| – No patrzcie państwo. Czyli będziesz się musiała Gali podzielić – Rzuciła, a niziołka zrobiła kwaśną minę. Zauważyłaś, że mała kobietka nie siada i cały czas milczy.
- Ona tak będzie stać i się patrzeć? - zapytałam, uznając za niesprawiedliwe, że niziołka tak sterczy.
– Tego ją nauczono, to niewolnica. – Odparła. – Zdobyłam ją w wyniku dość ciekawych okoliczności od pewnego łowcy niewolników z południa. Kosztowała mnie trochę wysiłku ale było warto.
- To chyba możesz rozkazać jej żeby usiadła i odpoczywała. Ten pokaz wyglądał na męczący - stwierdziłam.
– Móc… mogę, ale nie chcę. Ostatnia osoba, która wydała jej rozkaz skończyła z połamaną szczęką. Chcesz wiedzieć jak ją dostałam kapłaneczko? – Uśmiechnęła się.
Nie szczególnie miałam na to ochotę, ale przeczucie podpowiadało mi, że i tak się dowiem, więc przynajmniej wydam się odrobinę milsza.
- Mów - odparłam. - Ale miej na uwadze, że jestem Katem - przestrzegłam ją.
– Na dalekim południu prawo cesarstwa i kościoła nie sięga – Zaśmiała się bez cienia lęku. – Ale jak chcesz, możesz tam jechać i ich szukać. Poznałam ją podczas jednej z moich wypraw, była wtedy własnością Kaleda, łowcy niewolników. Była tancerką. Co nizioł robił w tamtych stronach… nie dowiem się nigdy, bo moja mała towarzyszka jest niema – Uśmiechnęła się do niej. – W każdym razie, była krnąbrna i agresywna. Złamała szczękę jednemu z towarzyszy Kaleda, gdy chciał jej sobie poużywać. Tam jak niewolnik się nie słucha, to się nim karmi dzikie psy dla uciechy gawiedzi, tam nie cesarz i jego miłosierne prawa. Spodobała mi się jej buta i zawziętość, ale nie miałam szans na jej kupno. Więc się z nim założyłam. Mieli jej rozwiązać nogi i wypuścić psy… zakład był prosty. Jak ona przeżyje, to ją biorę, jak umrze… to zabawiam bandę Kaleda. No cóż, zapomniałam wspomnieć, że mała Gali złamała szczękę wielkiemu, twardemu rozbójnikowi, jednym kopnięciem. – Niziołka zachichotała bezgłośnie na słowa swej towarzyszki. – Jej kopnięcia to śmierć. Jej zwinność to spryt diablika… psy ją pokiereszowały… blizny ma do dziś. Ale… że też nie dane wam było tego zobaczyć, jak kundle truchło wyleciało z ringu i trafiło jednego z bandytów prosto w kaprawą mordę. – Zrobiła gest uderzenia. – Nie wiem kto nauczył ją tak kopać, ale te małe stópki, mają twardość stali.
Gali uśmiechnęła się a potem usiadła na blacie i uniosła stopę na spodzie której Evi zgasiła niedopałek. Niziołka wciąż miała szelmowski uśmiech, jakby nic nie poczuła. Zaczęła tylko machać nogami wesoło.
– Zgodnie z prawem jest niewolnicą i jako taką wwiozłam ją do kraju, ale jak dla mnie wywalczyła swoją wolność jak nikt inny, więc traktuję ją jak wspólniczkę.
- Intrygujące - przyznałam będąc pod wrażeniem opowieści. Zastanawiałam się czy niziołka naprawdę jest tak zahartowana, czy zwyczajnie nie odczuwała żadnego bólu. Spojrzałam zaraz na Morrisanę, bo zainteresowało mnie czy Gali miałaby szansę w starciu z tą która zdradziła Cesarza dla swojego brata. Ale tą rozmowę przeprowadziłam z Garenem pod nieobecność kapłanki, a wspominanie o problemach władcy nie było rozważne przy osobach postronnych. O czym wyraźnie "pouczył" mnie przeor.
- Dokąd wybieracie się teraz? - zapytałam dla podtrzymania rozmowy.
– Tam gdzie da się zarobić, w tych okolicach sporo szlachty spoza cesarstwa… – Uśmiechnęła się. – Ale na oku mamy jedną szczególną osobistość. Lady Aithane Arachnea, ta drowka ponoć nigdy nie wypuściła na swój dwór mężczyzn, a my akurat jesteśmy kobietami. – Zaśmiała się gromko.
Do tej chwili Morrisana tylko się uśmiechała i słuchała, ale wspomnienie tego imienia zmieniło wyraz jej twarzy na bardziej pochmurny.
W tym samym czasie dziewczę służebne przyniosło zamówione napitki, odwracając uwagę bardki.
Sięgnęłam po napitek i kątem oka podpatrywałam zmianę w zachowaniu mojej mentorki.
- Życzę wam powodzenia. Jeśli się spodoba wasz występ to nie opędzicie się od szlachty, która za wszelką cenę będzie chciała mieć was jako rozrywkę na bankietach - zaczęłam wieszczyć im sukces.
– O ile przejdą przez pajęczy las – Mruknęła kapłanka. – Aithane sprowadziła tu ponoć pająki z samego królestwa drowów… a najmniejsze z nich potrafią pożreć człowieka w całości. Gwarantuję, że zwykłe kopniaki ich nie odpędzą.
– Nareszcie dłuższa wypowiedź – Zaśmiała się Evi. – Bard który nie umie dotrzeć do publiczności, to słaby bard – Postawiła na stole fiolę pełną karmazynowego, połyskującego płynu, co nawet na Morrisanie zrobiło wrażenie. W tym czasie artystka nalała sobie wina i uniosła kubek z triumfem.
- Nie lubię pająków - mruknęłam na słowa starszej kapłanki. - A martwy bard już nigdy nie wystąpi przed żadną widownią - skomentowałam przesadną pewność siebie jaką wykazywała Evelinne.
– To krew zmory Marion… – Odpowiedziała Morrsiana. – Zmory to konie Drowów… hodowane w najgłębszych ciemnościach, mięsożerne, jadowite i niespotykanie agresywne…
– A do tego… zapach ich krwi odstrasza pająki – Dokończyła Evi skosztowawszy wina.
– Jednak zdobycie krwi zmory, to dokonanie niemal porównywalne do przejścia przez pajęczy las. – Odpowiedziała Morrisana.
– Znawczyni. Trik z krwią zmory ponoć wykorzystał sam cesarz, gdy dostawał się do pałacu wielkiej matki. Ale zdobycie tej krwi to rzeczywiście było wyzwanie i ryzyko. – Zaśmiała się. – Zobaczymy zatem czy się opłaci, bo każda kropla w tej fiolce jest warta swej wagi w złocie.
– Albo waszego życia… Skąd jednak pewność, że Lady Aithane zechce was posłuchać, zamiast kazać swojej gwardii rozpruć wam brzuchy i powiesić za nadgarstki na drzewach, żeby ich zmory pożywiły się na waszych trzewiach, za wtargnięcie na jej ziemie? – Kapłanka jakby straciła swój spokój.
– Gdybym nie podejmowała ryzyka, dziś nie byłabym tym kim jestem – Bardka spojrzała kobiecie w oczy, poważniejąc.
Przez chwilę obie mierzyły się wzrokiem.
– Jesteś uczennicą Arlena…
– Teraz ja jestem pod wrażeniem, że znasz Profesora Arlena Argomira, Pieśniarza Gromów. – Uśmiech wrócił na twarz bardki. – Szkoda, że mu się zmarło.
– Owszem… szkoda… – Morrisana posmutniała. – Uczył cię jeszcze za czasów poprzedniego władcy…
– Słusznie. Wtedy niewielu było krasnoludów cieszących się takim szacunkiem jak on. Słyszałam, że był potem częstym gościem na cesarskim dworze.
– Wiesz… jak zginął?
– Ponoć wyruszył na jakąś tajemną wyprawę i z niej nie powrócił – Odparła ze spokojem artystka wracając do picia wina.
– A ty pchasz się w jego ślady…
– Być może… ale jeśli rzeczywiście znasz go nie tylko z opowieści, zapewne wiesz, że byłabym naprawdę marną uczennicą gdybym tego nie robiła. – Powiedziawszy to schowała fiolkę.
Popijałam mleko w milczeniu przysłuchując się rozmowie. Moje spojrzenie wędrowało zatrzymując się na osobie, która aktualnie mówiła. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się większym żółtodziobem niż w tej chwili. Wolałam w tej chwili milczeć niż powiedzieć coś co okaże się głupie.
– Widzę, że peszy cię nasz rozmowa – Bardka zwróciła się do ciebie. – Ile ty masz lat?
__________________ Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach... |