Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2019, 02:34   #75
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Zabawa w lochy i dziewice zaczęła się od razu z grubej rury, nie było czasu do stracenia. Od pierwszego okazania listu żelaznego na bramie do stanięcia przed komendantem nie dano Gabrielle porozmawiać z Rainą, ani powtórzyć planu… tak, jasne. Liczyły rzeczywiście na wstawiennictwo Ranalda, idąc na żywioł z nadzieją że jednak uda im się wyjść z lochów o własnych siłach. Albo w ogóle wyjść.

- Wiecie panie… nam też nie tłumaczą co i jak zostało załatwione na wyższych szczeblach - Litz skrzywiła się niechętnie, patrząc na list - Pan każe, sługa musi. Wydano nam rozkaz, aby na życzenie rodziny panią hrabinę odeskortować do miejsca odosobnienia w klasztorze Shayli znajdującym się przed górami. Mamy jej zapewnić spokój oraz ochronę podczas tej podróży i upewnić się, że świątobliwe siostry przyjmą ją celem umieszczenia w dogodnej celi pozwalającej na przemyślenie dotychczasowego życia.

- Ah tak?
- komendant okazał się dość szczupłym i już mocno podstarzałym mężczyzną o nieprzyjemnie ostrych, ptasich rysach twarzy. Może miał tak w naturze ale ta twarz mogła budzić niepokój. Zwłaszcza jak się chciało coś przed nią ukryć bo grymas twarzy był podobny do podejrzliwości i braku zaufania. Tylko Litz nie była pewna czy ma tak na stałe czy teraz z tej okazji gdy je obie przyprowadzono do jego gabinetu.

Sam gabinet miał czysto użytkowy, surowy charakter. Tak samo jak twarz jego właściciela. Biuro, solidne i ciemnego drewna ale prawie bez ozdób. Całkiem inne niż te które u siebie miał herr Alder. Po bokach jakieś szafy no i kilka kandelabrów i lamp rozświetlało tą prawie celę.

Zaprowadzono je tu ze strażnicy a tam doszły od bramy. List żelazny okazał się niezłą przepustką. Papier przy bramie zrobił odpowiednie wrażenie i do środka kazamat wpuszczono je bez problemu. Problemy zaczęły się wewnątrz, w strażnicy. Gdy pokazały papier i powiedziały o co chodzi może by już były na zewnątrz z uwolnionym skazańcem. No ale gdy okazało się o kogo chodzi…

- O, nie to trzeba z komendantem. Ja nie mogę takich rzeczy. - urzędnik w strażnicy mówił to jakby tego smroda natychmiast chciał oddać komuś innemu i nie mieć z nim nic wspólnego. Więc jeden ze strażników poszedł przedstawić sprawę komendantowi no a jak wrócił okazało się, że komendant wzywa do siebie obie wysłanniczki z ratusza. Tu znów przedstawiły list żelazny no i powiedziały o co chodzi. Właściwie Litz głównie mówiła. A zasuszony komendant studiował list żelazny i słuchał ich słów w milczeniu. Aż do teraz gdy wreszcie się odezwał.

- Ale to jest list żelazny. Z ratusza. Na okazanie pomocy w wyprawie w góry. - powiedział unosząc do góry trzymany dokument. Obniżył nieco głowę aby popatrzeć na obie kobiety ponad swoimi okularami.
- A gdzie jest list z ratusza na zwolnienie więźnia? - zapytał odkładając przeczytany dokument na swoją stronę biurka.

Zaczynały się schody, nie mogło pójść za łatwo i chociaż Gabrielle utrzymywała zmęczoną, lekko zirytowaną przedłużeniem minę, to w środku gorączkowo rozmyślała co dalej. Popatrzyła na Rainę oczekująco, robiąc zapraszający gest w stronę komendanta, a gdy nie nastąpił żadne ruch zmrużyła oczy i syknęła.

- Na bogów… - wzniosła oczy ku górze - Nie mów że… ehhh - pokręciła głową i dalej patrzyła na drugą kobietę, mówiąc oschle - Wiesz że jest południe i niedługo ruszamy, prawda? Bardzo niedługo…szlachta. Arystokracja… zawsze to samo - znowu pokręciła głową, a potem popatrzyła zmęczonym wzrokiem na komendanta - Wybaczcie panie, reprezentuję stronę miejską i na mnie wystawiono list. Rodzina hrabiny dogadała się z ratuszem, że skoro wysyła pokaźną karawanę ich… krewna będzie w niej bezpieczna i zwiększy podobna asysta prawdopodobieństwo, że na drodze nie natkniemy się na kłopoty z którymi mała grupa eskorty by sobie nie poradziła. Ta oto dama reprezentuje interesy rodziny - skrzywiła się tak kwaśno jak się tylko dało - Mieszkacie tutaj długo panie, jesteście doświadczonym mężczyzną. Nie raz mieliście do czynienia ze szlachtą. Wiecie jacy oni są. Ustalili coś między sobą, a nam kazali wypełnić ich wolę, kto by się kłopotał drobnostkami takimi jak dodatkowe listy, skoro powołano się na instytucję Ratusza - wskazała brodą na kartkę na stole - Karawana niedługo wyjeżdża, jeśli miałybyśmy się cofnąć, znaleźć jaśnie szlacheckie osobistości… wyprosić o chwilę czasu - ramiona jej opadły - To prędzej nas zetną za niewykonanie powierzonego zadania, bo przecież nie ich wina… potem zaczną sypać gnojem i tutaj. Dlaczego nie wydano skazanej, skoro wszystko zostało ustalone. Oszczędźmy sobie kłopotów, nie wiem jak moja towarzyszka albo wy panie… ale ja naprawdę lubię swoją głowę i najchętniej widzę ją przytwierdzoną na stałe do karku.

- Ahh taakk…
- komendant zmarszczył brwi przygryzając do tego swoją suchą wargę. Pokiwał swoją głową przez co już w ogóle wyglądał jak wielki, zasuszony ptak który jeszcze jednak żyje i może mocno dziobnąć. I znów przerwał gdy namyślał się nad słowami swojego gościa. Raina szybko rzuciła ukradkowo okiem na stojącą obok brunetkę z nutką niepokoju w spojrzeniu i Gabrielle widziała jak zrobiła na trzymanej wzdłuż ciała dłoni znak skrzyżowanych palców - niemą prośbę do wsparcia Ranalda.

- Mimo wszystko powinni dać wam list. Jak ja mam potem się tłumaczyć z braku więźnia? Na krzywy ryj komuś wydałem więźnia? Przecież to zaraz zrobiłby się nieporządek! - starszy pan odzyskał werwę i widać nie podobało mu się to wszystko ale przynajmniej psioczył a nie wzywał straż.
- Ale to nic nie szkodzi, zaraz sporządzimy odpowiednią notatkę. - pokiwał głową i rzeczywiście sięgnął do biurka skąd wyjął papier, umoczył pióro w atramencie i zaczął coś na nim pisać. Pisał tak dłuższą chwilę aż wyszedł z tego cały, porządny list. Gdy skończył posypał z pojemniczka drobnym pyłem i zdmuchnął go aby atrament szybciej wysechł. W końcu przesunął go na drugą stronę biurka. Tak samo jak pióro.

- Proszę to przeczytać i podpisać. Inaczej nie wydam wam więźnia i niech te geniusze z ratusza sami po nią przyjdą jak im się tak spieszy. A byłem tam dwa dni temu! I nic mi nie powiedzieli! - wyrzucił z siebie ze złością na sam koniec a Gabrielle mogła podejść i zaznajomić się z dokumentem.

Był dość standardowy dokument urzędów z całego Imperium. Odniesienie się do mądrości Vereny, opiekuńczości Sigmara no i pod patronatem miłościwie nam panującego pomazańca bożego Karla Franza. No i Vladymira von Raukova pana tej krainy. A potem poza informacją o przekazaniu więźnia, hrabiny Simone von Osten, także sporo zabezpieczeń, że pokorny sługa Imperium tylko służy i wykonuje polecenia potężniejszych od siebie w tym wypadku władz ratusza którego przedstawicielami są te tutaj obecne dwie kobiety. Co potwierdzają, że dnia dzisiejszego odebrały z kazamat miejskich więźnia. Czyli sprytnie sformułowane zabezpieczenie które sprowadzało komendanta tylko do roli pośrednika pomiędzy możnymi tego świata.

Litz potakiwała głową, robiąc zbolałą minę pełną zrozumienia i współczucia, a także łączenia się we wspólnym bólu bycia małym żuczkiem wobec wielkich, ciężkich i drewnianych chodaków jaśnie wielmożnych tego świata.
- Po co szanować czas zwykłych, ciężko pracujących ludzi - prychnęła jako podsumowanie ich niedoli i podpisała się na dole, podając pióro Rainie. Patrzyła na komendanta z wdzięcznością i ulgą - Dziękujemy panie… za zrozumienie. Oczywiście, przekażemy aby sobie przyszli po dokumenty. Może przynajmniej ta wycieczka ich nauczy trochę… szacunku dla czasu bliźnich.

- Podpisz za mnie. Gerda Rubin.
- Raina nawet nie sięgnęła po pióro podając swoje imię do wpisania na dokumencie jakby była jedną z wielkiej rzeszy niepiśmiennych ludzi na tym świecie. Komendant po chwili zastanowienia skinął głową i po chwili na dokumencie widniały już oba podpisy. Zadowolony szef więziennego garnizonu sięgnął po dokument i jeszcze raz go przeczytał oglądając do tego dwa podpisy na samym dole.

- Dobrze, dobrze, dużo lepiej. Ale i tak w tym waszym ratuszu to straszny nieporządek. Nie to co u nas. - na koniec komendant jeszcze dorzucił od siebie opinię o tym co myśli o takim braku dyscypliny w radzie miejskiej ale wydawał się obłaskawiony tym dokumentem jaki trzymał w ręku.

Potem poszło dla odmiany znów dość łatwo. Komendant wezwał strażnika, powiedział mu o co chodzi i ten zaprowadził obie kobiety korytarzami kasztelu. Tym razem szli w dół. Na parter ale potem gdzieś prowadził je korytarzami aż doszli do potężnych drzwi. I widocznie doszli do jakiejś wieży bo szli krętymi schodami w górę. Wreszcie zaczęli się zbliżać do jakiegoś zamieszania. Strażnik zmrużył brwi i trochę zwolnił zerkając nieco w bok aby lepiej widzieć co jest za niekończącym się wirażem schodów.

Usłyszeli jakiś stuk, potem metaliczny brzdęk i coś jakby toczyło się na dół. Zbliżało się coraz szybciej chociaż chyba było dość lekkie sądząc po odgłosie. I naraz zza rogu wyleciał metalowy dzban który narobił tego rabanu. Spadał na coraz niższe stopnie aż go strażnik nie zatrzymał butem a potem nie podniósł.

- No hrabina widzę dzisiaj w formie. Dobrze, jak ją zabieracie. Ciszej będzie. - mruknął ironicznie i wznowił swój marsz. Z każdym stopniem coraz wyraźniej było słychać odgłosy zamieszania. Już słychać było męskie i kobiecy głos. Jakieś krzyki i kłótnie. Wreszcie doszli do otwartych drzwi jakiejś celi pewnie. W nich stał jakiś trażnik twarzą do wnętrza i zasłaniał się jakby przed ciosami.

- Co to ma być?! To jest brudne! I brzydkie! Zabierajcie mi stąd to paskudztwo! Jaką to ma linię?! To ma być dobór kolorów?! Przynieście mi coś godnego hrabiny! - z wnętrza dobiegał odgłos kobiecej furii która najwidoczniej nie nawykła do tak urągających warunków. I zaraz potem w bark strażnika trafił jakiś kielich.

- Ależ milady! To nasza najlepsza zastawa jaką mamy! - próbował bronić się strażnik w drzwiach. Drugi stał w znacznie strategicznie lepszym miejscu. Czyli tuż obok drzwi. On też pierwszy zauważył nadchodzącą z dołu trójkę.

- Nonsens! Żałosne wymówki! Każcie przyprowadzić komendanta! Niech mi to wszystko wyjaśni! Natychmiast! - z wnętrza dobiegł głos najwidoczniej nawykły do wydawania a nie słuchania rozkazów.

- I co tym razem? -
strażnik który przyprowadził dwójkę gości zatrzymał się też całkiem rozsądnie o krok przed tym co stał w drzwiach.

- Ja nie wiem, chyba powinniśmy z tarczami do niej przychodzić. - syknął mu ten po drugiej stronie drzwi najwidoczniej wcale nie mając ochoty tutaj przebywać.

- Już nie musimy. Zabierają ją. - wiadomość wypowiedziana przez przewodnika tak zaskoczyła obydwu jego kolegów, że spojrzeli na niego w zdziwieniu.

- No na co czekasz obwiesiu?! Miałeś mi tu sprowadzić komendanta! - krzyknęła z wnętrza rozzłoszczona kobieta i skorzystała z momentu gapiostwa strażnika i cisnęła go jakąś misją. Ta trafiła go w pierś i spadła z brzękiem u jego nóg niejako wznawiając całą na chwilę zamarłą scenę.

- Milady! Milady! Goście do pani! Z wiadomością! Dobrą wiadomością! - ten który przyprowadził dwójkę gości zawołał na tyle głośno, że kobieta wewnątrz widocznie go usłyszała. I nagle zrobiła się całkowita cisza. Trójka strażników zerkała ostrożnie przez otwarte drzwi aby dojrzeć reakcję uwięzionej hrabiny.

- Goście? No dobrze. Zaproś ich na kolację. Przygotujcie mi moją wieczorową suknię. No i gdzie moje lusterko i szczotka? Przynieście mi je! - hrabina zastanawiała się tylko chwilę ale szybko zdecydowała jak należy przyjąć goście. Jej słowa wywołały zdumienie nie tylko trójki strażników ale i Rainy.

- Jaka szczotka? Jaka suknia? Jakie wieczorem? Nie możemy czekać do wieczora musimy ją zabrać teraz. Tak kazał ratusz i komendant. - Raina właściwie mogła mówić do Gabrielle a może i do kogoś ze strażników. Ale chyba czegoś takiego to się nie spodziewała kompletnie.

- Same jej to powiedzcie. Ja was miałem tylko przyprowadzić. - przewodnik odparł nieco urażonym tonem jakby niemo skarżył się z czym się muszą na co dzień użerać. Wszyscy trzej zrobili miejsce przy drzwiach jakby ktoś z gości miał ochotę wziąć na siebie ciężar negocjacji z hrabiną.

Nikt z normalnych ludzi nie lubił szlachty. Rozwydrzonej, rozpuszczonej i irytującej. Sytuację łagodziła odrobinę aparycja hrabiny, ale tylko trochę.



- Witaj pani
- Gabrielle skłoniła się, wychodząc zza strażnika. Ściągnęła kaptur i popatrzyła na szlachciankę z uwagą - Powóz czeka, z rozkazu Ratusza zostajesz, milady, powierzona pod naszą opiekę i opuszczasz ten urągający wysoko urodzonej osobie przybytek. Musimy się spieszyć, karawana niedługo odjeżdża i niestety nie będzie czekać. Chyba, że wolicie zostać tutaj - popatrzyła na celę - Jeśli jednak chcecie odzyskać widok na świat spoza krat, zapraszamy.

Hrabina okazała się całkiem młoda. I całkiem przyjemna dla oka. A teraz gdy weszła najpierw Gabrielle a za nią Raina zamilkła i słuchała zaintrygowana. No i baczyła na nie uważnie.

- O, w końcu jakieś interesujące twarze. - skomentowała gdy przyjrzała się swoim gościom jakoś nie komentując wcale całej reszty. Za to wydawała się bardziej zainteresowana właśnie nimi. Pokój jak na kazamaty nie wyglądał tak źle. Gabrielle kojarzyła wiele gorszych w przydrożnych zajazdach i karczmach. Gdyby nie kraty w oknach to nawet we “włóczykiju” nie mieli w pokojach prywatnej biblioteczki albo dwóch szaf. I to dla jednej osoby. Łóżko też coś nie przypominało takiego jakiego można się spodziewać w miejskich kazamatach. No i sztalugi. Oraz płótna. Widocznie słowa Laury potwierdziły się, że jej pani jest doskonałą artystką.

- Podejdź no tutaj. - hrabina zmrużyła oczy i siedząc na zwykłym krześle jak na tronie rodowym przywołała Gabrielle słowem i gestem jakby dostrzegła w niej coś szczególnie interesującego.

Dużo szpargałów jak na jedną osobę. Gorzej, że pewno owa osoba będzie chciała je ze sobą zabrać.

- Gerdo, zacznij pakować dobra milady - mruknęła do Rainy i podeszła bliżej, stając przed szlachcianką. Podniosła głowę, aby w świetle świec dało się jej lepiej przyjrzeć. Przekręciła powoli twarz w lewo, potem w prawo w tym samym celu.

- Musimy się spieszyć pani - opadła na kolano jak przystało na plebs mający do czynienia ze szlachetnie urodzonymi i dodała szeptem - Wasza minstrel czeka na zewnątrz, zalecam pośpiech.

- Doprawdy? Bardzo… bardzo interesujące…
- dumnie wygląda blondynka która nawet w dość zwykłej, nijakiej sukni potrafiła wyglądać władczo i rozkazująco wydawała się być coraz bardziej zaintrygowana Gabrielle i jej słowami. Uważnie obejrzała jej twarz a zwłaszcza oczy przytrzymując jej brodę swoimi delikatnymi palcami. Ale w oczach arystokratki Litz nie znalazła niczego poza zainteresowaniem, może nawet fascynacją.

- No dobrze. Więc chodźmy. - uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd Gabrielle ją zobaczyła i w ramach łaski pozwoliła jej ucałować się w swoją dłoń. Wreszcie wstała i spojrzała w stronę wciąż otwartych drzwi.
- Straż! Spakujcie moje rzeczy i zabierzcie na mój powóz. - zwróciła się do strażników zupełnie jakby wciąż była u siebie na włościach i dyrygowała swoimi zastępami. Ci popatrzyli na siebie niepewni co robić ale po chwili wymiany spojrzeń i szeptanych uwag dwóch z nich ruszyło do wnętrza i przez chwilę hrabina von Osten dyrygowała nimi co i jak mają zabrać zupełnie jakby miały jechać na jakieś polowanie czy wycieczkę krajoznawczą a nie opuszczała miejsce odosobnienia.

Idącej za arystokratką kobiecie przyszło do głowy, że mogła poprosić Lotara aby załatwił dwa dodatkowe pledy, ale skąd miała wiedzieć jak rozwinie się sytuacja? Starała się nie patrzeć jawnie i bezpośrednio na tylne wdzięki blondynki, ograniczając się do obserwacji ich kątem oka.
- Odeskortujmy milady na zewnątrz. - Uśmiechnęła się do Rainy i mini pochód ruszył w dół, schodząc po schodach, a gdy na ich twarze padły promienie słońca, Gabrielle poczuła ulgę. Połowa problemu za nimi, teraz tylko wywieźć z miasta rozkapryszoną blondynę.
Bułka z masłem... jak mawiali naiwni.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline