Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2019, 09:34   #6
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Druid, kiedy tylko dotarli do obozu i miał taką możliwość, błyskawicznie doprowadził się do porządku. Wszedł między drzewa kulejący, niedożywiony i obity, a ledwie wachtę później wędrował po trawie sprężystym krokiem (choć tak samo chudy).

Nim Torawsh (Hannskjald niechętnie używał nazwy Rova) dobiegł końca, druid miał już całą okolicę w małym palcu. Rozmawiał z dębami, świerkami i jodłami, borsukami, lisami i wronami. Poznajdował kilkanaście innych jaskiń - mniejszych niż dom Dzieci Kamienia, ale wciąż możliwych do użycia. Znalazł podziemne rudy żelaza i złoża ametystu. Dwie opuszczone osady, w których mogło być coś przydatnego dla uciekinierów. Wypatrzył nieodległą polankę pełną jagód i górski staw, dookoła których zbierały się zwierzęta i wreszcie popłyną zmysłami z nurtem Maredith i zaraportował towarzyszom że hobgobliny siłami jeńców rozbudowują konstrukcję mostu przed nowymi murami Phaendar, prawdopodobnie dodatkowo go fortyfikując.
Druid działał jakby chciał sobie odkuć czas który zmarnował w niewoli u hobgoblinów.

Poczynił też mniejsze i większe zmiany które dotknęły wszystkich. Las na kilkaset kroków od jaskiń z nocy na noc zagęścił się niemożebnie. Ściółka nagle sięgała do kolan, od kolan zaczynały się gęste krzaki, a powyżej jeźdźca zaczynały się bluszcze i inne męczące przeszkody. Druid zadbał żeby w całym tym kamuflażu znalazły się bezpieczne, wygodne ścieżki dla mieszkańców jaskiń - ale jeżeli ktoś ich nie znał, to nawet gdyby dokładnie wiedział gdzie jaskinie są czekałoby go kilkanaście minut przebijania się przez roślinność.
Z Olgą i Shagari ruszył po zioła - tyle że jego mniej interesowało co można zebrać, a bardziej co przesadzić w malutkie, dzikie ogrody jamy i pieczary bliżej schronienia. Bardzo podobnie było ze zwierzętami hodowlanymi. Wychodzący rano druid wspominał że dobrze byłoby mieć więcej koziego mleka, a po południu wrócili z Sulimem prowadząc jeszcze kilka kóz i owiec które witały się z tymi już złapanymi przez uciekinierów jakby uciekły z tego samego gospodarstwa. Było w tym dużo małych, pomocnych rzeczy o których nawet nie informował ludzi - po prostu je robił. To, że Hannskjald kombinował nad czymś dużym, można było poznać po tym że zbierał wokół siebie grupkę prowodyrów takiego zamieszania, tak jak wtedy gdy czwórka krasnoludów zaczęła mieszać z kamieniem w całej jaskini.

Zaczęło się niewinnie - Hannskjald pewnego wieczora wytworzył kilkanaście galonów mocnego, słodkiego miodu pitnego i w naturalnie krasnoludom zebrało się na wspominki o krasnoludzkich twierdzach, o kamiennych cudach Kraggodan i Highhelm. Sulim, Bianka, Diethard i Hannskjald rychło zaczęli rysować na klepisku koślawe wzorce jak wspólna jaskinia mogłaby wyglądać. Zapał twórczy, razem z alkoholem, wszedł zwłaszcza Hannskjaldowi i do późnych godziny wypytywał każdego kogo dopadł co o tym myśli, co by zrobił lepiej i co jeszcze można zmienić.
Zjedli, popili, i do rana był spokój.

Pierwszą ofiarą z rana była Jet. Zbrojny w dłuta i młotki krasnolud nagdbywał ją do tego stopnia, że nawet śniadanie zjadła już siedząc na beczce naprzeciwko kamiennej ściany gdzie nieopatrznie wczoraj wspomniała że dobrze byłoby mieć spiżarnię przy kuchni.
W ciągu jednej pajdy chleba moc natury zamieniła skałę w glinę, kilka beczek gliny samo wpadło na przygotowane płachty i zostało wyciągnięte pod studnię. Sporo machania łopatami później nowa wnęka była wykopana, i po obiedzie zaczęły się cuda.
Brakowało półek? No to w kamiennych ścianach pojawiły się miniaturowe krasnoludzkie hale. Mis na zboże? Za chwilę. Beczek na kapustę? Głębokie kamienne stągwie niczym forteczne wieże wyrosły pod ścianą, a nad nimi rząd mis na wzór górskich jezior. Koszyków? Koszyki trzeba będzie upleść, nie będę wam plótł koszyków z kamienia. Haki na suszone mięso, półki, rynny z górską wodą chłodzącą dzbany, szczelina doprowadzająca powietrze - wszystko było w zasięgu ręki, bo dopóki czar trwał, kamień poddawał się dłoniom druida jak bita śmietana. Nie wszystkie detale były perfekcyjne, ale też Hannskjald nie był artystą.
Dlatego ściągnął do pracy także Biankę i Porvtna, którzy sprawili że stągwie które miały wyglądać jak wieże krasnoludzkiej cytadeli faktycznie tak wyglądały.
Kolejnego dnia druid namieszał przy studni i w pomieszczeniu poniżej, gdzie odpływała woda. Przy miodzie ktoś całkiem słusznie zauważył że teraz można pić wodę albo się kąpać - ale nie oba naraz. No to odkąd Hannskjald podniósł ściany kawałka zbiornika do wysokości kolan, mieli zapas czystej wody której nie można było przypadkiem zabrudzić. Poniżej woda przelewała się do swojego naturalnego włębienia i tylko w wąskim tunelu poniżej była ponownie spiętrzana kamiennym murkiem w basenie do kąpieli.

A na dodatek wszystko co miało rosnąć rosło bardziej niż przedtem i tylko czasami trzeba było wyrywać mech który w irytującym tempie wyrastał w kłopotliwych miejscach.




Zaproponowany przez Hannskjalda “spacer” w poszukiwaniu co bardziej szkodliwych darów natury zaczął się nadzwyczaj prostolinijnie, biorąc pod uwagę wymyślne cuda jakie krasnolud tworzył dzień wcześniej i dyskusję o tym czy nie można byłoby umieścić paleniska pod basenem do kąpieli.

Druid, zapytany przez Kharricka który zechciał mu towarzyszyć w łowach jak chce podejść do sprawy poszukiwań trucizn, odparł że żmiję po prostu zawoła.
- Wszak nie chcemy jej zrobić krzywdy, więc czemu miałaby się nie zgodzić obdarować nas swoim jadem? -
- No… w zasadzie można i tak. Sulim to zawsze się trochę boi rozmawiać. Twierdzi, że słaby z niego rozmówca - złodziej był lekko podenerwowany. Ten druid zdawał się być bardziej pewny w swoich umiejętnościach “społecznych”, ale kto go tam wie czy żmija nie będzie miała złego dnia. Wolą nie zostać ukąszony.
- Mówił na pewno o rozmawianiu ze zwierzętami? Czy z ludźmi? - zarzucona na ramię krasnoluda włócznia i nabijany kolcami gruby kaftan odrobinę kontrastowały z piknikowym tempem marszu i rozluźnionym tonem Hannskjalda.
- Chyba wszystkich równo wrzuca do jednego koszyka. Póki co jednak nie zdarzyło się aby jakieś go nie posłuchało. Może to każdorazowe podarunki z jedzenia, a może jego urok osobisty. - Złodziej wyszczerzył się - dał radę namówić nawet borsuka aby użyczył mi i jego niedźwiadkowi nory jak infiltrowałem obóz.
- No właśnie takie historie słyszałem o Sulimie w druidzkim kręgu. Borsucza nora w sam raz na ciebie i niedźwiedzia, tak? druid uśmiechnął się, podnosząc włócznią gałąź i zaglądając pod liście akurat mijanego korzewu.
- To był duży borsuk - zaznaczył złodziej podnosząc palec do góry niczym jakiegoś rodzaju naukowiec podkreślający wagę swoich słów.
- Ja zapachu futra nie zmyję z siebie przez najbliższy tydzień - dodał już mniej oficjalnym tonem. - Co jeszcze o nim słyszałeś? Bo nie wyglądało aby on cokolwiek pamiętał ze swojej przeszłości.
- Raz miał być samotnikiem i unikać obcych ludzi, a innym razem tłumaczyć drwalom jak korzystać z lasu by nie wzbudzić jego gniewu. - pod kolejnym krzaczkiem druid wypatrzył kilka grzybów i starannie wyrywał je po pół minuty każdy.
- Ale też wszyscy mówią że widzą go jako dość młodego krasnoluda...i tak we wszystkich historiach od już kilkudziesięciu lat.
Kharrick zamyślił się, bo coś mu się nie zgadzało. Potrząsnął potem głową.
- No… kto wie. Może coś mu się jeszcze przypomni. Ale nam powiedział, że ma ponad sto lat… eee a w sumie to może ci jakoś pomóc?
- Może mu się jeszcze przypomni, a może zmieni zdanie i będzie jednak chciał pomocy. Bo na razie nie chce.- krasolud pacnął się w czoło - Oczywiście! Szukamy polanki albo dobrze nasłonecznionych kamieni gdzie wąż może się wygrzewać w słońcu -
- Hmm.. erm, chyba w tamtą stronę - złodziej wskazał kierunek gdzie było jeziorko i niewielki prześwit w koronach drzew.
- Zmieniając temat, skąd ty jesteś? Wspominasz o kręgu, chodzi o ten tutejszy?
- Kraggodan, dolna twierdza - w głosie druida zabrzmiała duma - Ale druidzki krąg tutejszy, z Crystalhurst -
- Aaa, så du er fra en dværgstilstand - złodziej płynnie przeszedł w krasnoludzki.
- Jeg vil være forsigtig med vittigheder - zagadnięty w ojczystym języku krasnolud zrobił wielkie oczy, ale po chwili wrócił do jowialnego uśmiechu - Hvor lærte du det? -
- Po części ojciec mnie nauczył, po części jeden z drabów z gangu z jakim miałem nieprzyjemność współpracować… że tak to ujmę - kontynuował wciąż po krasnoludzku złodziej.
- Znam jeszcze elfi i gobliński… ale zastanawiam się czy nie poprosić Jace’a albo Laurę aby mnie języka leśnych istot.
- W sumie, w tej sytuacji...to może nie być zły pomysł. A jeżeli mielibyśmy się cofnąć jeszcze głębiej w puszczę, to nawet bardziej - druid zastanowił się przez chwilę, jak dawno temu udało mu się zamienić prawdziwe leśne słowa z którymś z fey - A ty, skąd jesteś?-
- Daleko, Varisia, Kaer Maga. Kojarzysz?
- Wiem gdzie jest Varisia, ale Kaer Maga nic mi nie mówi. Powiesz coś więcej? To górskie miasto?
- I tak i nie. Jest umieszczone na klifie i ma podziemia. Sam ich nigdy nie zwiedzałem, ale ściągają uwagę poszukiwaczy przygód. Może kiedyś przyjdzie mi je zwiedzić, ale póki co inwazja Żelaznych Kłów jest ciut ważniejsza. Tak tylko odrobinę.
- Inwazja...większość ludzi uciekała do ościennych królestw. Wy zostaliście. Ty zostałeś. Po co? -
- Zacznę od tego, że nie bardzo miałem jak uciec. A potem… jakoś tak.. eee… khm… chyba się przywiązałem trochę? - Kharrick wyraźnie miał problem z mówieniem tego typy rzeczy. Jego spojrzenie uciekło gdzieś daleko od krasnoluda, a postura na moment się zachwiała. Zaraz zresztą zaczął rzucać kolejnymi wymówkami:
- No ale ten… nie żebym wciąż miał jak przed tym uciec. Nie znam tych lasów, nie znam się na przyrodzie. Tylko czekać aż mnie jakiś wygłodniały wilk zeżre albo co.
