Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2019, 23:03   #7
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Pierwszy tydzień po zdobyciu obozu dla większości był tygodniem radości, picia i świętowania. Jace jednak po pierwszej radości, zniknął na całe dnie w dolnych kryptach z uwagą śledząc zapiski na ścianach. Derro - tajemnicza rasa szalonych krasnoludów spisywała coś bardzo skurpulatnie na skalnych ścianach i kolumnach. Większość była całkowicie nieczytelna, jednak dzięki swoim zdolnościom Beleren czuł jak miejsce przepełnione jest strzępami szaleństwa i strachu. Z tego co udało mu się odczytać z zapisków, wyczytać z aur i zrozumieć po starannym odsianiu większości bełkotu wyłaniał się coraz bardziej widoczny strach. Jace jeszcze przed atakiem wyłapał strzępy informacji, teraz jednak potwierdził, że szalone istoty wpadły na równie szalony sposób stworzenia systemu ochrony przed... no właśnie tego psionik nie był w stanie wycyztać.
Podczas tego tygodnia natomiast spędzając całe dnie na analizowaniu tekstów, porównywaniu notatek i wykluczaniu sprzeczności doszedł do wniosku, że w tym szaleństwie jest metoda.
Potrzebował jednak zebrać odpowiednie materiały i chętnych.

* * *

Zaangażowany w walkę ze skryptami Jace nawet nie zauważył jak minął mu prawie cały tydzień. Oprócz posiłków i porannej zaprawy prawie w ogóle nie wychylał się z dolnych pieczar. Gdy jednak dokonał przełomu, czuł się zmęczony, musiał odpocząć. Wyszedł na dwór się przewietrzyć, gdzie spotkał ćwiczączego Rufusa.
Przyglądał się treningowi półorka spokojnie siedząc na kamieniu. Rufus nie był w stanie stwierdzić jak długo tam siedział i ile widział.
- Hej Rufusie - odezwał się gdy półork skończył trening - Widzę, że robicie gigantyczne postępy - uśmiechnął się.
- Co tak zaskakujesz trenującego człeka? Z tym trzeba uważać.. - Rufus również odpowiedział uśmiechem, choć w 1 chwili wzdrygnął się.
- I masz rację…. Robimy postępy, sam zobacz - Pół-ork nagle zmrużył oczy w skupieniu i zniknął z pola widzenia.
- To jest… imponujące. - powiedział z uznaniem. - Chyba przyjdę do ciebie na nauki. - dodał z uśmiechem. Poczuł się niepewnie, był zaskoczony postępem Rufusa. Nie podobało mu się to, że tak łatwo dał się zaskoczyć, nie mógł go wykryć, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie rozglądał się nerwowo, choć podskórnie czuł taką potrzebę. Krótka modlitwa do Irori jaką wzniósł w myślach pozwoliła mu odzyskać kontrolę nad sytuacją, nawet jeśli była to kontrola pozorna.
- Tak naprawdę to przyszedłem Ci podziękować. - powiedział w końcu przerywając ciszę. Nie szukał wzrokiem niewidzialnego Rufusa, spoglądał przed siebie, lekko w dół. - Widziałem jak powstrzymałeś duszę mojego brata przed opuszczeniem ciała. To wiele dla mnie znaczy. -
- Niespodzienka! Rufus nagle pojawił się za plecami Jace’a i lekko go popchnął
- Zaskoczyłeś mnie, to teraz moja kolej! - zaśmiał się. Psionik nie okazał zadowolenia.
- A tak w ogóle to nie ma za co dziękować W końcu gdyby nie ty, to byłbym nadal zwykłym rębajłą.
- Nigdy nie byłeś zwykłym rębajłą - uśmiechnął się Beleren. Zabrzmiało to szczerze, ponieważ było szczere. - Teraz masz tylko potwierdzenie tego. - powiedział zręcznie zeskakując popychany przez półorka. Przez chwilę korciło go, żeby pokazać młodemu wojownikowi jego "miejsce".
- Oj, uważaj! - uśmiechnął się, a oczy rozjaśniły mu się na błękitno. - Chcesz się bawić w berka? -
-A co, myślisz, że pójdzie ci tak dobrze jak wtedy w siłowaniu się na rękę? -
odparł z zawadiackim błyskiem w oku.
W odpowiedzi kącik ust psionika uniósł się do góry, półork wyczuł niewidzialną energię, która zagęściła atmosferę, jednak po chwili opadła bez wyraźnego efektu. Gdzie było właściwie jego "miejsce"?
- Nie, Rufusie, - Jace przezwyciężył pokusę użycia mocy - może innym razem. - odpowiedział wymijająco.
- Jak będziemy mieli chwilę z chęcią zobaczę jak idą ci treningu. -
- Co tak prędko się poddajesz tym razem? - wyszczerzył się Rufus, po czym nagle mina mu zrzedła.
- Ciężko ci po tym co spotkało nasz dom i po tym co widziałeś w tym namiocie dowódcy, tak? Przynajmniej nasze rodzeństwo wyszło z tego bez szwanku….
- Nie -
machnął ręką, jakby opędzał się od latającej muchy, lub komara - staram się nie myśleć o tym. Zastanawiałem się jak sobie radzisz z odkrytą mocą, jak ją kontrolujesz? Ale to chyba również kwestia charakteru, innego doświadczenia i światopoglądu. - odpowiedział chyba sam sobie. Podejście Rufusa do tematu było na tyle inne, że fascynowała psionika.

- No, myślę o tym co chcę zrobić, myślę bardzo głośno i się wysilam jakbym z kimś walczył, czuję że duch dziadka jest za mną, w tym toporze… i się udaje. Nowych rzeczy muszę próbować więcej razy, tutaj dziadek Gorthak czasami mi podpowiada - odparł po chwili namysłu, drapiąc się lekko po głowie.
- Ciekawe. Myślisz że mógłbym z nim pogadać kiedyś? - spytał.
- Hm, w sumie czemu nie, nie wiem czy on chce z kimś poza mną rozmawiać ale zapytam się... - Rufus obrócił swój topór w dłoniach w zadumaniu.
Jace uśmiechnął się. - Dzięki. - spojrzał w kierunku jaskiń. Wydawało mu się że Erasena wyglądała go z okolicy jaskiń. - Muszę już lecieć, widzę, że na mnie czekają. - powiedział. Pożegnawszy się ruszył do dziewczyny.

* * *

Jace uśmiechnął się do idącej obok szlachcianki. Dziewczyna przyniosła czerwoną świecę, trochę kwiatów szałwi i suszonych kwiatów nagietka. Po chwili dołączyła do nich Rhyna i Shagari, niosący kociołek i różnego rodzaju zioła. Wkróce na dole w wąskim przejściu do POdmroku zebrała się grupka czarowników: Jace, Erasena, Rhyna, Shagari i Jet. Zebrali różnego koloru świeczki, kwiaty, igliwie sosny, świerku, liście dębu, kredy, lusterek, różnego rodzaju osobistych przedmiotów, starej tarczy i stępionego miecza.
- Jesteś pewien, że to się uda? - spytała Jet.
- Oczywiście. - psionik uśmiechnął się, z pewnością, której nie podzielał wewnętrznie. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Wszystko mogło pójść nie tak, ale nie poddawał się. Samemu rysując skomplikowane kształty kilkoma kolorami kredy. W tym czasie Jet i Shagari na jego polecenie rozpalili małe ogniska na których wstawili kociołki. Rhyna ustawiła świeczki zgodnie z poleceniem skupiając się na żółtych w środku skomplikowanego wzoru. Erasena w tym czasie zajęła się rysowaniem podobnych wzorów na obu ścianach korytarza.

Jace zostawił po jednej czerwonej świecy w stróżówce przed wejściem do Podmroku, gdzie zwykle czekały straże i drugą w głównej jaskini. Wrócił do pozostałych kierując się mocno ziołowym zapachem wydobywającym się z kociołków.

Każdy zajął swoją pozycję w skomplikowanej strukturze. Pomiędzy nimi paliły się świece, wokół rozchodził się korzenny zapach.
- Jaci lamot wer middle di sanders, vur persvek wer caesin, vur wer name' means jaci confna vi haiyear. - Zaczął Jace powoli akcentując każde słowo. Chwilę później powtórzył, tym razem w trójgłosie z Jet i Eraseną. Za trzecim razem dołóczył Shagari i Rhyna, która przez cały proces była wyraźnie sceptyczna.
Razem powtórzyli jeszcze kilka słów mocy. Powietrze stało się gęste od magii, która uderzyła w nich wzbudzając euforię, nawet w sceptycznej Rhynie.
Woda w kociołkach zagotowała się momentalnie produkując siwy dym. Świece zamigotały snując czarny dym. Ktoś patrzący z boku mógłby obawiać się zaczadzenia, jednak pogrążeni w rytuale nie zważali na to. Dym zaś zachowywał się dziwnie. Zamiast iść do góry jak nakazuje doświadczenie, rozchodził się w dół wypełniając całą podłogę. Jet wyskandowała zaklęcie podświetlające wszystkie wyrysowane symbole. Rhyna wzniosła modlitwę unosząc przedmioty codziennego użytku. Shagari zatańczył wznosząc ręce. Biały dym otoczył ściany i oba wyjścia z korytarzu. W rytm słów wiedźmiarza czarne kolumny dymu z ziemi wyrosły niczym filary w górę uderzając w sufit i rozprzestrzeniając się wokół. Jace wzniósł ręce przed siebie unosząc magicznie miecz i tarcze.

Atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej, śpiew magów wzrósł w tempie, intonacji, modulacji oraz tonacji przechodząc w unisolo.
Ci siedzący w "stóżówce" i w głównej jamie z zaskoczeniem obserwowali czerwone świece sponatnicznie zapalające się. Wokół nic rozchodził się korzenny zapach. Dzwoneczki przyniesione przez Rhynę rozdzwoniły się w przejściu setką drobnych "dzyń, dzyń", powtórzone przez czerwone świece.
Nagle wszystko ucichło, świece i ogniska zgasły jakby ktoś w jednej chwili zgasił je mokrymi palcami. Jace jęknął z bólu padając na ziemię nieprzytomny. Pozostałą czwórka również odczuła reakcję zwrotną magii. Zostali rzuceni na ziemię.


* * *

Jace obudził się na zdobycznej pryczy. Czuł się fatalnie, uszy bolały go od dźwięków dochodzących z daleka, oczy piekły od lekkiego światła doprowadzonego przez magiczny kryształ wiszący pod sufitem.
- Csii, nie ruszaj się - głos Rhyny uderzył go niczym młot. Dziewczyna pojawiła się w zakresie widzenia ścigając mu coś z czoła. - Masz temperaturę. - stwiedziła czule. Jace chciał się ruszyć, ale nie miał siły. - Zadziałało. - powiedziała uśmiechając się serdecznie. - Naprawdę zadziałało. Alarm działa, ale mogłeś ustalić lepsze hasło. -
Jace westchnął zapadając w sen z uśmiechem na twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 14-07-2019 o 23:10.
psionik jest offline