Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2019, 00:07   #7
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Osadę opuścili następnego dnia późnym porankiem. Zostawiając palisadę w tyle, ruszyli dalej wąwozem który dosyć prędko - po parunastu minutach spacerowego tempa zaledwie - rozwidlał się i kończył skalnym urwiskiem. Na prawo była wijąca się esowato ścieżka prowadząca w dół, w stronę kotliny i rozpościerającej się pod nimi zieleni; na lewo natomiast skalny klif szedł dalej, ciągnął się łukowato, fasadą wyznaczając zachodnią granicę doliny. Tam też skierowali kroki, wedle eleonorowej mapy kopalnia znajdowała się nieco ponad ligę w tym kierunku.

Podróż skalnym parapetem była dosyć przyjemna. Gorąc i słońce dalej wykręcały z nich pot, to fakt, ale górskie powietrze w połączeniu z chłodnymi powiewami wiatru zdecydowanie pomagało w walce z upałem. Na widoki też nie mogli narzekać - rozciągająca się przed i pod nimi kotlina była malownicza, jak na olejnym obrazie. Zieleń biła w oczy gdzie nie spojrzeć, daleko na wschodzie majaczył zagajnik, na północ widzieli wodospad i błyszczące jeziorko na skraju lasu, a wszędzie wokoło rysowały się górskie szczyty. Jedynie osuwające się co i rusz kamyki, gdzieś nad ich głowami, psuły tę całą idyllę i spokój ducha.

Obyło się jednak bez większych wrażeń i po nieco ponad godzinie stali przed wejściem do kopalni. Szyny wyryte w skalnym podłożu niknęły gdzieś w ciemnościach, a zimno bijące ze środka czuli na skórze nawet w wiosennym cieple. Ciemny prostokąt wcale nie wyglądał kusząco, a przez niepewność co zalęgło się w jego czeluściach tylko tracił na atrakcyjności. No, ale przecież to było ich zadanie - rozwiać ową niepewność i usunąć szkodniki. Nie zwlekali więc i gęsiego, jedno po drugim, ruszyli przed siebie.

Gulbrek wysforował się na czoło ferajny, miarkując że nie ma co liczyć na powierzchniowe ślepia kompanów. Z pochodnią w łapie stąpał ostrożnie naprzód; wyrzeźbione w skale stopnie były wąskie i strome, a szyny dodatkowo utrudniały stawianie kroków. Pochód wgłąb ziemi szedł im tedy mozolnie, przerywany cichymi przekleństwami przy potknięciach i zachwianiach.

- Spójrzcie - odezwał się Płomień, przezornie ograniczając się do szeptu. Palcem przejechał po jednej z drewnianych podpór korytarza. - Wyżłobione i pocięte. Raczej takich ich nie stawiano.
- Nie, na pewno nie - zawyrokował Straton. - Są też ślady krwi. O, w połowie tej podpory. I na stopniach.

Diablę i pół-elf popisali się spostrzegawczością. W półmroku korytarza ciężko było dostrzec tak drobne szczegóły, ale nie mylili się. Drewniane belki, mające podpierać tunel, rzeczywiście były nadszarpnięte żelaznymi cięciami, a kamień przyozdobiony był ciemnymi smugami zaschniętej krwi. Nie zwiastowało to dobrze. Resztę stopni pokonali z dłońmi na broniach, nasłuchując uważnie.

Postawili stopy na równej powierzchni, nieniepokojeni przez nikogo i nie wychwytując żadnych dźwięków z głębi kopalni. Stopnie przechodziły w krótki korytarz, a ten w skromnych rozmiarów prostokątną komnatę, której ściany i podłoże też przyozdobione były krwawymi smugami. Pomieszczenie musiało być swego rodzaju sortownią, co sugerował rząd stołów pod przeciwległą ścianą uginających się pod ciężarem wag oraz stos skrzyń po lewej. Były i dwa wywrócone wózki górnicze, których srebrzyście połyskująca zawartość wylewała się na skalną podłogę. Spod jednej z nich wystawał skrwawiony ludzki korpus, szpecąc górę srebrnego kruszcu.

Lymseia nachyliła się nad ciałem, uważnie lustrując denata. Wystające spod srebra ramię i prawa strona były poharatane drobnymi nacięciami, najpewniej od bełtów lub strzał. Mogła przysiąc, że w niektórych z nich dalej tkwiły groty i wyciągnęła dłoń, żeby sprawdzić swoje podejrzenia, ale przeszkodził jej w tym Straton.

- Nie ruszaj - pół-elf syknął w jej stronę. - Chyba że chcesz postawić całą kopalnię na nogi.

Elfka podążyła za utkwionym w czymś spojrzeniu kompana i od razu dostrzegła, co było na rzeczy. Wbity w kruszcową stertę, gdzieś na szczycie usypanej górki, leżał kamień grzmotu. Trzeba było przyznać, że ktoś to sobie zgrabnie wymyślił - wywołany przezeń huk pewnikiem rozszedłby się po kopalnianych korytarzach, alarmując nowych lokatorów co do obecności intruzów.

Wszystko wskazywało na to, że za zniknięciami górników i zbrojnych stał “ktoś”, a nie “coś”. Tajemnica, nie mieli wątpliwości, prędko zostanie rozwiana gdy tylko ruszą dalej. Szyny wiły się w skale i niknęły w ciemności korytarza na prawo, sugerując dalszy kierunek. Była też i druga odnoga, na lewo od wejścia, która zapewne prowadziła do magazynu lub szeroko pojętych pomieszczeń wspólnych. Byli pewni, że za jednym z przejść kryli się nowi lokatorzy kopalni.

Lub, jak podpowiadało doświadczenie, za oboma.
 
Aro jest offline