Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2019, 11:18   #19
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Nie pilnuję. Sama wpadłaś na polanę, gdzie spędzałem noc… – Westchnął. – Uważam, że powinni powiedzieć ci wcześniej. Jednak nigdy chyba nie zrozumiem do końca ludzi. Gdy ja opuszczałem rodzinę wiedziałem dlaczego jest to konieczne i nigdy nie uważałem, że moi rodzice mnie nie kochali.

- Całe moje życie to kłamstwo... - jęknęłam. - I co, teraz mam się źle ze sobą czuć, bo myślałam najgorsze o mojej rodzinie? Nawet nie raczyli mi tego wytłumaczyć.

– Masz rację, to twoje życie. A skoro już znasz prawdę możesz z nim zrobić co chcesz. – Powiedział. – Czy wasi bogowie naprawdę chcieliby abyście oddawali im cześć bo ktoś wam to rozkazał? Czy chcieliby by cześć dla nich była wymuszona? Ja na ich miejscu nie chciałbym by czczono mnie z poczucia winy, z przymusu czy ze strachu…

Zaśmiałam się gorzko.
- Co niby miałabym z nim zrobić? Znam tylko życie w zakonie. Przeor ma rację, nie poradzę sobie poza nim... Z resztą jakby miało mi się udać? Nawet nie miałabym za co żyć... - kręciłam głową.

– Owszem. Nie jest łatwo. Radzić sobie samemu. Ale w przeciwieństwie do mnie kiedyś, ty nie wchodzisz w samodzielność sama, pozbawiona umiejętności i narzędzi. Ja byłem tylko dzieckiem, a jednak nim mnie znaleźli ludzie spędziłem sporo czasu sam. Wiesz dlaczego? Bo zwyczajnie pragnąłem żyć. Co więcej nie jesteś sama. Zarówno Morrisana i ja jesteśmy gotowi ci pomóc. I zrobimy to tylko jeśli tego zechcesz.

- Moja rodzina powinna się poczuwać do tego, a nie zupełnie obce mi osoby - burknęłam. - Ani moja matka ani ojciec nie odwiedzili mnie ani razu - usiadłam na dużym kamieniu i zanurzyłam stopy w strumieniu.

– Masz prawo być na nich zła. Bali się, że w ten sposób doprowadzą swoich wrogów do ciebie, ale nie dali ci możliwości podjęcia decyzji. Teraz nie jesteś już bezbronna, możesz sama siebie obronić, a my moglibyśmy nauczyć cię jeszcze więcej.

- Wpierw muszę z nimi pomówić - stwierdziłam z pełną stanowczością. - Wygarnę im wszystko...

– Oczywiście… a gdzie ich znajdziesz? Abyś mogła to zrobić, musisz być gotowa na długą podróż... – Stwierdził wstając i podchodząc do ciebie. Wyciągnął do ciebie rękę. – W takiej podróży, każda pomocna dłoń ci się przyda.

Chwilę w bezruchu patrzyłam na jego dłoń. Chciałam tu zostać sama. Ale jak nie ufałam Morrisanie, tak Garren wydał mi się pierwszą szczerą osobą.
Pokiwałam głową i wyciągnęłam do niego rękę, pozwalając pomóc sobie wstać.

– Pierwszy krok zawsze jest najtrudniejszy – Uśmiechnął się. – Ten jest już za tobą. A zatem córko niespokojnej drogi… co zamierzasz teraz?

Dziwne było określenie jakim mnie mianował, ale bardzo pasującym do mojej sytuacji. Nie przeszkadzało mi ono.
- Zjedzmy śniadanie i szykujmy się do drogi - odpowiedziałam ruszając nieśpiesznie w powrotną drogę do chaty kapłanki.

– Słusznie. Zamierzasz zatem spotkać się z synem złotego kręgu?

- Morrisana mocno się natrudziła, żeby do tego doprowadzić - westchnęłam uznając teraz, że nauki u niej były jedynie pretekstem do spotkania. - A ja od niego może się dowiem jak mogę spotkać się z rodziną.

– Rozsądnie. Chciałbym jednak poprosić abyś nie gniewała się zbyt mocno na nią. Dźwiga ona brzemię, które już dawno stało się dla niej aż nazbyt ciężkie.

- Miała nieszczęście być posłańcem. Niepotrzebnie tak przy niej się zachowałam - przyznałam mu rację. - Jednak jest kwestia, na którą nie pozostanę ślepa i będę nalegać, by ustąpiła z kapłaństwa.

– Wyczułem twój zapach w nocy… ale nie powiedziałem jej tego. Nie wiem co słyszałaś, ale sądzę, że domyślasz się prawdy. Kocham ją i chciałbym aby została moją żoną, ale ona uważa że nie zasługuje na szczęście i wolność, dlatego sama skazała się na tą banicję. Być może ty zdołasz do niej przemówić.

Popatrzyłam na niego kątem oka zastanawiając się co odpowiedzieć.
- Dobrze, postaram się przygotować do tej rozmowy, żeby nie wyszło gorzej niż jest - zapewniłam go.

– Chodziło mi raczej o to, że uzmysłowisz jej, że być może kapłaństwo nie jest najlepszą drogą dla niej… w końcu chcesz przekonać ją by ustąpiła za kapłaństwa. – Westchnął.

- Ktoś kto łamie śluby kapłańskie na pewno nie nadaje się na kapłana i tylko oszukuje siebie wraz z wiernymi - wyraziłam swoje zdanie.

– Powiedz jej to… wiem, że ją to zaboli. Ale chyba bardziej cierpi gdy tkwi w tym oszustwie. Wiem, że ona też mnie kocha, że kocha swoją religię i ludzi, którym może służyć jako kapłan… jednak wiem, że dobro może czynić nawet poza stanem kapłańskim, a trwanie w nim bez woli… to zadawanie sobie bólu, bez celu… gdybym tylko mógł sprawić aby przestała się obwiniać.

- Za co się tak karze? - zapytałam.

– Nie opowiadała ci, że była kapelanem? – Zapytał.

- Wspominała - skinęłam głową. - Ale tylko ogólnie o zatraceniu się i wypaleniu.

– Zatraciła się tak bardzo, że razem z wojskiem spalili kilka wiosek należących do chanatu… wraz z kobietami i dziećmi… dopiero wtedy gdy uświadomiła sobie ogrom rzezi jakiej dokonywali oni… nie różniąc się niczym od hordy chana, ale napędzając krąg zemsty i przemocy… wtedy przyszło wypalenie. I poczucie winy… Choć mówiąc, że przyszło, skłamałbym. Wtedy do niej wróciło… ona obwiniała się o śmierć rodziców, a potem swojego mistrza… nie wiem dlaczego, ale uznała, że ciąży na niej klątwa i przyciąga do siebie śmierć… uwierzyła, że tylko jej bóg jest w stanie trzymać ją od niej na dystans.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline