Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2019, 10:51   #4
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację

Spotkanie w pałacu


Po wymianie uprzejmości z Wezyrem i tajemniczym mężczyzną który mu towarzyszył Tabaxi zgodnie z poleceniem rozgościła się. Z wielkim zaciekawieniem oglądała każdy detal pomieszczenia, gdyż nieczęsto miała okazję znajdować się w pałacach. Od wewnątrz zjadały ją nerwy gdyż na całą tą wyprawę nie zgłosiła się bynajmniej po to by ratować Murafatę trzeciego, tylko poznać prawdę. Właśnie przez nerwy, mimo najszczerszych chęci nie popełniania faux pas, skusił ją niezwykły przepych jak i egzotyka zakąsek które tam przygotowano. Kotka postarała się chociaż nie jeść za dużo i tylko poczęstowała się dwoma czy trzema smakołykami. Z nieukrywaną chęcią nalała sobie też figowego wina w którym dla odwagi zmoczyła swoje kocie usta i usiadła, słuchając przemówienia gospodarza. Wezyr od razu przeszedł do rzeczy, wprowadzając ich w powód misji której się mieli podjąć, a to co usłyszała Yasumrae brzmiało przerażająco podobnie do plotek które znała. W jej pokrytej futerkiem głowie zaczęły się rodzić kolejne pytania. Przemowa którą usłyszała nie brzmiała szczerze, lecz była zakrapiana jakąś śmieszną propagandą. Nie po bajeczki i słodkie słówka tu przyszła i gdy Wezyr skończył mówić odezwała się płynnym, żądnym konkretów głosem.

-O jakich dokładnie “siłach ciemności” mówimy i czym jest Serce Niebios? - kapłanka splotła dłonie na kolanie, wpatrzona bardzo uważnie w Wezyra. Jeśli oczekiwał od nich że znajdą coś, nie wiedząc nawet jak to coś wygląda.. to równie dobrze już mogli zlać tą wyprawę i iść pić w tawernie. Wypadałoby też poinformować ich z jakimi istotami będą musieli się mierzyć. Kapłanka wiedziała o paru detalach których jakoś ich gospodarz nie przedstawił.

Wezyr skierował swe świetliste spojrzenie wprost na tabaxi. Dziewczyna z pewnym dyskomfortem poczuła, jakby zaglądał wprost w jej duszę.

- Szanowna kapłanko, pozwól że wpierw wyrażę jak rad jestem, że chcesz użyczyć łaski swej bogini w tak szczytnym celu. Siły ciemności o których tu mowa, to zastępy piekieł. Cały zaś podstęp, który zamglił serce naszego Wspaniałego Byłego Sułtana, prawdopodobnie uknuty został przez jednego z ich mrocznych książąt. Jeśli chodzi o Serce Niebios, to za wiele nie jestem w stanie powiedzieć. Według legend jest to artefakt o wielkiej, świętej mocy, który może uleczyć każdą chorobę i znieść każdą klątwę.

Tabaxi zwęziła oczy. Mieli wyruszyć na śmiertelnie niebezpieczną misję, walcząc z istotami z innego wymiaru, tymczasem Wezyr skąpił detali które mogłyby ocalić im skórę. Istoty z piekieł to może być wszystko, od drobnych szkarad, po piekielnych lordów. Nie powiedział też czy wyruszą tam sami, ale podkreślał wyjątkowo często niewinność biednego głupiego Sułtana który niczym wiejski chłop dał się podejść siłom ciemności. Tak przynajmniej rozumiała to kocia kapłanka.

Andraste słuchając odpowiedzi jaką Wezyr udzielił tabaxi, wzięła łyk figowego wina, po czym wycierając swe usta chusteczką wstała.

- Ja również mam pytanie do twej szanownej osoby, o wielki Wezyrze, jednak najpierw chciałam podziękować w imieniu moim i wszystkich tu zgromadzonych za tak godne ugoszczenie nas. - to mówiąc dygnęła z gracją i kątem oka posłała wymowne spojrzenie w stronę swojej przyjaciółki, jakby chcąc skarcić ją za zbyt dużą bezpośredniość wobec osoby wyżej postawionej od niej.
Złote oczy przeniosły się na Eladrinkę.

- Twe miłe słowa są miodem dla serca każdego gospodarza. Pytaj śmiało.

- Me pytanie dotyczy czasu naszej wyprawy, kiedy mamy wyruszać? - spytała siadając z powrotem na poduszce.

- Na to odpowiem, gdy wyczerpie się źródło waszych pozostałych pytań.

- Jeśli szanowny Wezyr pozwoli to mam jeszcze jedno pytanie. Gdzie znalazłabym ludzi, których dodatkowo mogłabym zatrudnić do naszej wyprawy? - spytała nakładając sobie jedzenie na talerz.

- Pałac zapewni wszelką pomoc, jaka będzie niezbędna. O jakich konkretnie ludziach myślisz?

- Myślałam o kimś zbrojnym, ja sama bardziej zajmuję się wsparciem, dlatego chciałbym kogoś kto pomógłby pozostałym w zwarciu. - odpowiedziała.

Wezyr chwilowo odwrócił głowę w stronę drugiego mężczyzny, po czym ponownie odezwał się do bardki.

- Pragnąłbym sprowadzić liczbę zbrojnych uczestników wyprawy do minimum, by zapewnić jej większą mobilność i mniejsze zapotrzebowanie na zapasy, o które czasem ciężko jest na pustkowiach. Nie martw się jednak, otrzymacie wsparcie jednych z najlepszych śmiałków, na których pałac jest w stanie sobie pozwolić.


Rashad, który od spotkanie z Andraste i Orrynem wydawał się być mocno zamyślony, skończył powolne przeżuwanie daktyla, po czym wstał i skłonił się Wezyrowi.

- Słusznie mówisz, czcigodny, prawdą jest, że mniejsza lecz doborowa grupa może często zdziałać więcej niż armia… słyszałem natomiast, że kilka grup było już wysyłanych z podobnymi misjami co nasze, i jeno nieliczni wrócili. Może moglibyśmy uzyskać informacje z raportów od tych, którym się nie powiodło?

- Zaiste doniesienia co do twej roztropności są prawdziwe, synu Al-Maalthir. Mądrze postępuje młodzieniec, pytający kalekiego starca o niebezpieczeństwa, które czyhają na drodze, by nie popełnić tych samych błędów. Dopilnuję by dostarczono ci sprawozdania z wcześniejszych wypraw.

W oczach tabaxi słowa Rashada miały sens, ale kluczowe było tu to, że to nie Wezyr poinformował ich o poprzednich misjach, nieudanych i rozbitych, zdziesiątkowanych. Yasumrae słyszała potworne opowieści o tym co spotkało licznie wysłane wcześniej grupy. Słyszała też, że żołnierze nie chcą już tam wyruszać. Ich gospodarz nie kwapił się poinformować o takim detalu jakby nie obchodził go ich los.

Wyłapała też spojrzenie bardki, ale zupełnie nim nie tknięta odwdzięczyła się tym samym, za jej brak taktu i przerwanie jej rozmowy z Wielkim Wezyrem. Teraz “dobrze wychowana” kotka musiała czekać, a gdy w końcu chwila ciszy przeciągnęła się dość - ona wróciła na scenę. Uniosła się i stanęła na swoich długich, kocich łapkach, wywijając w głębokim zamyśleniu ogonem i spacerując tajemniczo.

- Z całym szacunkiem Wielki Wezyrze.. ostatnie dwa lata służyłam jako oficer na pokładzie galery “Saadia” i przez czas mojej służby dla sułtana usłyszałam wiele rzeczy. W tym także całą historię którą nam przedstawiłeś, ale nie tylko… - Tabaxi przeciągnęła dłonią przez swój ogon, jakby chciała uspokoić jego wężowe ruchy i pozwoliła mu wyślizgnąć się z ręki i zawinąć na podłodze. - Mówi się.. że świętej pamięci, Najwspanialszy Sułtan Murafata I nie został oszukany, jako że oczywistym jest że każdy układ z siłami mroku, których plugawa esencja jest wyczuwalna przez osoby światłe, musi prowadzić do zguby. Wiele osób twierdzi że poświęcił on świadomie mieszkańców Morroc...

Melodia harfy ucichła niczym przecięta ostrzem.

Kapłanka łypnęła badawczo okiem na dostojnika, wypowiadając się jednak bardzo spokojnym głosem. Nim Wezyr doszedł do głosu chciała kontynuować, by wszystkie słowa padły, nim ktoś stwierdzi że kolejne paść nie powinny. Nim jednak zdążyła otworzyć usta, młodszy z mężczyzn zerwał się na nogi i błyskawicznie niczym pustynna żmija dobiegł do niej, trzymając dłoń na sejmitarze. Kapłanka zaś uniosła dłonie do piersi w geście poddania.

- Zamilcz! Nie ważne kim jesteś, mówienie w ten sposób o naszym poprzednim władcy w jego własnym domu woła o pomstę do niebios. Powinienem cię już tu na miejscu stracić za te paskudne słowa. Straże! Zabrać ją stąd!

Wezyr przymknął oczy i cicho westchnął. Następnie odrzekł.

- Przykro nam zacna kapłanko, ale rzeczywiście twe słowa nie mogą pozostać zignorowane. Najbliższą noc będziesz musiała spędzić w lochu. Może wyprawa na którą się piszesz, o ile dalej taka jest twa wola, zmyje z ciebie tą winę. Mogę jednak jedną rzecz jeszcze dla ciebie uczynić, a mianowicie częściowo odpowiedzieć na twe wątpliwości. Sam służyłem przy boku naszego zmarłego Sułtana, gdy ta potworność miała miejsce. Przerażenie, które pojawiło się tego dnia na jego twarzy było szczere. Wątpię by to co zostało wtedy uczynione, dokonane zostało z premedytacją. Nie nam to jednak oceniać, lecz niebiosom.

Yasumrae nie mogła uwierzyć własnym uszom. Wiedziała że słowa które powie będą kłopotliwe, jednak celowo przyszła tu gdzieś w duszy licząc że mądrość Wezyra wyprowadzi ją z błędu. Że jej wątpliwości zostaną rozwiane, a problem złych plotek które wędrują przez sułtanat dostrzeżony. Krew uderzyła jej do głowy, a oddech stał się płytki. Ją, kapłankę, która nigdy wcześniej nie zawiniła i nie była uwikłana w żadne polityczne frakcje chcieli z miejsca uciszyć, tylko dlatego że odsłoniła drugą, cienistą stronę Makarydii. Jej głos wyrwał się szybko, nieco wystraszony bo przecież nie takiego obrotu spraw się spodziewała.

- Nie przyszłam by walczyć, lecz by rozwiać wątpliwości i poznać prawdę u źródła. Uciszając mnie tylko potwierdzicie te słowa które już wędrują przez państwo! Chowając głowę w piasek nie sprawia się że problem znika. Służyłam wiernie, walcząc z piratami łupiącymi wasze statki handlowe, lecząc marynarzy i oficerów, do czasu, gdy podszepty waszego własnego ludu zachwiały moją pewnością siebie w to komu służę. Teraz zamierzacie zamknąć mnie w lochu?!

Andraste przygryzła wargę słysząc słowa przyjaciółki. W pewnym momencie nie wytrzymała i podniosła się z ziemi.
- Dość Yasu… przestań pogarszać swoją sytuację, proszę cię. - zwróciła się do tabaxi, by następnie skierować swe słowa do Wezyra.

- Proszę łaskawy panie wybacz ten nietakt i bluźnierstwa mojej towarzyszki, jestem pewna, że nie miała zamiaru urazić majestatu świętej pamięci Sułtana. - przeprosiła w imieniu przyjaciółki. - Czy jest coś o wspaniałomyślny, co mogłoby skłonić twą osobę do odwołania rozkazu wysłania Yasu do lochów?

-Jedna noc w lochu nic jej nie zrobi, a może nauczy rozwagi - skomentował szyderczo Rashad - koty bywają zabawne ale bezczelności tez im nie brakuje.

Bardka nie odezwała się czekając na reakcję Wezyra, jednak posłała w kierunku wojownika spojrzenie w którym można było wyczytać “co ty robisz?”.

-Nie pomożesz jej, wprost sprzeciwiając się woli Wezyra -Rashad wyszeptał elfce do ucha.

-Nie sprzeciwiam się, próbuję delikatnie wpłynąć na jego decyzję- odszepnęła.

- Gdyby o ciebie chodziło, też próbowałabym ci pomóc… - dodała.

Do pokoju wbiegło czterech rosłych, uzbrojonych mężczyzn otaczając tabaxi, która syknęła na nich groźnie. Khusebek podniósł się z klęczek i raz jeszcze otaksował Yasumrae wzrokiem.

- Jak już mówiłem muszę wyciągnąć konsekwencje z tego zachowania. Nasz świętej pamięci władca dbał o swych poddanych i sprawował swe rządy sprawiedliwie. Kapłanko, zostajesz skazana na areszt za zniesławienie pamięci świętej pamięci Sułtana Murafaty I w jego własnym domu. Twój święty symbol pozostanie pod opieką kapłanek Bastet, które zostaną poinformowane o tym incydencie. Twój tytuł oficerski zostaje ci z tą chwilą odebrany.
Wraz z wypowiadanymi przez Wezyra słowami, Yasumrae zaczęła czuć przytłaczającą apatię. Przez chwilę próbowała jeszcze bronić swojego świętego symbolu, zrzucając zbliżające się męskie dłonie, aż w końcu jej ruchy stały się powolne, a pyszczek przechylił ukośnie narkotycznym wzrokiem patrząc przed siebie. Wroga obecność strażników i surowy wyrok przestały ją obchodzić. Jej ciało nie reagowało, gdy ostrożnie i z czcią zdjęto i odłożono święty symbol jej bogini na wysoki stół. Następnie zbrojna eskorta, nie stosując przemocy, skierowała ją w stronę wyjścia.

- Nie zapomnijcie, że jest kapłanką - przekazał żołnierzom towarzysz Wezyra, surowym lecz pozbawionym złośliwości głosem.

Słowa te odbijały się echem w jej głowie, na co tylko jej kocie wąsy uniosły się lekko z jednej strony. Głos mężczyzny wtórował zdeformowany jak we śnie, a kocica pogrążona w swoim małym koszmarze pomyślała kpiąco “Teraz chcecie dbać o moją godność? Godność kapłanki? Teraz..?”.

- upewnijcie się, by nie była w stanie rzucić żadnego zaklęcia. - dokończył wypowiedź głos “w jej snach”.

“Ty draniu… “ - Skomentowała w myślach tabaxi, gdy towarzysz Wezyra potraktował ją jak zwykłą kryminalistkę, dziką wiedźmę która mogła przekląć jego ród na wieki...


Gdy tylko tabaxi została wyprowadzona, krzywo stawiając łapki jakby była pijana, Wezyr ponownie przysiadł i zwrócił się do pozostałych tym samym spokojnym, głębokim głosem.

- Niezmiernie przepraszam za scenę, która rozegrała się na waszych oczach. Serce me zalewa smutek, po tym co zostało tu powiedziane i co musiałem uczynić.

Eladrinka skłoniła pokornie głowę.

- Rozumiem szanowny Wezyrze i pomimo, że ukaranie mej przyjaciółki kole mnie w serce, dziękuję, że kara ta jest mimo wszystko łagodna. - po tych słowach odwróciła głowę w stronę w którą odprowadzono tabaxi.
"Ten twój niewyparzony język kiedyś cię zgubi, Yasu…" pomyślała.


Drzwi za kocicą zamknęły się, a palce dłoni lekko naprężyły mimo otumanienia zaklęciem. Jakiś sznur wpierw niczym wąż przeplótł się przez nadgarstki by zaraz zacisnąć mocno. Lekki ból przeszył ją aż ukazała swój kieł, bo strażnik się z nią nie cackał. Ten grymas na jej twarzy trwał tylko na moment nim któryś ze strażników złapał ją za buzię i wcisnął między zęby jakiś materiał, kneblując kapłankę. Czar który jeszcze przed chwilą ją ubezwłasnowolnił, teraz uleciał, a w pełni świadoma tabaxi już nie była taka grzeczna. Zaczęła się szarpać, mimo że była skrępowana. W jakimś pierwotnym, dzikim instynkcie beznadziejnie walcząc o wolność. Zebrana za zamkniętymi drzwiami grupa usłyszała jeszcze odgłos który przypominał tłuczącą się wazę, zirytowany, niezrozumiały głos strażnika i oddalające się, groźne, kocie warczenie...

 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 06-07-2019 o 12:54.
Kata jest offline