Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2019, 11:26   #4
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jak zwykle rano, niezależnie od pogody Jace wstał wczesnym rankiem, gdy wczesno-jesienne słońce ledwo wychyliło się leniwie nad horyzontem. Wyszedł jak codzień przed jaskinie na poranną zaprawę. Tym razem była nieco dłuższa, bowiem musiał uporządkować swoje myśli i poukładać w głowie ostatnie wydarzenia. Zaczął mechanicznie od rozciągania pogrążony w ostatniej rozmowie z Laurą gdy następnego dnia po walce zbierali się z powrotem do obozu. Wbrew wszystkiemu, ta rozmowa była tym, czego potrzebował.

- Możemy porozmawiać? - spytał gdy kończyli pakować obóz. - Chciałbym cię przeprosić za wczorajszy brak zaangażowania w pomoc rannym. - powiedział nie czekając na reakcję wiedźmy. Był wyraźnie zmęczony, wręcz apatyczny. Duże sińce pod bladym oczami były świadkiem problemów ze snem, ze stresem. - Wczorajsza noc była dla mnie potrójnie ciężka. Wejście do namiotu tego zwyrodnialca, wcześniej wejście do jego głowy… wiesz, że on trzymał skóry swoich ofiar pozszywane ze sobą niczym jakieś wielkie płótno, albo malowidło?
- Były tam też skóry Yastry i Rathana -
dodał ciszej spuszczając wzrok. - Nie daliśmy rady ich ochronić. -
Laura westchnęła ciężko. - Nie mam pojęcia jak z tobą rozmawiać Jace’e Belerenie. Jestem w stanie zrozumieć niektóre twoje wrażliwe reakcje na okropności jakie nas otaczają. Jestem wstanie zrozumieć, że mogłeś poczuć się zdruzgotany potwierdzeniem śmierci twoich przyjaciół a także ….- Zamilkła na chwile szukając delikatnego okreslenia. W tym samym czasie biorąc kubek podróżny i odlała do niego trochę płyny z mniejszej menażki.- ...stanem ich szczątek. Jest mi jednak trudno zaakceptować to całe ‘posiedzę tutaj sobie i po użalam się nad sobą’ bo to właściwie zrobiłeś. Pozwoliłeś by to wszystko cię przygniotło ...ba to nadal cię przygniata. - Powiedziała w końcu podając mu wcześniej napełniany kubek. - Proszę...złych myśli nie odgoni ale przynajmniej nie padniesz nam w drodze powrotnej. - Płyn pachniał ziołami, miętą, lipą może i jakąś resztką kwiatu Desmy i czymś słodkim, pewnie miodem.
- Dziękuję. - odpowiedział wąchając wywar. Chyba trafił na lepszy humor wiedźmy, toteż po kilku wyznaniach mógł powiedzieć to, co faktycznie go trapiło.
- Nie to było powodem - dodał wyjmując z kieszeni rodowy sygnet. - Znaleźliśmy to z Kharrickiem w skrzyni w namiocie, razem z innymi rzeczami. To rodowy pierścień Belerenów… nosił go mój ojciec. - dodał ciszej ściskając zęby. Bardzo walczył z falą smutku jaka go zalała. Chciał coś dodać, ale nie umiał ubrać emocji w słowa, dlatego popił wywar. Aromat uderzył w nos i oczy wyciskając z nich pojedynczą łzę, ale szeroki kubek zakrył to przed wiedźmą.
Laura chyba pierwszy raz nie do końca wiedziała co powiedzieć...znaczy wiedziała, ale była pewna, że to będzie “Nietaktowne”. - Użyłeś zdolności żeby się dowiedzieć co z nim? - Zapytała, sama nie do końca wiedząc czy chce usłyszeć odpowiedź.
Beleren upił kolejny łyk.
- Dopiero dzisiaj mi się udało. Żył, ale coś było nie tak, jakby cześć niego umarła. - Jace odetchnął głębiej. - Wczoraj byłem zbyt… to wszystko, to namacalne wręcz cierpienie w namiocie… nie mogłem się skupić na pierścieniu. -
- Ważne, że wiesz, że żyje i to możesz przekazać reszcie, myślę że się ucieszą. - Przytaknęła i na swój sposób pocieszyła psionika.
- Żył. - poprawił ją wcale nieprzekonany. Bardziej martwiła go druga część aury, ta czarniejsza, emocjonalnie martwa. Podziękował za kubek i ruszył do pakowania obozu wołany przez Rufusa.


Złodziej nie miał dobrych dni. Po raz kolejny się obudził czując jak strach ściska mu serce. Wzdychając ciężko wygramolił się z swojego śpiwora i wyczłapał na zewnątrz. W oddali dojrzał ćwiczącego Jace’a. Po krótkim zastanowieniu uznał, że chyba to dobry moment aby go zapytać jak jemu poszło utrzymanie tajemnicy. Wkładając dłonie za pasek zbliżył się do chłopaka.
- Hej - zagaił opierając się o drzewo.
- Dzień dobry. -
- Być może - Kharrick gapił się w przestrzeń nie koncentrując się na niczym konkretnym. - Trzymasz się swojego postanowienia? Z pierścieniem.
- Moje postanowienie? - zapytał pomiędzy kolejnymi ćwiczeniami. - Rozmawiałem z Tezem i Marią. Bliźniakom jak tylko wrócą. - odpowiadał w przerwach pomiędzy głębokimi wdechami.
- Ty nie ćwiczysz dzisiaj? - spytał przyglądając się uważnie łotrzykowi.
Ten milczał przez moment. Wyglądał na zmęczonego. Cienie jakie normalnie miał pod oczami wydawały się głębsze. Kiedy w końcu się namyślił wzruszył ramionami.
- Może w końcu powinienem - przyznał. Od tej strony nie był aż tak zawzięty jak psionik. Szczególnie ostatnimi czasy kiedy co innego zaprzątało jego myśli.
- Zapraszam - uśmiechnął się Jace. - ćwiczenia działają cuda nie tylko na ciele, ale też głowie. Wydaje mi się, że przyda ci się. - uśmiechnął się szczerze. - Chodź, pokażesz jak się robi mostek. - przesunął się, choć polana była wystarczająco duża.
- Zakładam, że nie chodzi o taki z ziemi - mruknął sceptycznie złodziej. Jednym ruchem dłoni zmienił ubrania na takie, które bardziej nadawały się do ćwiczeń. Nie zawierzając sobie do końca zrobił krótką rozgrzewkę i dopiero zaczął tłumaczyć.
- Pomijając rozciągnięcie, to wszystko kwestia równowagi. - Wygiął się do tyłu na moment się zatrzymując.
- Biodra do przodu, środek ciężkości trzymaj tak aby nie zwalić się na łeb. Potem tylko się opuszczasz coraz niżej…
Kharrick gadał wisząc dłońmi tuż nad ziemią. Dotykając jej powoli zmienił pozycję na wygodniejszą.
- Tak samo jak wracasz, najpierw musisz przesunąć środek ciężkości a potem poderwać się. Inaczej zrypiesz się na łeb.
Jace uśmiechnął się, oczy zalśniły na moment błękitem gdy odchylił się do tyłu aż rękoma sięgnął do ziemi. - Tak? - uśmiechnął się.
- Aha… - złodziej poczekał tyle ile mu się wydawało, że moc może przeminąć. Następnie przejechał palcem po boku chłopaka, tam gdzie zwykle ludzie mają łaskotki patrząc jak ten się wije i upada. Tym razem zdawało się, że chłopak zdołał wytworzyć pod sobą niewidzialną poduszkę, która zamortyzowała upadek.
- Ej! - sapnął podnosząc się.
- Ej, ej… to cię na pewno uratuje, ale nie trwa zbyt długo. Do popisywania dobre, ale bez tego już ci słabo idzie. Co zrobisz jak przyjdzie ci się zmierzyć z czymś długotrwałym? Na jak długo starczą ci twoje moce?
- Mogę to zrobić i bez nich. - żachnął się psionik. - Moje ćwiczenia mają na celu zespolić ciało i umysł, korzystać z nich harmonijnie i wspierać jedno drugim. - dodał nieco naburmuszony. - Do tej pory działało świetnie, tylko w jednej walce oberwałem poważniej, jak mi stalaktyt wbił się w nogę.-
Złodziej kiwnął w końcu głową.
- To racja. Tylko trzymasz się też z tyłu. Nawet nie dążysz do konfrontacji, co nie jest złe, ale pozostali nie mają tej przewagi. - Machnął ręką. - Mniejsza, wiesz co robisz. Tylko się z tobą droczę.
Pomimo słów złodziej nie wydawał się rozbawiony.
- Nie wiem czy mi jakiekolwiek ćwiczenia pomogą dzisiaj - dodał.
- Możemy zacząć od rozmowy - powiedział
~ Wyglądasz jakbyś potrzebowała kogoś z kim możesz porozmawiać. ~ dodał mentalnie.
- Więc jest aż tak źle…- mruknął złodziej.
 
psionik jest offline