Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2019, 08:30   #4
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Z Jamashem był jeden podstawowy problem – był znacznie bardziej …żywy, niż powinien być. Według wszelkich plotek, undine zginął ponad dekadę temu, kiedy jego statek, „Czerwony Blask” został zmieciony z powierzchni morza przez armadę wojenną Cheliaxu, na którą miał pecha się natknąć. Na pytania o to sam zainteresowany burkliwie odpowiadał, że przesiedział ten czas w ciupie. Zwiać udało mu się dopiero przy okazji zamieszek, w czasie których jakaś szurnięta alchemiczka wysadziła połowę wybudowanej na klifie fortecy. Teraz zaś wracał na Motaku, by jak sam stwierdzał “zacząć kolejne życie”.

Wynajęty przez Nugasa bosman nie stawił się rano na pokładzie (Besmara czasami uśmiecha się do swoich wyznawców), dlatego stary kapitan z radością powitał undine, z miejsca prosząc go o zajęcie wolnego miejsca w załodze. Kiedyś żeglarz wyśmiałby taką propozycję (o ile miałby dobry humor), ale teraz wiedział, że będzie musiał zacząć wszystko od początku. Dlatego przyłożył się do swojej tymczasowej roli, trzymając dyscyplinę twardą ręką i nie szczędząc zarówno ostrego języka, jak i bata. Nie było w tym jednak okrucieństwa, a raczej sumiennie wykonywany obowiązek - dobry bosman musiał mieć respekt na pokładzie. Wieczorami zaś, po zejściu pod pokład, zmieniał się zupełnie, traktując każdego z załogi na równi, pijąc i dzieląc się starymi opowieściami. Nietrudno było dostrzec, jak ogromną radość sprawia mu żegluga. Żeglarze także raczej od niego nie stronili - kapłani Besmary mieli opinię nieprzewidywalnych, ale posiadanie jednego z nich na pokładzie było zwykle dobrą wróżbą dla statku.

Planarne pochodzenie Jamasha było widoczne na pierwszy rzut oka – mierzący sobie prawie sześć i pół stopy mężczyzna miał skórę o barwie morza oraz dobrze widoczne skrzela za uszami, ledwie osłonięte przez czarne włosy związane z tyłu. Mimo wzrostu, nie wyglądał na potężnego, za to zdecydowanie pasowało do niego określenie „żylasty”, jego mięśnie przypominały napięte liny cumownicze, a ruchy były szybkie i płynne, jakby żaden nie był przypadkowy. Nosił się na typową dla Kajdanów modłę - luźne ubrania, rozchełstana koszula, na piersi dwa skrzyżowane bandoliery pełne noży, żadnych butów. Jedno ramię miał opasane bardzo starą chustą, zaś na drugim pysznił się spory tatuaż przedstawiający piracką banderę - symbol Besmary, bogini piratów.

***

Gdy zmuszeni byli czekać na przybicie do portu w Lilywhite, undine kręcił się niecierpliwie po pokładzie, złorzecząc pod nosem. Aż go nosiło, żeby wyskoczyć za burtę i popłynąć wpław, ale wiedział, że jako bosman musi zostać do samego końca, dopóki kapitan nie zwolni go ze służby. Kiedy zeszli na ląd, wziął głęboki oddech, napawając się zapachami festiwalu i zastanawiając, co Czarna Pani przygotowała dla niego tym razem?
Spotkanie wyznawcy Caidena Caileana był z pewnością dobry omenem - wszak on i jego bogini przyjaźnili się ze sobą. Jamash uścisnął dłoń Anyabawile i przyjął od niego maskę, chociaż nie założył jej, zawiązując jedynie na szyi. Wrócił do świata żywych i nie miał zamiaru tego ukrywać. Syknął cicho, gdy Manea wprost zapytała nowopoznanego mężczyznę o Carrigana - ona chciała go znaleźć, czy ostrzec całe Lilywhite, że go szuka?!
- “Baryłka”, bez dwóch zdań - i tak chciał właśnie tam się udać. To w końcu w tej tawernie wszystko się dla niego zaczęło. I teraz miało się zacząć ponownie. - Jonah przejął już interes po ojcu? - zapytał ciemnoskórego mężczyznę.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 10-07-2019 o 08:33.
Sindarin jest teraz online