Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2019, 03:53   #72
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Zwykle tak to właśnie bywa, że nikt na pierwszy rzut oka nie spodziewa się i nie planuje wycieczek w góry. Gabrielle nie dziwiła się stojącemu tuż obok mężczyźnie, którego imię na dobrą sprawę poznała przypadkiem nie za bardzo o to zabiegając. Mimo dość oklepanych jak na nią początków, jego akurat w dziwny sposób nie tyle że polubiła, lecz czuła do niego nić sympatii przez co ich znajomość wyszła poza zwyczajowe normy porannego “tam są drzwi, żegnam”. Stirlandczyk załapał się i na śniadanie i na spacer po nim, pomysł z propozycją dołączenia pojawił się znienacka, więc kobieta wykorzystała go zanim zdążyła przeanalizować, że jednak może nie do końca jest to szczęśliwa opcja, a co tam! Raz się żyło.

- Ratusz nieźle płaci za tę wycieczkę, zresztą co dla ciebie za różnica czy ochraniasz tamtą karawanę czy inną? - popatrzyła na wojaka uważnie, układając usta w zadziorny uśmiech - Podejdziemy tam, zagadam aby cię oficjalnie przyjęli na garnuszek. Uwierz mi, o wiele bardziej będzie ci się opłacać kierunek na góry, niż powrotny. Poza tym… ile razy już przerabiałeś trasę z odstawieniem karawany z jednego miasta do drugiego? Toż to rutyna, a ja proponuję ci coś całkowicie nowego, taki powiew świeżości. Ciekawostkę i przygodę. Nie ukrywam też, że przydałoby się nam męskie… - zrobiła wymowną przerwę, po czym kontynuowała -... ramię. My biedne, słabe niewiasty. Noce na wyżynach są tak zimne… konia z rzędem za opiekę i pomoc w niedoli - przybrała smutną minę, wzdychając boleśnie - Poza tym ode mnie też coś w złocie dostaniesz, jeśli zgodzisz się ochraniać mnie. To długa trasa, różnie bywa. Chciałabym mieć kogoś zaufanego, kto pilnuje i opiekuje się moimi plecami… i tym co poniżej.

- Doprawdy?
- Lotar wysłuchał w spokoju brunetki i na koniec nieco odchylił głowę aby sobie popatrzeć na te plecy i to co poniżej co niby miał ochraniać na takiej wyprawie w dzikie, górskie ostępy. - Wiesz, z rutyną może nuda ale o tyle dobra sprawa, że wiesz czego się spodziewać. A z tymi górami to jak? Wiecie w ogóle gdzie i na jak długo chcecie tam jechać? Wiela ratusz wam płaci? I właściwie za co? - najemnik swobodnie i spokojnie wrócił do spraw konkretnych dotyczących wyprawy o jakiej wspomniała rozmówczyni.

- Nie wiem czy słyszałeś, ale po mieście chodzą słuchy o wyprawie do Bastionu, tego co przez wieki pusty stał, albo opuszczony. Zależy jak na sprawę spojrzeć. - aby ułatwić i uprzyjemnić obserwację podeszła bliżej, biorąc jego dłoń i kładąc na newralgicznych obszarach swoich dolnych pleców - Ratusz dobrze płaci, o wiele lepiej niż ci z karawan. Ze dwa mieszki złota się znajdą na pewno. Pójdziesz i kto wie czy czegoś jeszcze od nich nie wytargujesz. Wyprawa przynajmniej miesiąc trwać będzie, jeśli nie lepiej… płacą za dotarcie na miejsce i zabezpieczenie, co da się zabezpieczyć. Biblioteka tam była niegdyś, cenną wiedzę skrywała - strzepnęła czubkami palców jakiś paproch ze szczeciny na jego policzku i wyszczerzyła się zębato - Poza tym w żadnej karawanie nie znajdziesz tak zacnego materaca na długie, nocne godziny.

- Aaa, tooo…
- brodacz uniósł i opuścił głowę na znak jakby coś skojarzył znajomego z tego co mówiła Gabrielle. Albo co pokazywała bo jego dłoń całkiem sprawnie sprawdziła jakość materiału na siedzeniu jej spodni. - Ciekawe rzeczy opowiadasz. Chociaż zwykle spora kasa oznacza spore ryzyko. - powiedział z zastanowieniem na twarzy. A dłoń całkiem śmiało zadomowiła się na tylnych rejonach spodni Litz.
- No ale co mi szkodzi? Możemy się przejść i zobaczyć co powiedzą. Może im się nie spodobam i mnie nie przyjmą? - w końcu machnął ręką jakby w ogóle mu na tym nie zależało ale z ciekawości albo grzeczności nie chciał odmawiać brunetce spaceru do ratusza.

Kobieta prychnęła, chwytając okazję i zawinęła go przez pas ramieniem, ciągnąc do przodu aby się ruszył.

- Przyjmą, przyjmą. Już tak nie mędrkuj, bo ci się ta śliczna łepetynka spoci - puściła mu oko, obierając kurs na ratusz - Szefem jest Altman, nie taki straszny jak go malują. Całkiem konkretny jegomość, żaden gwałtownik. Rozsądny, zresztą sam zobaczysz - gadała wesoło, gdy mijali kolejne uliczki i placyki, zmierzając do celu. Wreszcie dotarli do bryły miejskiego przybytku gryzipiórków, lawirując między sługami i korytarzami, aż wreszcie stanęli przed odpowiednimi drzwiami.

- Bądź sobą i się nie przejmuj. - Litz uśmiechnęła się ciepło do towarzysza nim weszli, aby dodać mu otuchy.

- Proszę! - usłyszeli zza drzwi prawie od razu po pukaniu. Gdy otworzyli drzwi oczom ukazał się ten sam mroczny gabinet z wielkim, zdobnym biurkiem w jakim z tydzień wcześniej Litz podpisywała swój kontrakt. Zresztą urzędnik też był ten sam. Starszy, siwiejący i zasuszony a jednak wciąż całkiem jowialny pan.
- Proszę usiąść. Przyszliście w sprawie wozów? - gospodarz wskazał na dwa krzesła dla gości i zapytał najwidoczniej rozpoznając przynajmniej Gabrielle jako członka wyprawy w górskie ostępy. Lotar uniósł za to brew przy siadaniu spoglądając szybko na towarzyszkę najwidoczniej nie mając pojęcia o co gospodarz pyta.

- Nie, nie o wozy chodzi - szybko pokręciła głową i od razu przeszła do konkretów, wskazując na towarzysza - Jednak sprawa z którą przychodzimy również dotyczy wyprawy. To Lotar, mój dobry znajomy. Świetny wojownik, zajmuje się zawodowo ochroną karawan. W fachu siedzi od lat, łut szczęścia chciał, żeśmy się dziś spotkali. Znając jego możliwości i wiedząc co potrafi, pomyślałam że tak doświadczony ochroniarz przydałby się nam podczas wyprawy. Szlaki nie są bezpieczne, zwłaszcza te górskie. Nigdy nie wiadomo czy nie natkniemy się jeśli nie na bandytów czy banitów, to na zielonych bądź inne ścierwo. Za Lotara ręczę, iż poradzi sobie z zagrożeniem, zamiast uciekać bądź chować się za czyimiś plecami. Dlatego tu jesteśmy - rozłożyła trochę ręce - Aby zaproponować jego kandydaturę jako ochrony naszej wyprawy.

- Ah tak… -
patron i pośrednik górskiej ekspedycji między możnymi a śmiałkami jacy mieli się podjąć tej ekspedycji skinął głową i przypatrywał się siedzącemu na krześle mężczyźnie słuchając zapewnień jego sąsiadki o jego zaletach. - Dobrze, w takim razie proszę cię Gabrielle byś poczekała na zewnątrz. A ty Lotarze skoro jesteś chętny na taką wyprawę to zostań i porozmawiajmy troszeczkę. - najwidoczniej Altman tak samo jak z każdym poprzednim kandydatem, musiał sprawdzić Lotara na własnym sicie rozmowy. Co stanowiło o tym, że ktoś przez nie przechodził albo nie tego Litz nie miała pojęcia ale też nie miała na to wpływu. Albo Lotar przejdzie ten egzamin samodzielnie albo nie. Zostało jej wyjść z gabinetu Altmana i poczekać na zewnątrz.

Gdy mogła sobie wybrać czy chce sobie posiedzieć na ławie czy postać czy pochodzić po korytarzu czekając czy panowie za drzwiami dogadają się czy nie usłyszała całkiem równy, pewny i dostojny stukot butów po marmurze. Gdy się odwróciła w tym kierunku ujrzała tą błękitną magister o złotych włosach wypływających spod błękitnego kaptura jaka doprowadziła heretyka na szafot kilka nocy temu. Szła korytarzem w jej stronę i swoim wyglądem wzbudzała wyraźny respekt bo te dwie czy trzy osoby jakie akurat mijała lub chciały ją minąć szybko zeszły pod ścianę nie chcąc jej stanąć na drodze.

Nie dało się jej nie zauważyć, chociaż nie robiła nic czym by się afiszowała, jednak oczy Litz same ku niej uciekły, oceniając smukłą sylwetkę i całkiem sympatyczną twarz, jaką chętnie widziałoby się na obrazie wiszącym w salonie, a najlepiej w sypialni.

- Jaki ten świat mały - uśmiechnęła się do niej, kiwając na przywitanie głową - Witajcie pani, pozwolicie, że wyrażę nadzieję iż wasza obecność nie jest bezpośrednio związana z poszukiwaniami odstępców, bo wiele można mi zarzucić, lecz plugastwem się nie zajmuję. Niemniej cieszę się mogąc was widzieć.

Kobieta w błękicie zatrzymała się chyba nawet trochę zdziwiona, że ktoś się do niej odezwał. Zatrzymała się i obrzuciła brunetkę szybkim spojrzeniem z góry na dół i z powrotem. Gdy skończyła ten szybki przegląd uśmiechnęła się delikatnie i równie delikatnie skinęła głową przyjmując jej słowa.

- Służę tylko dobrym bogom, Imperium i Kolegium. - odpowiedziała skromnie i nieco skinąwszy do tego głową w błękitnym kapturze. - A czym się w takim razie zajmujesz? - zapytała kobieta o dziwnie mieniących się żywym błękitem oczach. Co wyglądało jednocześnie dziwnie, obco i odpychająco ale też jakoś przez skórę ciekawiło i kusiło wzrok.

- W moim sercu płonie ogień prawdziwej wiary, jestem tylko pokorną służką Imperium - Litz ściszyła głos, gapiąc się prosto w te niezwykłe oczy i przybrała poważną minę - Widziałam was na placu, parę dni temu. Też zdarzało mi się stać na szafocie. Tam gdzie wy - zmrużyła oczy różnej barwy - Czym się zajmuję? Czekam… na rozpoczęcie wyprawy w góry. W Bastionie jest biblioteka, ponoć pełna dzieł nie do końca zgodnych z kanonem naszej wiary. Nie tylko my niestety tam zmierzamy… powiedzcie, znacie się na rozpoznawaniu plugawych woluminów?

- Wyprawa w góry? Do Bastionu? No tak, rzeczywiście. A kim jesteś, że pytasz mnie o rozpoznawanie plugawych woluminów? -
rozmówczyni nieco uniosła swoje blond brwi i zmrużyła oczy ważąc ostrożnie słowa skoro zeszły na temat plugawych woluminów.

- Gabrielle Litz, do usług - skłoniła się, chowając szybki uśmieszek pod włosami. Gdy wyprostowała plecy była idealnie poważna - Pracuję dla Zakonu. To on przekazał mi informacje na temat biblioteki i tego, co może się w niej znajdować. Z przykazaniem, aby owe dzieła zabezpieczyć. Widząc was, pani, pomyślałam… nie będę ukrywać. Wsparcie mędrca w podobnych kwestiach byłoby nieocenione.

- Ah, no tak, Gabrielle Litz. O ile się nie mylę to jedyna kobieta w tym gronie śmiałków.
- magister Błękitu uśmiechnęła się łagodnie gdy chyba skojarzyła imię ze stojącą przed nią osobą. Zaśmiała się cicho i dyskretnie zaraz potem.
- I pracujesz dla Zakonu? Ciekawe. - przestała się uśmiechać i Gabrielle zdawało się, że popatrzyła na nią z jakimś nowym zainteresowaniem w swoich odmiennych oczach. - Więc obie służymy Imperium. Chociaż każda z nas kroczy własną ścieżką. A w jakich to sprawach mogłaby cię wesprzeć taka skromna służka Imperium jak ja? - zapytała z niesłabnącym zaciekawieniem w głosie i spojrzeniu.

- Macie nieporównywalnie większe doświadczenie w studiowaniu zapomnianych woluminów. Lepiej umiecie się bronić i zabezpieczyć przed niesionymi przez nie niebezpieczeństwami. Wiecie jak rozpoznać przeklęte dzieła, wyczuwacie zawirowania Wiatrów… a nawet ich delikatne powiewy - Lizt odwzajemniła badawcze spojrzenie, po czym westchnęła ciężko - Jest też aspekt czysto praktyczny. Widziałam was na placu, gdy płonąć stos. Ścigacie heretyków, a wiem że w wyścigu do biblioteki będziemy mieć towarzystwo pokroju tego które zwykle ląduje wśród płomieni. Wasza obecność na tej wyprawie byłaby jak zbawienie.

- Widzę, że jesteś bardzo śmiała i potrafisz być przekonywująca.
- magister wydawała się albo przyjemnie zaskoczona albo rozbawiona argumentacją rozmówczyni. - Więc albo wysoko zajdziesz albo głęboko wpadniesz. - zaśmiała się jakby cytowała jakieś przysłowie. - Jeśli chcesz mnie namówić na udział w tej wyprawie no niestety jestem zmuszona ci odmówić. Jak mówiłam podążam własną ścieżką i w tej chwili nie prowadzi ona w góry. Ale przed odjazdem zajrzyj do herr Altmana. Myślę, że będzie miał dla ciebie pewną rzecz. - powiedziała pogodnym tonem.

- Prezent? - brwi brunetki uniosły się ze zdziwienia, czego nie zdążyła opanować. Po chwili przymrużyła jedno oko - Jeśli będzie choć w połowie tak piękny jak twoje oczy… dziękuję - skłoniła głowę - Żałuję iż nasze drogi zapewne w tym miejscu się rozejdą, jednak owe spotkanie będę wspominać z radością i mam nadzieję, że wy również, pani. Kto wie, może jeszcze kiedyś dane nam będzie wymienić parę uprzejmości i nie tylko.

- Jestem o tym przekonana. Losy tej górskiej twierdzy są bardzo splątane, trudne do przeniknięcia. Skrywa je mrok tajemnicy. Mam przeczucie, że odmieni ona jeszcze wiele żywotów. A gdybyśmy się już nie spotkały przed waszym wyjazdem to powodzenia, niech dobrzy bogowie wam i tobie sprzyjają Gabrielle. I do zobaczenia.
- magister uśmiechnęła się łagodnie na koniec, odwróciła się i wznowiła swój marsz korytarzem w sobie znanym celu.

- Do następnego i oby rychłego - Litz odpowiedziała zamyślona, obserwując jak zgrabnie przemierza korytarz, a że się oddalała, widok był pierwsza klasa. Szkoda że Klausa wcięło, przydałby się nie tylko do tej rozmowy, lecz… prezent? Coś przydatnego? Na pewno nie chodziło o magiczne kajdany łamiące wolę tego kto je nosi. Dla podobnego artefaktu Gabrielle z miejsca miała z trzy tuziny zastosowań. Popatrzyła na drzwi za którymi Lotar ścierał się z być może przyszłym pracodawcą i sapnęła, opierając się o ścianę plecami. Gdyby nie to, że sama gada tu przyprowadziła, pewnie leciałaby dalej rwać błękitnooką… tylko tak głupio. Więc czekała grzecznie, rozmyślając o ostatniej rozmowie. Szkoda, mieć taką blondynę pod ręką na wyprawie… eh.

Poczekała jeszcze trochę. Po magicznej blondynie już dawno nie było śladu na korytarzu gdy drzwi skrzypnęły i wyszedł z nich Lotar. Popatrzył na czekającą na niego brunetkę i uśmiechnął się.
- No popatrz jacy bogowie dzisiaj mają komediowy dzień. Wzięli mnie do tej roboty. Jadę z wami. - oznajmił rozkładając ręce jakby sam był zdziwiony tym faktem.

Litz za to skorzystała z okazji, wmanewrowując się w jego ramiona niby przypadkiem, ale całkiem celowo. Stanęła przy nim, obejmując w pasie i pocałowała go w policzek. Powinna rzucić ironicznym tekstem, albo udawać że nie musi się już wdzięczyć, skoro woj i tak z nimi jedzie, ale jakoś nie pasowało jej to.
- Mówiłam że cię przyjmą, następnym razem nie wątp w moje słowa, dobrze? Widzisz, mam zawsze rację, pamiętaj na przyszłość… zwłaszcza jeśli wystąpi rozbieżność zdań - odpowiedziała, śmiejąc się zarówno spojrzeniem jak i głosem. Zerkała ku górze na jego twarz, zagryzając niby nieświadomie wargę - Cieszę się, dobrze mieć obok… albo nad sobą. Pod sobą… w sobie - stanęła na palcach, zbliżając usta do jego ust aż prawie się zetknęły - Czeka nas wiele długich nocy na szlaku. Zapakuj wygodny pled i dodatkowy koc.

- Tak. Ciekawie się zapowiada ta podróż, bardzo ciekawie.
- Lotar zgodził się i zgrabnie chwycił dłoń Gabrielle unosząc ją do swoich ust. Potem oboje ruszyli korytarzem kierując się ku głównym drzwiom budynku. Pożegnali się przed wejściem, gdzie rosły brodach ruszył w sobie tylko znanym kierunku aby skompletować sprzęt przed wyruszeniem, zaś Gabrielle nie tracąc czasu skierowała swe kroki ku kazamatom, gdzie miała umówione spotkanie z pewną szlachcianką.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline