Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2019, 17:35   #1
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
[Pathfinder] Pod piracką banderą




Dwunasty dzień miesiąca Erastus, roku 4711 AR
Lilywhite, wyspa Motaku,
Kajdany, Garund


Podczas dwudniowego rejsu na pokładzie "Grzesznika", brygu dowodzonego przez emerytowanego pirackiego kapitana Arvila Nugasa nie nudziliście się zbytnio, poznając się lepiej, spędzając czas w swoim towarzystwie, bądź po prostu podziwiając okolicę i napawając się wspaniałą, słoneczną pogodą. Stary pirat gościł na swym statku całkiem barwne postaci - rudowłosą półelfkę Maneę, trzymającą się zwykle żylastego undine, Jamasha. Była też dość upiornie wyglądająca halflinka Aza, czarnowłosy przystojniak Darvan i nieco skryty w sobie Maxim. Wiatry sprzyjały, a po drodze nie wydarzyło się nic, co mogłoby zakłócić spokojną, leniwą wręcz podróż. Płynąc na Festiwal Rumu, jedną z najbardziej osławionych imprez na całych Kajdanach, minęliście osłonięty przed sztormami główny (i nazywany przez wielu żeglarzy najwspanialszym) port wyspy Motaku, czyli Quent, przepłynęliście obok niewielkiego portowego miasteczka Rapier Bay, który skupiał piratów niepotrzebujących ściągać na siebie zbyt wielkiej uwagi a stamtąd, przez cieśninę oddzielającą Motaku od Tronu Besmary, "Grzesznik" popłynął wprost do Lilywhite.


Jak można się było spodziewać, tego gorącego, słonecznego przedpołudnia, w całym porcie cumowały najprzeróżniejsze okręty, dlatego musieliście poczekać, aż któryś z nich odbije od brzegu i dopiero wtedy, po ponad dwóch godzinach oczekiwania, Arvil mógł w końcu zacumować swój bryg. Lilywhite wybudowano w głębi niewielkiej zatoki, a pierwszym, co rzucało się w oczy, były długie mosty linowe, którymi można było dostać się z miasteczka na przylegające do niego niewielkie wysepki. Małe, ale solidnie wykonane drewniane budynki otaczały cały porty, a większość z nich udekorowana była girlandami kwiatów i przeróżnych krzewów. W porcie i na przylegających do niego ulicach widzieliście tłumy wesołych biesiadników w kolorowych maskach, tańczących i śpiewających do głośnej muzyki, która skądś przygrywała. Ludzie oddani byli zabawie, a przecież do wieczora, momentu kulminacyjnego festiwalu, pozostało kilka dobrych godzin. Wśród nieznajomych panował pełen przekrój rasowy - od ludzi, przez elfy, krasnoludy, do gnomów czy nawet ratfolków i kitsune. Nad portem unosiła się masa skrzeczących mew, podlatujących czasami, by podkraść z plastikowych talerzy jedzenie nieuważnym, skupionym na zabawie biesiadnikom.

- No, gołąbeczki, czas na was - rzucił z rubasznym śmiechem kapitan Nugas. - Gdyby wam się festiwal znudził, będę tu cumował do jutrzejszego zmierzchu. Potem wracam do Port Peril, więc możecie się zabrać ze mną. Bawcie się dobrze i nie przesadzajcie z rumem, bo Lilywhite nie jest takie radosne i bezpieczne, na jakie teraz wygląda. - Puścił wam oko, wciąż gromko się śmiejąc, po czym pożegnał i pogonił swoich ludzi ro rozładunku.

Zeszliście po trapie na ląd, przeciskając się między rozbawionymi mężczyznami i kobietami, którzy zupełnie nie zwracali na was uwagi, jakby zahipnotyzowani płynącą skądś wesołą, marynarską muzyką. Przy niektórych magazynach portowych dostrzegliście niewielkie kramy, na których można było kupić świeżo smażone ryby oraz wszelaki alkohol, od piwa, przez wino aż do whiskey. Większość stoisk była mocno oblegana, a sprzedawcy nie wyrabiali się z kolejnymi zamówieniami. Wspaniały zapach smażonego dorsza i flądry pobudzał wasze żołądki i zachęcał do ustawienia się w kolejce, by skosztować tutejszej kuchni. W pierwszej kolejności należało jednak znaleźć zakwaterowanie, a Jamash i Manea zdawali się wiedzieć, gdzie was zaprowadzić. Przeciskając się między biesiadnikami, ruszyliście do głównego wyjścia z portu i niemal od razu drogę przeciął wam wysoki, żylasty mężczyzna o ciemnej karnacji skóry i siwych włosach. Uśmiechał się ciepło, przeskakując wzrokiem po waszych twarzach.


- Witajcie w Lilywhite, na Festiwalu Rumu, prawdziwie radosnym czasie dla wszystkich przyjezdnych i tubylców - powiedział radosnym, męskim głosem. Ubrany był w szerokie, zwiewne spodnie, koszulę i brązowy kubrak bez rękawów, na którym wyszyty miał kielich, symbol boga alkoholu i życiowych przyjemności, Caidena Caileana.
- Dopiero, co przypłynęliście, prawda? Tak, wiem, ponieważ nie macie ze sobą masek, które nosi każdy uczestnik festiwalu. Jeśli nie na twarzy, to przynajmniej przy sobie. - Zaśmiał się i z wypchanej, skórzanej torby wyciągnął kilka takich samych masek, wręczając po jednej każdemu z was. - Proszę, to dla was. Nazywam się Anyabawile Saabwa i jestem niejako ambasadorem tego festiwalu na cześć mojego pana Caidena Caileana. Zapewne szukacie miejsca, by zostawić swoje rzeczy i odpocząć po podróży? Zapraszam więc do "Baryłki Caileana", najlepszej tawerny w mieście, gdzie oprócz miejsca do spania, dobrej strawy i napitku, będziecie mogli zmierzyć w osławionym Wyzwaniu Szczęśliwego Pijaka - grze łączącej w sobie picie alkoholu, stawienie czoła nieznanemu i zabawianiu kibiców! Nikt jeszcze nie pobił naszego mistrza, półorka Durvasha Złotozębego, który wytrzymał dwanaście kolejek picia alkoholi o różnej mocy! I do tego mamy świetne nagrody, ale o tym może później! Zapraszam, zapraszam ze mną, jeśli macie również jakieś pytania odnośnie festiwalu bądź miasteczka, z przyjemnością na nie odpowiem,
Anyabwile był wyraźnie przyjaźnie nastawiony i chciał chyba zrobić jak najlepsze wrażenie na nowoprzybyłych do Lilywhite.

 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 08-07-2019 o 17:52.
Mroku jest offline