- Puma raczej. Albo rosomak. Widziałem wczoraj naprawdę sporego rosomaka, i będzie zapewne mocno nie w humorze jak kiedyś wypuszczę go z kieszeni - dobrym pytaniem byłoby gdzie obecnie podziewała się puma która towarzyszyła druidowi w pierwszych dniach - ale przecież było to wolne, dzikie zwierzę, prawda?
Kharrick zbladł nieco.
- Weź nie strasz… wystarczy mi, że widziałem jak te hobosowe wilkory pożerały ludzi. No jesteśmy na miejscu.
Niewielkie jeziorko wraz z towarzyszącą mu równie niewielką polanką rozpostarło się przed nimi.
Zaklęcie rzucone przez druida różniło się od tych rzucanych przez czarodziejów. Nie były to wystudiowane, sztywne gesty, a raczej dłonie płynące jak woda, słowa tupiące jak spadający kamień. Inkantacja była króciutka - po kilku sekundach było po sprawie. I efektów nijak nie było widać.
- To teraz patrzmy pod nogi, bo naprawdę złym pomysłem byłoby przydepnąć żmiję która nas teraz będzie szukać -
Kharrick z niedowierzaniem spojrzał na druida. Tsyknął z niezadowoleniem.
- Ja na pewno nie zostałem wzięty na tę wyprawę abyś przypadkiem użył mnie jako celu dla zwierząt?
- W sensie jako karmy? Przecież toto niedźwiedziowi nawet na tydzień nie starczysz, no - zaczął uważnie nasłuchiwać i rozglądać się po co lepszych miejscach do wygrzewania się - Nie, po prostu czasem może mi coś nie wyjść i dobrze jest mieć kogoś kto pomoże
- No dobrze… powinienem Laurę tu wysłać… co ja najlepszego robię? - wymamrotał pod nosem rozglądając się uważnie dookoła. Szukał jakiegoś ruchu, ruszającej się trawy, czegokolwiek co by go zaalarmowało. Jednocześnie ruszył bliżej jeziorka gdzie było mniej trawy.
- O, wyszła do mnie - krasnolud ucieszył się z widoku żmii jak kto niespełna rozumu - Jakbyś mógł sobie spokojnie usiąść w tym czasie, tak żebyś nie zrobił gwałtownego ruchu jak będę miał palce w jej pysku
Kharrick tylko sapnął zamierając w pół kroku. Niesamowicie wolno, w pełni kontrolując swoje ciało, usiadł płynnie na ziemi uznając że woli zastygnąć jak kamień.
Sprawa potoczyła się nadzwyczaj powolnie, a przynajmniej tak mogło to wyglądać z perspektywy nieobeznanego obserwatora. Przez kwadrans obserwowania się, niepozornych gestów i cichych dźwięków druid i zwierze zdobywali nawzajem swoje zaufanie. Bo przecież wymagało zaufania podsunięcie jadowitemu wężowi swoich palców pod same kły, ale też i pozbawienie się przez zwierzę swojej najpewniejszej broni nie było pozbawione ryzyka.
Do jakiego porozumienia doszli - a tym bardziej jak - nie było wiadomo, ale w końcu żmija wkłuła się w cieńki korek na kamiennym pojemniczku i wstrzykneła spory zapas jadu na chłonne porosty.
- No, szybko poszło - druid powoli wstał, patrząc za oddalającym się wężem - Mamy niespodziankę dla hobgoblina czy dwóch -
- Trzeba by chyba całą armię tych żmij wydoić z jadu aby starczyło na Kły - zauważył niezbyt pocieszony złodziej. Wstał dopiero jak był pewien czy żadna dodatkowa żmija go nie ukąsi.
- Jeszcze coś będziesz zbierał? O właśnie… może jakieś halucynogenne trucizny moglibyśmy stworzyć? Ostatnio straciłem okazję do zdobycia takiego czegoś przez… heh nastoletnie emocje.
- A gdzie takie okazje rosną, hmm? - z wypowiedzi Kharricka nei wynikało czy chodziło o grzyby, o zioła...czy w ogóle było mowa o czymś rosnącym. Ale opcja była interesująca, i to niekoniecznie na wrogów.
- Troglodyci chowali żaby, które skojarzyliśmy, że mogą wytwarzać taką substancję. Niestety po ich śmierci nie wyszło tego zebrać. Za dużo czasu minęło.
- Jak żaby są tutejsze, to zawsze można ich poszukać na łonie natury. A nastoletnie emocje...ty nie wyglądasz na nastolatka, ale może się mylę? -
- Nie mylisz się, ale przez moją mało delikatną uwagę się na mnie poobrażali - westchnął złodziej kręcąc głową. - Dzieciaki.
- Mam nadzieję że Sulim, Diethard i Bianka zdążyli ich już wdrożyć w arkana krasnoludzkiego humoru, bo szybko poobrażają się i na mnie -
- Sulim nie, Diethard trochę, a Bianka… cóż może? Jakoś niespecjalnie się staram ze wszystkimi utrzymać codzienny kontakt.
- W tak ciasnej kryjówce nie trzymanie kontaktu może być trudne, nawet jeżeli ktoś sam chce mieć trochę spokoju. Wiesz że dookoła jest parę innych jaskiń, jeśli nie przeszkadzają ci kozy? -
Złodziej się zaśmiał.
- Już mi wystarczy po noclegu z niedźwiedziem i borsukiem.
- Poczekaj aż przyjdzie sroga zima, wtedy to nocleg z niedźwiedziem będzie przywilejem. Wracamy? -
- Wracamy - odpowiedział złodziej nagle smutniejąc.
- Wiem, co to zima bez dobrego ciepła. Druga osoba to najlepsze co można mieć. Gardzić nie będę.
Wstał i ruszyli razem z powrotem do jaskiń.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline