Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2019, 21:13   #2
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Cholerna herbatka. Od kiedy dane jej jest kręcić się w okolicy tej bandy świrów, na serio zaczęła nienawidzić tego napoju. Do tego Ayumi z tej jej pseudo życzliwością. Amanda aż zadrżała.

Wracając z dłońmi w kieszeni, starała się przeanalizować w jak głębokie gówno została wpakowana. Toż ta fura świeciła się bardziej niż psu jajca. Już widziała zajaraną twarz Kanmi, który dojdzie na samą myśl, że dane będzie mu usiąść w takie furze. Na wejściu do budynku zgarnęła swój karabin i zrezygnowana ruszyła do Marcusa. Wiedziała, że spotykają się tam dopiero wieczorem, ale była niemal pewna, że znajdzie tam Kanmi. Była niemal pewna, że młody przesiadywał między azjatami “chłonąc atmosferę”. Może i dobrze, sama chętnie napije się nieco tej atmosfery bo zapowiada się ciężka pogadanka. Swojego kierowcę znalazła jak zwykle na zapleczu wśród narkotyzujących się jakimś zielskiem Azjatów. Nie palił. Nie było go na to stać. Sączył smętnie piwo spoglądając na rozwalonych na kanapach, otulonych białymi oparami, klientów. Gdy Amanda podeszła do niego i klepnęła chłopaka w plecy niemal podskoczył.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/5a/5e/f3/5a5ef3dfd037f23497a2b709fb073feb.jpg[/MEDIA]

- Jest robota… musimy pogadać. - Wskazała na wyjście do głównej sali. Choć łatwiej dostępna, była też bardziej gwarna i łatwo było tam wymienić kilka zdań na osobności.

- Dobra, nie musisz tak zaraz się rozbijać ani ludzi straszyć. - Kanmi mówił jakby nie mógł się zdecydować czy bardziej chce się droczyć, złościć na nią czy zamaskować to, że chyba go podeszła i nastraszyła. Czy jeszcze może, że jednak jest ciekaw z jaką sprawą przyszła. Pożegnał się ze swoimi mniej lub bardziej znajomymi po czym wyszedł razem z Amandą na główniejszą część lokalu. Główniejsza część zaś wydała się luźniejsza. Pewnie przez to, że na typowo barową porę było jeszcze o wiele za wcześnie a lokal Marcusa jako jadłodajnia raczej nie słynął. Bez trudu więc znaleźli wolny zakątek. Kanmi machnął na kelnerkę gdy siadali do stołu. - No co to za robota? - zapytał widząc, że dziewczyna dojrzała jego gest i ruszyła zza baru aby przejść przez salę i dojść do ich stolika.

Inu zaczekała na spokojnie aż kobieta zbierze od nich zamówienie. Poprosiła o piwo. Musiała zabic smak tamtej “herbatki”. Gdy kobieta oddaliła się za kontuar, westchnęła cięzko spoglądając na swojego towarzysza niedoli.

- Która nas pewnie zabije. - Mruknęła niechętnie, nasłuchując odgłosu nalewanego piwa. - Byłam na pogadance u Ayumi. Chce byśmy dostarczyli towar do Miami… cholernie drogi towar. - Przerwała widząc jak kelnerka podchodzi do ich stolika i stawia na stole dwa piwa. Na spokojnie upiła nieco czekając aż ta odejdzie. - Zasrane czerwone Porsche… jakby je ktoś wyciął z przedwojennej gazetki. Mamy je dostarczyć bez jednej rysy.

- E tam zabije… - Kanmi machnął niedbale ręką patrząc gdzieś na bioderka odchodzącej kelnerki. - Daj sobie na luz i przestań krakać co? - pokiwał głową jakby zgadzał się z jakimiś wnioskami i jakoś akurat jak blat baru zasłonił większość dolnej połowy sylwetki kelnerki załapał albo po prostu odwrócił się do swojej partnerki. - Ale znaczy poczekaj, jak to czerwone Porsche? Jako co? Jakaś rozkładówka? Model? Resorak? I gdzie to trzeba dostarczyć? - kierowca najwidoczniej nie brał na poważnie, że może istnieć w tym spapranym świecie prawdziwe, czerwone Porsche. Chociaż nie było mu się co dziwić, Amanda też dopiero co widziała takie cacko pierwszy raz na swoje oczy. Może w tym legendarnym mieście motoryzacji jak Detroit to i norma ale na pewno nie tutaj, w Collinsowie no ani w jej rodzimym Miami gdzie z prywatnymi furami było krucho i większość szaraczków posługiwała się wozami, rikszami, wierzchowcami, łodziami czy własnymi nogami. No ale nie prywatnymi samochodami. A na pewno nie czerwonym Porsche.

- Jakby to była jakaś rozkładówka, to wepchnęła bym ci ją w dupę i wysłała z karawaną w moje rodzinne strony. - Amanda nachyliła się w kierunku chłopaka ponad stolikiem, tak że ich twarze niemal się spotkały. - Skup się młody. Musimy dostarczyć tą cholernie drogą, cholernie rzadką i najgorsze, że cholernie prawdziwą furę do Miami. Do zasranego błotem pachnącego Miami. - Odchyliła się i wydobyła z kieszeni paczkę szlugów po czym jeden odpaliła. - Dotarło?

- No co ty? Porsche? Prawdziwe Porsche? Ayumi ma prawdziwe Porsche? I my mamy je dostarczyć?! O ja pieprzę! - oczy kierowcy stopniowo budziły się z roztargnienia i letargu gdy widocznie prawda na czym ma polegać kolejne zadanie zaczynało drążyć mu umysł aż w końcu dotarło do jego jaźni. No i gdy dotarło to przede wszystkim nastąpiła kaskada radosnego niedowierzania. Facet roześmiał się na całego i z nadmiaru radości uderzył dłonią w stół. No tak. Co za kierowca nie chciałby poprowadzić prawdziwego Porsche.

Inu westchnęła ciężko.
- Kanmi błagam.. skup się. Wiesz ile jest z Jabłka do Miami? - Amanda niestety spodziewała się takiej reakcji. - Wiesz jaka jest szansa, że doprowadziłbyś je bez rysy?

- Do Miami? No to tak daleko? Gdzie to jest? Gdzieś koło Federacji? Przed? Po? No zresztą ty jesteś z Miami to chyba wiesz jak jechać nie? Daj spokój, damy radę. Ale muszę ją zobaczyć! Dziewczyno! Takim Porsche to śmigniemy że reszta świata będzie wąchać tylko nasze spaliny! - Kanmi widocznie łyknął bakcyla na całego bo nawet podróż na kraniec Florydy nie wydawała mu się w tej chwili czymś zbyt trudnym. Roześmiał się wesoło wyobrażając sobie pewnie jak zostawiają całe zło za tylnym zderzakiem czerwonej fury. Fury którą zapewne w tej wizji prowadził osobiście. W końcu był kierowcą prawda?

- Zobaczysz ją na pace ciężarówki, którą będziemy to auto przewozić. - Inu zrezygnowana pokręciła głową. - Młody to na serio nie jest jakaś zabawa. Niebawem powinna się tu pojawić jakaś ekipa Ayumi. Hori czy jakoś tak.

- Na pace ciężarówki?! No to jest już skandal! Nie godzi się aby takie dzieło motoryzacyjnej sztuki przewozić na jakiejś tandetnej ciężarówce! To jakby najlepszego sprintera świata wozić na wózku inwalidzkim! - Kanmi tak jak chwilę temu buszował bo niebiosach euforii tak teraz runął w czeluści oburzenia gdy sprzed nosa zabrano mu tą wymarzoną zabawkę. Na znak protestu wstał od stołu bo dopił piwo jednym haustem i poszedł do baru po kolejne. Chwilę mu to zajęło ale chyba pozwoliło też mu co nieco ochłonąć bo gdy wrócił do stolika z kolejnym piwem to był już nieco spokojniejszy chociaż nadal wyraźnie nieszczęśliwy.

Inu obserwowała go sącząc piwo i paląc bez pośpiechu papierosa. Pracowała z Kanmi już tyle czasu, że wiedziała iż chłopak momentami potrzebuje chwili. Samą ją kusiło by po rozmowie z Ayumi po prostu wystrzelać magazynek w powietrze, ale choć jedno z tego ich małego zespołu musiało być rozsądne.

- I Hori ma wziąć w tym udział? Toż to prawa ręką Ayumi. Znaczy się gruba sprawa. Ale jak Ayumi ich bierze to po co my tam jesteśmy? Przecież na pewno nie do wydawania poleceń Hori. - zapytał patrząc przez wielkość stołu na partnerkę. No ale nie mylił się co do opinii Hori dotąd Amanda z nimi zbyt wiele nie współpracowała no ale sprawiali wrażenia ekipy do zadań specjalnych. Takich akurat co można było puścić do zadania wymagającego więcej finezji i samodzielności niż ściągnięcie długu od dłużnika czy wysadzenie konkurencji. Czyli nawet pasowało do zadania przesłania przesyłki na drugi kraniec kontynentu.

- Jak już zauważyłeś ja jestem z Miami będę waszym psem przewodnikiem. - Mruknęła niechętnie. - Ty bierzesz swoją furę i będziemy sprawdzać czy ekipa ma czystą trasę. A Hori… zapewne z przyjemnością wyręczy Ayumi jak jednak coś spieprzę.

Chłopak nie odzywał się dobre dwa łyki piwa gdy trawił całą tą sytuację z nową robotą. W końcu westchnął i upił kolejny łyk. - A myślisz, że dadzą się namówić na jazdę próbną? Weź z nimi pogadaj co? Przecież trzeba sprawdzić furę czy z nią okey nie? Co jak to jakiś polakierowany szmelc? Widziałaś w ogóle tą furę? Jak wygląda? Jaki model? - Kanmi widać nie mógł odpuścić, że taka fura może mu przejść tuż koło nosa i skoro nie miał nią jechać aż do samego Miami to chciał się przejechać chociaż trochę. A to właśnie na Amandę spadała rola głównego negocjatora z ich duetu.

- Młody czy ja wyglądam jakbym się w tym orientowała? Znaczek rozpoznałam, kolor też. - Inu niemal prychnęła. - Obejrzysz sobie ją to pewnie nawet będziesz wiedział co ma pod maską, ale mnie w to nie mieszaj. A co do pogadania.. mogę spytać Hori. Ale zastrzegę, że ty mu wytłumaczysz czemu to taki zajebisty pomysł.

- No to zagadaj z nim. Jak coś to cię poprę. - Kanmi najwidoczniej nie był zbyt skóry do zagajania rozmowy z kimś kto stał w hierarchii rodziny dobre kilka pięter nad nim. A w końcu w ich gałęzi firmy Hori przyjmował polecenia tylko od Ayumi.

Amanda pokręciła jedynie ze zrezygnowaniem głową i spojrzała w kierunku drzwi oczekując pojawienia się gwiazdy programu. Nie lubiła mieć kontaktów z Hori.

Zbyt długo się nie naczekali. Przez główne wejście do środka weszło trzech Azjatów. Znanych im przynajmniej z widzenia. Najważniejszy był szef całej grupy czyli Hori. Pozostali dwaj wiekowo wydali się jak dobrani dla kontrastu. Sadao san miał wygląd pogodnego emeryta a Jack wiecznego nastolatka. No ale najważniejszy był Hori. On też szedł na czele tej trójki kierując się do stolika dwójki pracowników rodziny do jakiej należał.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/5f/b8/32/5fb8324c66b0ecdb41c6fbdee75115d5.jpg[/MEDIA]

- Dzień dobry. Ciesz się, że już jesteście. - szef przywitał się z dwójką pracownikow. Kanmi zgodnie z protokołem wstał aby go przywitać i skłonił mu się sztywnym, typowo japońskim ukłonem. Inu poszła w jego ślady i także skłoniła się głęboko. Irytował ją potwornie ten ceremoniał, ale wolała nie podpaść Hori. Wszyscy usiedli dopiero gdy szef usiadł na swoim miejscu.

