość - Albo znajdź sobie coś co ty chcesz robić, a nie to do czego przymuszał cię tatko. Samodzielność jest straszna, ale równocześnie szalenie wyzwalająca.
To wydawało się takie proste, gdy Lev o tym mówił. Cynthia zastanawiała się dlaczego nigdy wcześniej sama na to nie wpadła. No tak... więzy. Teraz, gdy ojca nie było już prawie rok, ich działanie osłabło, może nawet zatraciło się. A jednak wampirzyca odczuwała jakąś psią wierność względem Karla.
- Najpierw muszę go odnaleźć. Potem... zobaczę.
W tym momencie Kainici dotarli do drzwi do gabinetu pani “dyrektor”. Lew zapukał i nie czekając na pozwolenie złapał za klamkę i otworzył drzwi. Uprzejmie wskazał Cynthi aby weszła pierwsza.
- Cześć Fretka. Dotarły rzeczy dla naszej koleżanki? - spytał wskazując wampirzycę.
Fretka właśnie dopijała przez słomkę starbucksową kawę głośno przy tym siorbiąc.
- Toto? - odpowiedziała zdejmując nogę z ogromnej, markowej i zapewne bardzo drogiej walizki.
- Chyba tak, dzięki wielkie. - odparł gangrel zerkając na Cynthię - Jak humor u chłopaków po wczoraj?
- Ja nic nie wiem… - Fretka usprawiedliła się na wstępie - po za tym, że prześcigają się w pomysłach jak komu wpierdolić. No ale chyba są świadomi, że przynajmniej na razie, nie mają jak.
- Tia… Jeszcze będą mieli okazję, choć wolałbym żeby znowu wrócił tutaj święty, pierdolony spokój. - Lew westchnął donośnie i popchnął walizkę w kierunku Cynthi, wyraźnie nie miał zamiaru wychodzić. - A jak u ciebie, wszystko ok czy czegoś potrzebujesz?
Wampirzyca popatrzyła ponuro na kobietę. Było widać, że nie zapomni o tym trzymaniu nóg na JEJ własności. Chwyciła rączkę i zabrała bagaż.
- Przebiorę się w VIP-roomie i zaraz do was dołączę - oświadczyła, zostawiając Lva i Fretkę samych.
Gdy wampirzyca zniknęła z widoku, odnosząc się do wcześniejszego pytania Lwa, Fredka pokazała na migi, że w istocie mógłby jej pomóc sprawiając by Cynthia zniknęła. Po czym powiedziała na głos:
- Ta, nie wiem czy zauważyłeś ale zamknięte dzisiaj mamy i będziemy mieć, policja tu węszyła, okleiła drzwi taśmą. Po prostu dostajemy “karę” za rozróbę chłopaków.
- Może to i lepiej. Dopóki tego gówna nie ogarniemy lepiej żeby się tutaj za dużo ludzi nie bujało. Smerfy schodziły na dół?
Fretka machnęła ręką.
- Bez nakazu to mogli chuja zrobić ale też nie chciałam im tego wypominać bo jeszcze się zawezmą i taki spokbinują, no to im pokazałam to i tamto czyli żadnych… waszych ciał. Heh, jak Cień zaczął warczeć to się jeden spytał czy szczepiony, powiedziałam żeby se sam sprawdził.
Lew uśmiechnął się krzywo słysząc te słowa
- Szczepiony, następnym razem zostawię gdzieś na widoku książeczkę. - wampir podszedł do kobiety bliżej i nachylił się do niej - Słuchaj uważaj na siebie i staraj się nie opuszczać klubu bez potrzeby. - powiedział cicho.
- No jakoś mi się nawet nie chce. Chuj wie jak głęboko teraz stoimy w szambie… - Fretka była wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją z wczorajszą rozróbą.
- Świetnie, mam po prostu złe przeczucia. Czuję że największe gówno będzie dzisiaj. - Lew bardziej wymamrotał niż powiedział. - Gdzie się ta Cynthia podziewa? - dodał i ruszył w kierunku drzwi, żeby sprawdzić czy wampirzyca już nie nadchodzi.

W międzyczasie Cynthia dostała wiadomość od pana detektywa.
“Tak, oczywiście jutro wciąż aktualne. Coś więcej o tej dziewczynie? Coś specjalnego jej zagraża? Czy może to nie rozmowa na telefon?”
“Na razie nic więcej nie wiem” - odpowiedziała wampirzyca i po zmianie garderoby oraz kolejnym poprawieniu fryzury i makijażu - wróciła do Lwa i Fretki.

- Zaczynałem się martwić że coś ci się stało. - rzucił Lew. Z tonu głosu ciężko było powiedzieć czy wampir naprawdę przejmował się stanem Cynthii, czy też zwyczajnie starał się być uprzejmy. - Idziemy na dół?
- Oczywiście - odpowiedziała Cynthia uprzejmie i chłodno zarazem - w końcu miałam poznać wasze śmieci... znaczy klub.

***

W klubie nie było co prawda klientów, ale było dziewięciu chłopaków z gangu. Na kilku głowach przyklejone były plastry a większość oczu była opuchniętych po wczorajszej “zabawie” Lew nie wypatrzył żadnego z bardziej poturbowanych. Jeden z mężczyzn kiwnął głową na widok wampira. To kiwnięcie musiało być bolesne…

- Cześć. Jak chłopaki? Pogotowie dotarło na czas? - Lew spytał bez ogródek.
- Jest ok - odpowiedział jeden.
- No, w sumie to całkiem ok, nie ma tego złego… - zaczął drugi.
- Weź spierdalaj - uciął mu inny - mało brakowało.
- Ojtam, nie pierdol.
Lew przekrzywił głowę.
- O co chodzi? - wampir wyraźnie nie wiedział o czym dokładnie mówili.
- No o dym z wieśniakami, nie był…
- Kurwa mało co nas nie zajebali!
- Ach, myślałem że o czymś innym mówicie. - Lew wzruszył ramionami - Wieśniakami zajmę się dzisiaj. Cicha akcja, więc lepiej żebym zrobił to sam. Pomoże mi w tym Cynthia. - Lew wskazał wampirzycę podbródkiem - Ma niezłe kontakty. I przyjebać też potrafi.
Cyntia spróbowała się uśmiechnąć, ale wypadło to raczej blado. Tak jak jej prezentacja - ot okularnica z typowym business look - ładna, ale sztywna. A już na pewno nie wyglądająca na silną.
- Możecie podać więcej szczegółów, które by nam pomogły? - zapytała oschle.
Chłopaki najpierw popatrzyli chwilę na wampirzycę zastanawiając się zapewne w jaki sposób miała ona “pomóc”.
- Eeee… no możemy, a co chcesz wiedzieć?
- Wszystko - odparła gładko - Wszystko co wiecie o “wieśniakach” i miejscu ich pobytu.
- Są spoza miasta, większość czasu spędzają na tutejszych cmentarzach gdzie chleją i dewastują groby. Dowodzi nimi Skadi, kobieta o niemal… nienaturalnej sile. - wtrącił się Lew, wierząc że jego wyjaśnienie będzie bardziej treściwe - Jeżdżą bez blach, chłopcy w niebieskim już ich ignorują. Wiecie coś jeszcze? - Bikerzy się zamyślili a jeden nawet podrapał się po obolałej głowie.
- Mówili coś o jakimś “chemiku” tak do siebie, zanim zaczęły się dymy, kiedy myśleli że ich nikt nie słyszy.
- Powiedzieli coś jeszcze? Adres, coś czym się ten cały chemik zajmuje? - dopytał gangrel.
- Nie dosłyszałem - przyznał mężczyzna.
- Ok, coś jeszcze? - podpytał Lew - Jeśli nic wam nie przychodzi do głowy to się będziemy zbierać. Tylko wezmę Cienia. - rzucił okiem na Cynthię i kiwnął głową w kierunku wyjścia.
Ta skinęła głową.
- Jeśli to wieśniaki “od... nas”, mogą być silniejsi niż zwykli chłopi z widłami, może też warto zagadnąć twoich kumpli, żeby do nas dołączyli? - zaproponowała chłodno, nie bardzo mając ochotę na branie udziału w jatce. To była raczej zabawa dla dużych chłopców - jak ci tutaj.
- Mam zamiar dorwać jednego, czy dwóch, spuścić im wpierdol i wyciągnąć z nich informacje. - odparł Lew - Do tego tłum nam nie potrzebny. Ale możemy wziąć Adama. W dwójkę z Cieniem spokojnie poradzimy sobie ze wszystkim co nie jest jednostką wojskową. - dodał, delikatnie tylko koloryzując swoje możliwości. - Ty… Masz gadane prawda? - spytał mając na myśli wampirze dyscypliny.
Wampirzyca skrzywiła się znów.
- Taak. Można tak to ująć. Kolokwialnie.

Lew kiwnął tylko głową i ruszył na dół, pozostawiając Cynthię samą sobie.
 
Zaalaos jest offline