Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2019, 21:49   #4
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
- Nie dla osób, które znam - odpowiedziała i Ethan nie był pewny czy mówiła poważnie, czy był to tylko żart. - Dobrze, skontakuję się ponownie jutro o tej samej porze. Życzę przyjemnej nocy i owocnego spotkania, panie Grin.
Ethan odłożył telefon. Zaczął przygotowywać się do wyjścia [możesz to opisać, jeśli chcesz] W radiu leciał właśnie jakiś program informacyjny. W dokach poprzedniej nocy miała miejsce poważna strzelanina. Gość w studiu zastanawiał się czy oznacza to początek kolejnej wojny gangów i zrzucał winę na nieśmiertelny konflikt pomiędzy społecznością kubańską i haitańską, mimo że prowadzący wpomniał, że większość uczestników zajścia była rasy kaukaskiej. Później omawiano też ostatenie przypadki zaginięć, ale bezemocjonalnie, bo zaginięcia w Vice City były niemal codziennością. Z jednej strony obwiniano zorganizowaną przestępczość a z drugiej rozumiano, że wiele ludzi przybywało do miasta po to właśnie, aby zniknąć, porzucić przeszłość i zacząć nowe życie z nową tożsamością. Na koniec, w segmencie o bardziej humorystycznym tonie, omawiano kwestię dziwnego zachowania kotów, co podsumowano stwierdzeniem, że należy chwytać aparaty i kamery, a może uda się zdominować "Najzabawniejsze zwierzęta świata".

Marlo już miał wychodzić… Ale cofnął się. Bez okularów przeciwsłonecznych to nie było to. Uśmiechnął się szeroko gdy nałożył je na siebie. Lubił oglądać świat zza szkieł. Kolory były wtedy takie ostre… Nasycone. Zresztą jak sobie później “dołoży” to jeszcze się przyjemnie wyostrzą...

Ale… zmarszczył czoło kiedy usłyszał o strzelaninie w radiu. No na serio skąd na tym świecie tyle nienawiści? Zła… Ludzie powinni móc się wyluzować, odprężyć przy dobrym Grassie i muzyce. Poczuć tą wewnętrzną radość jakąś wywołuje dobrze dobrany bas… Na szczęście to miasto miało jego. Jego - czyli nadzieję na lepsze jutro. Bo “On” był tu by je chronić, by chronić ludzi przed nimi samymi. Przynieś im spokój, radość i… miłość….

Zmarszczył czoło słysząc o kotach. No co miał piernik do wiatraka? Naprawdę nie rozumiał tej fascynacji kotami, czy psami. To ludzie byli ważni. Świat to oni i tylko oni.

W końcu opuścił swoje prywatne komnaty idąc wąskimi doskonale oświetlonymi korytarzami. Minął ochronę która skłoniła mu się pozdrawiając. On odpowiedział im tym samym. To byli jego ludzie. Jego przyjaciele.

Zszedł do swojego podziemnego parkingu i po chwili wahania wybrał samochód na dzisiaj. Jechał do Noctrum. A ona lubiła “klasyczny styl”, więc by zrobić jej przyjemność postanowił skorzystać ze „skromnego” chevroleta. Otworzył drzwi i usiadł w wygodnym skórzanym fotelu. Chwycił manualną skrzynie wrzucił bieg i z piskiem opon wyjechał z parkingu.

Była piękna noc. Miasto skrzyło się morzem świateł. Pociągnął z piersiówki i po chwili kolory pięknie się wyostrzyli a dobry humor jeszcze podbił. Był w domu. W mieście które kochał i które kochało jego.

Bez problemu dotarł do Vice Point, pod stojącą na plaży uroczą Ville. Noctrum lubiła dobrze wyważoną mieszankę dobrego stylu i przepychu. Gdy wjeżdżał na teren jej posesji potężne metalowe bramy rozwarły się bezszelestnie. Miało to w sobie coś “niepokojącego”.

Zaparkował na podjeździe blisko domu. Czuł wyraźny niepokój. Gdzieś w zakamarkach umysłu przypomniała mu się scena jak go przemieniła. Jak… Czuł się zupełnie bezbronny gdy wyciekało z niego życie. Takie coś… Zostaje.

W końcu wziął się w garść i wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami. To była przeszłość. Teraz był królem nocy. Cholernym zbawicielem, który powstrzyma to całe miasto przed upadkiem w najczarniejszy mrok. Pociągnął jeszcze większy łyk i poczekał, aż przejdzie go dreszcz a kolana tak jakby… Przyjemnie… Zmiękną. Szeroki uśmiech wypłynął mu na twarz był gotów.

Podszedł do drzwi nie dzwoniąc. Było otwarte. Wszedł do środka.

- Noctrum, słoneczko. Chciałaś się ze mną spotkać więc jestem! W czym ci mogę pomóc? – zapytał rozglądając się po przestronnym apartamencie w poszukiwaniu jego właścicielki.

Czarna Dama pojawiła się jak zwykle - wchodząc powoli i bezszelestnie, w swojej tradycyjnej, dawno niemodnej czarnej sukni z białymi koronkami. Coś się jednak zmieniło - wśród czarnych fal jej włosów znalazły się dwa ciemnoniebieskie pasemka, symetrycznie, po jednym z każdej strony twarzy. Jej błękitne, zimne oczy taksowały go spod lekko zmarszczonych, gęstych brwi. Czyżby oczekiwała komentarza? Pochwały tej drobnej zmiany w wyglądzie? A może bała się krytyki? Z jej - jak zwykle - beznamiętnego wyrazu twarzy nie dało się wyczytać odpowiedzi na te pytania.

- Dobry wieczór, Ethanie - przywitała się, posyłając mu delikatny, ale nieszczery uśmiech. Nie było w nim wesołości. Był wyuczony. "Uśmiech numer trzy", jak zwykła go nazywać. - Na początek mógłbyś zabawić swego Stwórcę rozmową. Jak się miewasz? Czy twoje nieruchomości funkcjonują należycie? - zapytała, ale Marlo wiedział, że tak naprawdę nie interesują ją odpowiedzi. Pytała dla zasady, bo nauczono ją, że rozmowy nie zaczyna od kwestii ważnych, że nie przechodzi się od razu do interesów… Stara szkoła.

Marlo poczuł strach i szacunek nawet na rauszu nie potrafił się bronić przed tymi uczuciami.
- Zmieniłaś fryzurę… i… bardzo… bardzo ładnie ci w niej naprawdę. - odpowiedział nie wierząc w żadne słowo. To od niej nauczył się kłamać, czy kłamał zawsze? Do cholery chciał być miły a potykał się o słowa jak drugoklasista. Wyciągnął piersiówkę i pociągnął spory łyk. Dystans i luz. Spokojnie zaraz złapie równowagę i będzie dobrze. Postanowił skorzystać z okazji którą mu dała i odpowiedzieć na pytania.
- No dobrze się mam, naprawdę. Wszystko jest git. Trzymam fason i daje radę. A kasa się kręci, nie zbiedniałem - powiedział i na twarz wypłynął mu już nie wymuszony uśmiech. Grass uspokajał go w każdej sytuacji i mógł na nim polegać. Z nim było prawie tak jakby to co tu robił to była naprawdę zwykła rozmowa zwykłych ludzi którzy się znają i… Lubią… Tak lubią przecież lubili go wszyscy…
- Ale słońce moje. Nie o tym chcesz rozmawiać nie? - zapytał przyglądając się jej i zastanawiając się nie po raz pierwszy jaka była gdy żyła. Zanim… Zanim to wszystko ją aż tak przygniotło i… zmieniło…
 
Rot jest offline