Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2019, 07:55   #10
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki za dialog :)

Gerhard Schiller zrobił na Rudigerze olbrzymie wrażenie. Jako oficer armii Imperium mężczyzna spisał się znakomicie w czasie bitwy ze zwierzoludźmi dowodząc nie tylko żołnierzami, ale też nie przystosowanymi do walki i wykonywania rozkazów mieszkańcami Untergardu. Kapitan posiadał dar nie tylko do zrozumiałego wykrzykiwania poleceń, ale też do podnoszenia morale na tyle aby bednarz, stajenny czy krawiec z żelazem w rękach stawili opór większym i silniejszym tworom chaosu.

Shultz nie potrzebował pokrzepienia, bo mimo swego przestępczego pochodzenia wyróżniał się honorowym zachowaniem i dotrzymywaniem słowa mimo wszelkich przeciwności losu. Wojownik pierwszego dnia bitwy o most obiecał sobie i kilku innym osobom, że nie opuści mieszkańców miasteczka w potrzebie. Nawet gdyby ktoś na to wpadł to w drodze do Miasta Białego Wilka zginąć było łatwiej niż w Untergardzie. Poza mieszkańcami wojownik chciał ocalić Cassandrę, która zmierzała do Middenheim aby wesprzeć chorą matkę. Shultz bał się przyznać przed samym sobą, ale polubił kobietę bardziej niż zamierzał.

Schiller czekał na Ackerplatz w otoczeniu zebranych mieszkańców i łowczego Baumera. Kiedy zaczął swoją przemowę Rudiger wiedział, że kapitan nie miał dla nich dobrych wieści. Żal było patrzeć na rannych, wyczerpanych ludzi czekających z nadzieją na sprzyjające im nowiny. Jakie było też ich zdziwienie kiedy Hans oświadczył, że w ich kierunku zbliża się horda zwierzoludzi. Te strachliwe, spanikowane okrzyki można było porównać do skowytu jeńców wojennych idących na stracenie…

- Teraz wszyscy zginiemy! – krzyknął ktoś z tłumu.

- Na Sigmara! Moje dziatki są za młode na śmierć! – zawtórowała jakaś spanikowana kobieta.


- Cisza! – kapitan Schiller skutecznie uciszył tłum.

Shultz przyglądał się całej sytuacji od środka. Stał w środku tłumu chłonąc niecodzienną atmosferę. Widział, że wielu zebranych ukradkiem zerkało na niego. Swoją postawą wojownik starał się wesprzeć innych na duchu. Na próżno było szukać u niego strachu czy zwątpienia. Rudiger wiedział co powinni zrobić, ale to do kapitana należała decyzja. To w jego ręce złożono bezpieczeństwo tych wszystkich ludzi…

Wiadomym było, że musieli uciekać co potwierdzili łowczy, kapitan oraz ojciec Dietrich. Mimo iż całej sprawie nie brakowało pikanterii to na placu pojawił się młody, wystraszony mężczyzna oznajmiając, że do Untergardu zmierzała licząca ponad 50 jednostek armia nieumarłych dowodzonych przez nekromantę. Shultz nie miał trudności z utrzymaniem powagi. Nie chciał aby ludzie zobaczyli zwątpienie w oczach jednego z nielicznych wojowników. Rudiger emanował pewnością siebie do czasu aż ludzie zaczęli się rozchodzić do swoich domostw.

Kapitan Schiller zdecydował się na rozmowę z oddziałem walczącym niedawno o most. Zapowiadała się poważna bitka, w której przeciwnik miał przewagę liczebną. Oni mogli jednak nadrobić sprytem, przygotowaniem pola bitwy i odpowiednią taktyką.

- Skoro oni mają przewagę liczebną to dobrym wyjściem będzie wykonać pułapki. - powiedział Rudiger po chwili zastanowienia. - Wilcze doły pełne kolców, belki na uwięzi i tym podobne. Strzelcy mogliby razić czarownika, a wojownicy atakować to co zostanie z trupów po przejściu pola pułapek. - dodał Shultz. - Poza pułapkami można zrobić prowizoryczne umocnienia aby trupy poszły takim szlakiem jaki im wytyczymy. Zbierzemy ich w kupę i wyrżniemy w wąskim gardle. - Wojownik spojrzał po pozostałych.

- Też o tym pomyślałam - powiedziała Erika. - Ze zrujnowanej części miasta można by zabrać jakieś cięższe kawałki porozbijanych ścian i przytaszczyć na mury, żeby im na łby pozrzucać, jeśli jakieś się przeprawią do bramy. A potem, tak jak mówi Rudiger, wyrżnąć pozostałych do nogi. Kobiety, starców i dzieci w jednym miejscu ulokować, żeby nie kręcili się pod nogami i nie przeszkadzali. Na przykład w największym budynku miasteczka.

- Dobry pomysł z tymi wilczymi dołami i zrzucaniem kamieni z murów. Zaraz zagonię ludzi, żeby wam z tym pomogli - rzucił Schiller. - Kobiety i resztę można zamknąć w karczmie na czas walki, albo starym magazynie zbożowym dwie ulice dalej. Pomyślę nad tym.

- Ogniem by trzeba z nim walczyć - powiedział Konrad. - Olej, oliwa, słoma... i co tam jeszcze macie, żeby się dobrze paliło.

- Oliwa i olej się znajdą, słomy też trochę będzie, ale nie liczcie na cuda, wszystko na wykończeniu jest - powiedział kapitan.

- Czy ktoś czasem nie ma pod ręką jakiejś brony? - spytał Konrad. - Takie kolce mogą nieco utrudnić chodzenie.

- Niestety, nic takiego tu nie mamy. Kosy, siekiery, noże, łuki i strzały tak, ale żadnych rolniczych narzędzi. Utrzymywaliśmy się głównie z handlu i rybołówstwa - wyjaśnił Schiller.

- Musimy zatem polegać na tym co jest pod ręką. - powiedział Shultz. - Najpierw zróbmy pułapki i umocnienia, a później wskażmy dobre miejsce dla strzelców. Wojownicy powinni być gdzieś przy barykadach aby w razie potrzeby zaatakować bez narażania łuczników aby ci w czasie walki mogli nadal strzelać. Najlepiej z dachów chat albo z jakiegoś delikatnego podwyższenia. Kapitanie proszę wyznaczyć ludzi do budowy, a od razu zajmiemy się tematem.

Cassandra stała gdzieś z boku przysłuchując się rozmowie z nietęgą miną. Choć bardzo starała się być dzielna i chciała pomóc jak najlepiej umiała, to była świadoma tego, że się nie nadaje. Rozmowa, której była właśnie świadkiem, była najlepszym na to dowodem. Przez to nie potrafiła dłużej kamuflować smutku, jaki ją ogarniał. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi po prostu stała w milczeniu zastanawiając się czy jest jakikolwiek sposób, aby mogła być przydatna. Ciężko jej jednak było dojść do jakiegokolwiek wniosku.

- A sieci? - spytała bardzo nieśmiało i cicho, nie wiedząc czy w ogóle ktokolwiek zwróci na nią uwagę - Sieć można zrzucić i kogoś unieruchomić, jak rybę? - niewinny grymas wymalował się na jej słodkiej buzi, a policzki okrył rumieniec nieśmiałości.

- Bardzo dobry pomysł - powiedział po chwili Rudiger. - Kapitanie. Skoro żyjecie z rybołówstwa musicie mieć sieci - dodał. - Będą bardzo przydatne. Cassandro, zgodzisz się towarzyszyć kobietom i dzieciom w schronieniu? Byłbym spokojniejszy w trakcie walki.

Rudiger spojrzał na nią, a ta uśmiechnęła się bardzo delikatnie. Wyprostowała i podniosła nieco głowę, gdyż w końcu poczuła się bardziej przydatna, niż początkowo myślała.

- Tak, mogę się nimi zająć, pomóc im we wszystkim, tylko… - westchnęła młódka widząc, że spojrzenia pozostałych skierowane są w jej stronę - … chciałabym też, nim pójdziesz, o coś cię zapytać. - Cassandra odchrząknęła cichutko, czując drapanie w gardle. Zdecydowanie za mało piła i jadła, oddając innym swoją rację i zaczynała odczuwać tego skutki. - Ale to później, dobrze? A teraz powinnam zebrać chyba mieszkańców w jedno miejsce i przygotować im warunki. Tak?

- Zgadza się. - odparł Shultz. - Kapitanie lepsza do ewentualnej obrony będzie karczma czy magazyn o którym Herr wspominał?

- Sieci to świetny pomysł, i tak już do niczego nam się więcej nie przydadzą, jeśli mamy opuścić miasto - rzucił Schiller. - Zaraz poślę ze dwóch moich ludzi, żeby wszystko przygotowali. Kobiety, dzieci i starców lepiej zebrać w karczmie - piętrowa jest, więc łatwiej będzie się bronić z góry, jeśli coś poszłoby nie po naszej myśli. Z murów można atakować dystansowo i jak Erika wspomniała, zrzucać im na głowy co cięższe rzeczy. Myślę, że sobie poradzimy. No, nie ma co tak stać, trzeba się zabrać za robotę. Zaraz wyznaczę ludzi do kopania przed bramą i od razu im zapowiem, że mają się was słuchać, cokolwiek im powiecie, żeby zrobili odnośnie umocnień. Panna Cassandra powinna zostać w karczmie z innymi, żeby mieć na nich oko i informować w razie czego. Jeśli nikt nie ma już żadnych pytań i propozycji, ruszajmy, bo czas nie działa na naszą korzyść - zakończył Schiller.

- Bramę proponuję zatarasować jakimiś beczkami, skrzyniami, czy innymi cięższymi rzeczami. I niech miastowi nie skąpią niczego, bo gówno im przyjdzie z dobytku, jak trupy ich do Morra wyślą - powiedziała po wysłuchaniu wszystkich Erika. Chciała zaproponować wozy, które mogliby ustawić pod kątem, barykadując oba skrzydła, ale podejrzewała, że te przydadzą się rannym i starcom, gdy będą opuszczać z rana Untergard. O ile dotrwają do rana, choć takiej myśli nie chciała do siebie dopuszczać. - Do roboty zatem! Wezmę kilku ludzi i pójdę rozejrzeć się za większymi kamieniami w zrujnowanej części miasta. Jakbyście potrzebowali z czymś pomocy, będę potem gdzieś w pobliżu, najpewniej pracowała na murach.

Po tych słowach ruszyła w stronę stojących nieopodal mężczyzn i zagoniła kilku, by ruszyli wraz z nią.

- No to do roboty. - Konrad skinął głową i ruszył "w miasto", by pomagać w organizowaniu obrony.

Rudiger skinął głową kapitanowi i ruszył. Najpierw musiał porozmawiać z uroczą Cassandrą, a później brać się do roboty. Nie mieli czasu do stracenia…


Shultz nie wiedział o co chciała zapytać go Cassandra. Kiedy ją odnalazł ta jak zwykle zaskoczyła go swoją eksplozywnością. Wojownik mógł kontrolować swój umysł, ale – jak każdy mężczyzna – posiadał odruchy ciała, które dały o sobie znać kiedy filigranowa kobieta przylgnęła go niego.

Rudiger czuł się nieswojo kiedy zdał sobie sprawę, że jeszcze kilka tygodni temu nieznana mu kobieta martwiła się o niego z troską w głosie, której nie zaznał przez całe życie. Wiktor lata temu bał się o niego, ale była to szorstka, ojcowska miłość pełna wymagań i obowiązków. Tym razem było to coś innego, zupełnie nowego i niespotykanego dotąd…

Kiedy Cassandra zasugerowała, że Rudiger mógłby spędzić bitwę z nią, kobietami, dziećmi i starcami wojownik poczuł wstyd biorąc to w ogóle pod rozwagę. Wiedział jednak, że ona nie rozumiała jeszcze jego sposobu myślenia. Nie mógł jej za to winić. Znali się krótko i mimo szczerych chęci nie byli w stanie poznać się aż tak dogłębnie. Shultz postanowił wytłumaczyć kobiecie to spokojnie i z empatią, która nie pasowała do Rudigera sprzed kilku miesięcy.

Wojownik znał się na walce i na podstawie tej wiedzy starał się wyjaśnić Cassandrze jak duże były jego szanse w starciu. Pominął kwestie takie jak zmęczenie, które dotyczyło jego i nie miało miejsca u ożywionych zwłok. Pominął sprawę obrażeń, które na nim zrobiłyby wrażenie, podczas gdy ożywiony trup pomimo nich parłby napal naprzód. Shultz zręcznie omijał szczegóły, które mogłyby wzbudzić w kobiecie większe wątpliwości. W jego głowie pojawiła się myśl, która nie dawała mu spokoju. On naprawdę ją lubił i nie chciał zacząć traktować inaczej niż dotychczas. Wiedział, że kiedy wejdzie z nią na tą ścieżkę nie będzie z niej powrotu. Już nie będą mogli być przyjaciółmi, za jakich uważał ich obecnie Rudiger. Mężczyzna nie winił za to Cassandry tylko siebie. To jego umysł niepotrzebnie dodawał do jej uwodzicielskich gestów uczucia, które wcale nie musiały im towarzyszyć.

Na koniec ich rozmowy Rudiger walczył z myślą, że mógłby ją pocałować, ale bał się, że zrobi za wiele. Wojownik mógł kontrolować swoje ciało i umysł, ale wszystko miało swoje granice. Cassandra była piękną kobietą co nie ułatwiało mu zadania. Miał nadzieję, że jego pożegnanie nie było zbyt oschłe i nieczułe. Z drugiej strony chciał aby takie było na wypadek gdyby nie przeżył bitwy z umarlakami… Lepiej byłoby jej się pozbierać myśląc o nim jako nieczułym skurwysynu niż mężczyźnie, z którym kiedyś, w odpowiednich okolicznościach, mogłoby ją połączyć uczucie.


Shultz nie miał czasu do stracenia. Przed rozpoczęciem przygotowań pozwolił sobie na krótką, ale treściwą modlitwę do Myrmidii. Patronka żołnierzy i strategów, córka Vereny i Morra, na pierwszy rzut oka nie pasowała do osoby wojownika jakim był. Wysoka, dobrze zbudowana, młoda kobieta przypominała w wyobrażeniach przestępcy Erikę. Rudiger pomyślał, że postać kompanki mogła być dobrym znakiem i jego bogini stała tym razem po stronie obrońców Untergardu.


Chociaż Erika bardziej wyglądała na wyznawczynię Ulryka to Shultz nie chciał jej kojarzyć z szałem bitewnym tylko taktycznym pomyślunkiem, którym się wykazała w rozmowie z kapitanem Schillerem. Konrad i Cassandra również dorzucili ciekawe i warte uwagi pomysły. Gerwazy zapewne rozmyślał nad nekromantą, o których mógł słyszeć jako adept sztuk magicznych. Młodzik wydawał się nieobecnym chociaż Shultz czuł, że jeszcze ich czymś zaskoczy. Po modlitwie Rudiger musiał przygotować pole bitwy.

W przygotowaniach dołączył do innych obrońców Untergardu. Byli to zarówno zwykli ludzie, ale też bohaterscy Konrad, Erika i Gerwazy. Mimo iż wielu mogło nie doceniać Cassandry to jej podtrzymywanie na duchu i zajęcie zmartwionych mieszkańców miasta było dla Rudigera wyżej cenione niż kolejny miecz do siekania nieumarłych. Do zrobienia były umocnienia, barykady, pułapki, stanowiska dla strzelców. Ludzi do pracy nie było wcale tak wielu, a poza samym przygotowaniem pola bitwy musieli mieć też siły aby walczyć. Zbliżające się godziny mogły być decydujące o ich życiu lub śmierci. Shultz zazwyczaj nie polegał na innych, ale miał nadzieję, że jego patronka będzie im sprzyjała…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 23-07-2019 o 17:45.
Lechu jest offline