- Nasza rodzina dostała zaszczytne zadanie. A z całej naszej rodziny właśnie nam przypadł zaszczyt aby je wykonać. I bez względu na cenę to zadanie zostanie przez nas wykonane. Chodzi o honor rodziny Kai! - Hori zaczął to zebrane w typowo japoński sposób. Od czegoś co można było chyba nazwać mową motywacyjna i przypomnieć o ważności tego zadania.

- Hai! - z kilku gardeł szczeknelo krótkie potwierdzenie do pełnej współpracy i zaangażowania.

- Bardzo dobrze. Jak wiecie mamy dostarczyć przesyłkę do celu w stanie nienaruszonym. Niestety to całkiem spory kawałek od zwyczajowych terenów naszego działania. Dlatego musimy się przygotować. Jak wiecie nie musimy tego zrobić do jutra czy końca tygodnia. - szef zaczął mówić o najważniejszych detalach czekajacej wyprawy chociaż unikał nazywania rzeczy po imieniu. Zapewne na wypadek gdyby ktoś miał coś usłyszeć spoza ich stolika.

- No ja już mówiłem. - odezwał się najstarszy mężczyzna przy ich stole. - Ja tam nawet byłem. I to dwa razy. No ale raz jeszcze w szkole jak byliśmy na wycieczce w Dysneylandzie to mnie wtedy bardziej dziewczyny i nowy tablet interesowały niż to jak jedziemy. A za drugim razem wsiadłem w samolot w Nowym Jorku a wysiadłem w Miami. To też za wiele nie widziałem. Może samo Miami trochę. No i to wszystko było jeszcze przed wojną. - Sadao san który był i kierowca i mechanikiem bez żenady przyznał się do swojej wiedzy na temat trasy i adresu docelowego na jaki mieli jechać. A Dysneyland! No rąk jego magia działala nawet tyle dekad po wojnie. Amanda sama kojarzyła historyjkę czy dwie z jej rodzimego miasta o gościach którzy przybyli z północy zwabieni magią bajkowego zamku. A co dopiero kiedyś jak wszystko jeszcze działało. Co tylko podkreślało jak wiekowy jest ten Japończyk.

- Tak. Właśnie dlatego mamy Inu. - szef skinął głową i przeniósł wzrok z mechanika na przewodniczkę. A za nim ten gest powtórzyła reszta mężczyzn.

- Ja byłam tam trochę ponad dwa lata temu. - Amanda wzruszyła ramionami, ale szybko poprawiła się przyjmując bardziej “pożądaną” postawę. Nie cierpiała tych ich sztucznych gadek motywacyjnych, tego ich ceremoniału. - Co nieco mogło się zmienić, ale wątpię by asfalt gdzieś uciekł, a na dziko z naszym sprzętem raczej nie pojedziemy.

- Bardzo dobrze. Czy masz już jakiś pomysł jak i którędy powinniśmy jechać? Chodzi mi głównie jak z tą Federacja. - Japończyk przeszedł całkiem szybko do bardziej detalicznych ustaleń. No tak. Federacja. Kraina sfederowanych lordów i arystokratyow. No i tych których trzymali za pysk tak samo jak pan prezydent tutaj czy oligarchia bossów Miami. Federacja, najbliższy i najpotężniejszy sojusznik Nowego Jorku. Przynajmniej tak mówiła tutejsza propaganda.

Więc rejon od południowych rubieży Nowego Jorku do północnych skrajów Appalachów był względnie przejezdny i w miarę bezpieczny. Do tego momentu można było poczuć się dość pewnie. Ale co dalej?

Podstawowe opcje były właściwie trzy. Na wschód Federacji, wzdłuż wybrzeża, przez Federacje albo na zachód od niej. Pamiętała, że do Federacji dość regularnie kursują konwoje FISTu. Kompania transportu ciężkimi ciężarówkami zwana w Miami “fistaszkami”. Więc z kolei na południe od Federacji przez Florydę aż do Miami też jakieś przejezdne drogi były. Chociaż podróż przez samą porośnięta dżungla Floryde do łatwych i przyjemnych nie należała. No i była wąskim gardłem przed samą metą.

Najmniej miała pojęcie o środku tej trasy. Czyli na szerokości Federacji i po obu jej stronach. Po przybyciu do miasta aż tak daleko się nie zapuszczała w swoich wyprawach z Kanmi a jadąc z Florydy zbyt szybko prześlizgnęła się przez tą okolice.

- Jadąc w tą stronę prześlizgiwałam się zachodnią krawędzią Federacji. Tam gdzie drogi jeszcze są, a mało jest tych idiotów. - Inu zamyśliła się spoglądając na sufit. - No ale ja wtedy jechałam z bandą na motocyklach. Niby można by podszyć się pod FIST, ale tak serio… nie zaryzykowałabym, że któryś lokalnych “władców” będzie chciał nam zagarnąć towar. Więc może zachód? Z Kanmi moglibyśmy jechać przodem i sprawdzać co i jak. Jak zrobi się zbyt dziko, zawsze można się zagłębić w kraj Appalachów.

- Zachód? - Hori popatrzył najpierw na Amandę a potem po kolei na Kanmi i dwóch swoich towarzyszy. Może coś zobaczył w ich spojrzeniach a może i nie. Przy jego nieprzeniknionej twarzy o bacznym spojrzeniu trudno było to zgadnąć. - No dobrze. Niech będzie zachód. To dobry pomysł abyście ruszyli sprawdzić jak wygląda trasa. Kiedy byście byli gotowi do wyjazdu z miasta? - szef wyprawy wrócił spojrzeniem do dwójki zwiadowców. Termin na szczęście na razie nie naglił a Amanda nie była do końca pewna w jakim stanie jej partner ma swoją furę. No i Japończyk na razie chyba robił wstępne rozpoznanie aby przygotować się do tej wyprawy więc nie naciskał.

- Tydzień. - Inu zawahała się. - Jeśli rodzina nam pomoże.

- Oczywiście. Dobrze więc w razie potrzeby zostawcie wiadomość w garażu albo w biurze. A my spotkamy się powiedzmy w poniedziałek po weekendzie. Coś już powinno się wyklarować. - szef wyprawy zgodził się na propozycję Amandy. Wiedziała, że chodzi mu o podziemny parking pod wieżowcem rodziny gdzie były warsztaty, składy i pewnie było się z nim łatwiej skontaktować niż w oficjalnym biurze w wieżowcu. No ale tam też można było zostawić mu wiadomość. Tylko tam rzadziej bywał. To stwierdzenie zakończyło oficjalną część spotkania i atmosfera zrobiła się wyraźnie luźniejsza.
Inu posiedziała chwilę, rzucając krótkie opowiastki o swojej podróży do Nowego Jorku i pozwalając by uwaga pomału zdryfowała z jej osoby. Mieli sporo roboty i pogadanki z rodzinką nie były czymś na co miała ochotę marnować czas. Po tym jak dopiła drugie piwo skłoniła się przedstawicielom rodziny dając uprzednio znak Kanmi by ruszył za nią. Odezwała się dopiero gdy opuścili lokal i odeszli dwa kroki.
- Doprowadź to swoje auto do jakiegoś stanu używalności. Zatankuj do pełna. - Inu nadal obawiała się tego zlecenia i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Zbyt wiele rzeczy mogło się spieprzyć przy tak długiej trasie. - Uzupełnij prowiant na kilka dni i amunicję. Ja spróbuję nieco posłuchać po knajpach i u karawaniarzy nieco plotek o trasach. - Westchnęła ciężko. - Mam nadzieję, że na południu jest cholerny spokój.
Pożegnała się ze swoim kierowcą i ruszyła w kierunku postoju karawan. Może przewodnicy przywieźli jakieś ploty z trasy. Najpewniej dowie się najwięcej w “Press Box” tyle, że tak bardzo nie lubiła odwiedzać tego miejsca. Te wszystkie fuchy, które aż prosiły się by je wziąć i wyjechać w cholerę ze zgniłego jabłuszka. Ale nie… rodzinka też miała tam swoich ludzi, a gdyby Ayumi dowiedziała się, że Inu coś kombinuje… Amandę aż przeszył nieprzyjemny dreszcz. Wsunęła ręce głębiej w kieszenie, wytartych bojówek i przyspieszyła kroku.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 02-07-2019 o 21:21.
Aiko jest offline