Hernan patrzył na wyświetlacz telefonu a potem przeniósł wzrok na drzwi, za którymi stali gliniarze. Jak na żywego trupa czuł się nadspodziewanie dobrze, właściwie nigdy nie czuł się lepiej. To była prawdziwa moc, o której kiedyś mógł tylko pomarzyć. Z taką siłą, taką szybkością nie istniały już żadne granice...O ile wcześniej zastanawiał się jak zakończyć swój żywot, teraz ani myślał gryźć glebę. Odkręcił kran, przemył twarz i ręce pozbywając się śladów krwi a potem spokojnie podszedł do drzwi wejściowych i uchylił je lekko. Uśmiechnął się do policjantów.
- O co chodzi panie władzo? - zapytał.
Policjantów było dwóch. Jeden z przodu - grubszy i masywniejszy, i drugi z tyłu, - z wąsem, niski i chudy. Istny Szybki Lopez. Otaczały ich czerwonawe światła, dość intensywne, wylewające się z nich falą pochłanianą przez mroki nocy.
- Mieliśmy skargi na hałasy - powiedział wyższy przyglądając się Hernanowi z podejrzliwością.
- Przepraszam, oglądałem telewizor i przysnąłem. Wszystko jest w porządku. Wejdą panowie? - przemieniony w potwora sicario nie przestawał się uśmiechać i uchylił drzwi nieco szerzej.
Policjant rzucił tylko okiem. Spojrzał na Hernana i już chciał odejść, gdy ten drugi się wtrącił.
- Możemy zobaczyć jakiś pana dokument?
- Z tym będzie problem - odpowiedział Salcedo drapiąc się po głowie- [i]Dwa dni temu skradziono mi portfel, nie zdążyłem jeszcze wyrobić nowego prawka. Ale moja żona śpi na górze, mogę przynieść jej dokumenty, jeśli panowie sobie tego życzą.