Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2019, 02:45   #5
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post 2/2

Chris King - szczupły brunet


Praca szła szybko i gładko, gdy nikt nie przeszkadzał, ani nie groził bronią. Co prawda zmachał się trochę, ale gdy w końcu wyprostował plecy i odłożył siekierę, obok jego nóg stał kosz pełen gotowych do palenia szczap drewna. Z owocem jakże ciężkiej pracy wrócił do zielonych drzwi, pokonując dwa stopnie zanim znalazł się ciemnej sieni pachnącej gotowaną kapustą i lawendą. Pomieszczenie nie miało okien, za to drabinę prowadzącą na strych. Obok wejścia wisiały kurtki na wbitym w ścianę wieszaku. Niżej stała szafka na buty i drobiazgi. Po obu stronach znajdowały się drzwi do pokojów. Te po lewo zamknięto, a po prawo zobaczył kuchnię.

Przynajmniej tak mu się wydawało, bo dostrzegł plecy Kim, rozwalonej na krześle przy stole. Patrzył jak Gina opatruje twarz tamtej dziewczynki i coś do niej mówi, a tamta odpowiadała. Strzelba leżała za jej plecami, na parapecie. Obok kota, równie niemrawego jak na podwórzu. Gospodyni nie widział, ale dochodziły go odgłosy obijania metalu o metal oraz trzaskanie noża o deskę.

~ No to jednak się nie pozabijały. ~ co go bardzo podniosło na duchu widząc, że gadają ze sobą a nie szczekają czy warczą na siebie. No i sierścuch się na coś przydał gdy rozwalił się przy tak kłopotliwym shotgunie. Sam widząc, że sytuacja jest opanowana wszedł do kuchni wnosząc koszyk z narąbanym drewnem.

- Gdzie to postawić? - zapytał pokazując narąbane szczapy drewna. Troszkę się przy tym zmachał szczerze mówiąc. Dobrze, że była okazja aby złapać oddech.

- Skoro to do palenia w piecu to chyba przy piecu - Kim pochyliła się w jego stronę i powiedziała poważnym tonem do którego nie pasowały złośliwe iskierki w oczach. Pokazała ruchem głowy kąt pomieszczenia, gdzie przy starym kaflowym piecu krzątała się gospodyni.

- Uprzedzając pytanie. Nie, nie chciała pomocy. Proponowałam, Gina też. Masz mleko z miodem, bo kakao wyszło - parsknęła, dając mu w wolną rękę kubek.


[center][center]


Słyszał też panią doktor, gadajacą do smarkuli łagodnym tonem. Kucała przy jej krześle i kończyła przecierać ranę na policzku gazikiem wyjętym z apteczki samochodowej. Bardzo znajomej apteczki.

- A to właśnie jest Chris, nie musisz się go obawiać. Tylko tak ponuro wygląda, ale jest w porządku. - uśmiechnęła się do dziewczynki, a ona prawie odwzajemniła grymas.

- Aha - odpowiedziała, chociaż nie tak bardzo burkliwie. Łypała też na jedynego faceta w pomieszczeniu spode łba. - Też jest z Nowego Jorku?

- Mhm, wszyscy stamtąd jesteśmy - wtrąciła Kim z tak bezczelną miną, że jasne było jak bardzo mija się z prawdą.

- Aha. Czyli ja dostałem lufę shotguna a wy słodkie uśmiechy? Nie ma jak sprawiedliwość na tym świecie. - westchnął pozwalając sobie na nieco złośliwy i ironiczny komentarz do sceny jaką widział w pokoju. Wziął do Kim kubek z mlekiem dziękując jej skinieniem głowy. I zostawił te trzy nowe funfele a sam z kubkiem i koszykiem podszedł do pieca kładąc kosz na podłodze.

- Dobre te mleko. - mruknął gdy upił pierwszy łyk z podarowanego kubka i obserwując co porabia babcia. A chyba szykowała jajecznicę jak się zdołał zorientować. I to z kiełbasą. Właściwie to się zrobił nawet głodny od samego patrzenia.

- Najlepsze, bo swojskie. Nie to co u was w wielkich miastach - staruszka chętnie podłapała temat, siekając kiełbasę bagnetem na wysłużonej desce, wyciętej chyba piłą mechaniczną prosto z pnia, bo wyglądała jak plaster drzewa średnicy trzech dłoni i grubości czterech palców. - Ty umiesz synku do pieca dokładać? Rozpaliłam już, teraz trzeba ognia pilnować. Obok drzwiczek jest pogrzebacz, tylko się nie poparz - posłała mu bezzębny uśmiech.

W tym czasie przy stole panowała dość sztywna atmosfera, którą obie starsze kobiety próbowały rozładować, gadając coś do młodej. Ta słuchała, czasem wzruszyła ramionami, czasem pokręciła głową i coś odpowiedziała krótko, aż do chwili gdy Kim wskazała starego kocura na parapecie.

- Twój? - spytała, a widząc krótkie przytaknięcie, ciągnęła temat - Wygląda na weterana, jak się wabi?

- Nie wabi, ma imię - odpowiedziała dziewczyna z podrapaną twarzą, mrużąc oczy ostrzegawwczo. Widać nie spodobał się jej zwrot użyty przez szwendaczkę. Wstała od stołu i podeszła do okna, biorąc sierściucha na ręce.

- Dobra… - Chris widział, że Kim ledwo się powstrzymuje żeby nie przewrócić oczami - To jak twój kumpel ma na imię?

- Koks - przedstawiła zwierzaka, który leżał bezruchu w jej ramionach nie otwierając oczu.

Powsinoga z NY uniosła brwi, patrząc na parkę ze zdzwieniem i coś jej tu wyraźnie nie pasowało. - Koks jest biały - odparowała wreszcie, na co młoda prychnęła pogardliwie.

- A ty jesteś ćpunką - warknęła i już nabierała powietrza, gdy wtrąciła się pani doktor.

- Koks, miał węglowy… ładne imię… - zaczęła gadać łagodnie, patrząc na dziewczynkę i poklepała jej krzesło - Chodźcie do nas, mleko stygnie. Mieszkasz tu z babcią?

- Nie… tak - nastolatka burknęła, ale do stołu wróciła. Położyła kota na kolanach i uparcie głaskała jego sierść, patrząc na niego a nie na obce w domu.

- To tak, czy nie? - Gina nalała jej mleka i odkręciła słoik miodu.




Z torby własnych zapasów wyjęła paczkę wyrobu czekoladopodobnego z nieśmiertelnym logiem Orła, jeden z wielu produktów tworzonych w fabrykach Nowego Jorku na skalę hurtową jak za dawnych czasów.

- Nie można jednocześnie mieszkać i nie mieszkać w jednym miejscu.

- Może jestem kotem Schrödingera? - po raz pierwszy odkąd detektyw poznał małolatę, ta się uśmiechnęła. Krótko i nieśmiało, ale jednak. Spojrzała przy tym na Ginę, która wyglądała na szczerze zaskoczoną.

Doktor chwilę mrugała, a potem nagle wybuchła szczerym śmiechem, pokazując ręką na kuchnię. - Muszę przyznać, masz naprawdę niezłe pudełko!

- Co za Szreder? - Kimberly nie wytrzymała i teraz ona łypała na obie stołowniczki spod przymrużonych powiek - Ten z Żółwi Ninja w masce na gębie i stalowymi pazurami?

- Nie, to taki naukowiec sprzed wojny - Gina odpowiedziała spokojnie, za to młoda parsknęła.

- Austriacki fizyk, laureat nagrody Nobla w 1933 roku - mówiła spokojnie, głaszcząc koci grzbiet - Ujął problem kwantowania jako problem wartości własnych. Jest autorem tak zwanego równania falowego, które w mechanice kwantowej ma podstawowe znaczenie. Stworzył podwaliny rachunku zaburzeń, zajmował się też termodynamiką statystyczną i teorią barw…

Chris widział, jak brwi obu dziewczynom skaczą gwałtownie do góry, obie też spojrzały na niego krótko i znowu gapiły się na dziewczynkę z kotem oniemiałe.

- Skąd wiesz takie rzeczy Helen? - wreszcie Virginia odzyskała głos.

- Mam dużo książek - młoda sięgnęła po mleko i mniej pewnie po czekoladę - Lubię książki.

- A to za to ma po matce - staruszka powiedziała cicho i dość smutno, wbijając po kolei jajka do cynowej miski. - Mówię ci synku, same kłopoty… same kłopoty…

Szczerze mówiąc to nie tylko dziewczyny były i wyglądały zaskoczone. Właściwie to Chris miał bardzo podobną minę. O ile imię sierściucha wydało mu się nawez zabawne chociaż sam jak już pewnie nazwałby go Więgiel czy co. To już z tym drugim kotem jakiegoś Austriaka sprzed stu lat w ogóle nie ogarniał. Kim chyba też nie. Może Gina coś z tego łapała. Dlatego zajęcie się piecem było mu nawet na rękę. Dorzucił jakieś polano do środka zastanawiając się co i jak się do tego zabrać do tej rozmowy. Młoda okazała się zaskakująca i pełna niespodzianek. Po wyglądzie i pierwszym wrażeniu spodziewał się raczej drugiej Kim. A teraz okazało się, że ma więcej wspólnego z Giną.

- Tak… - mruknął do siebie na potwierdzenie tych wniosków. Sądził, że są słuszne. Tylko zastanawiał się jak się do tego dalej zabrać. Małolata dalej wydawała się łatwa do rozdrażnienia a gospodyni łagodniejsza. Za to Koksu cechował się iście sierściuchowym spokojem graniczącym z niebiańskim.

- Fajny sierściuch. Da się pogłaskać? - detektyw w końcu wstał widząc, że w piecu ogień płonie całkiem ładnie i nie wymaga już opiekuńczego oka non stop. Podszedł do stołu i wskazał gestem na leżącego na kolanach Helen kota.

- Nie fajny. Najlepszy - małolata odpowiedziała z dumą, zerkając na kota. Przerwała głaskanie aby napić się mleka. Kot wyglądał jakby zdechł, gdyby nie unoszące się miarowo, liniejące boki - Lubi wygryzać obcym tchawicę, ale śmiało.

- Spokojnie, mnie wszystkie sierściuchy lubią. - Chris uśmiechnął się i podszedł do dziewczyny i jej kota. Szczerze mówiąc to nie wyglądał mu w tej chwili na takiego co by miał ochotę wgryzać się w kogokolwiek. Raczej spać w najlepsze. Kucnął przed krzesłem aby móc go swobodniej pogłaskać. - Kiedyś przeczytałem, że było kiedyś uniwersalne imię jakie przywoływało każdego domowego sierściucha bez względu na kraj i język. - przypomniał sobie tą anegdotkę przeczytaną gdzieś i kiedyś. Widząc pytające spojrzenie dziewczyny powiedział dalej. - Dźwięk otwieranej lodówki. - uśmiechnął się łagodnie głaszcząc czarny węgielek na jej kolanach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline