Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2019, 12:40   #10
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Naburmuszony grymas zszedł, a właściwie zbiegł pędem z twarzy gnoma w tym samym momencie, gdy spojrzenie obrócił ku niemu smokowiec. Gdy przysiedliście się wszyscy do stolika przy którym siedział, jegomość w berecie pobladł tak znacznie, że jego cera zaczęła przypominać barwą błękitną fryzurę. Mimo że w ścisku zrobiło się gorąco, gnom chyba marzł, bo latała mu szczęka, gdy odpowiadał na pytanie kim jest:
- Z-zilrick Noga. Ma-malarz. Ja kłopotów nie szukam - wydukał, po czym wlepił ogromne oczy w najbardziej „zwyczajnie” wyglądającego Iskara.
- Za to my szukamy… - Nadaar spojrzał poważnie na gnoma, po czym roześmiał się i dodał już ciszej. - Znaczy, szukamy kłopotów borykających lokalny szlak. Wybacz żart- przeprosił szorstkim głosem. - Bo my tu oficjalnie. Jestem paladynem i wyznawcą Chauntei. -Wskazał swój medalion. - Więc nie musisz się w mojej obecności niczego obawiać. Spokojnie, napij się. Widoki dopisują?
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Zilrick rozchmurzył się, wyszczerzył zębiska i rozsiadł wygodniej w swym miejscu. Musiał być tak skonstruowany, że drastyczne wahania nastrojów nie robiły na nim żadnego wrażenia, bo w następnej sekundzie nadął się buńczucznie i odparł:
- Widoki?! Czyś mnie pan właśnie wziął za taniego landszafciarza? Żeby było jasne. Ja nie boję się powiedzieć: chcę więcej! Wyciągam rękę po transcendencję! – Gnom walnąłby na koniec dziecinną piąstką w stół, ale właśnie wjechały nań potrawy. Gulasz i placki.
- Więc wyciągnąłeś rękę… i dostałeś po tej łapie, że taki skwaszony siedzisz? - Nadaar, nie czekając, chwycił jeden z placków i bez ceremoniałów, pożarł go w mgnieniu oka.
- Dziękujemy. Przypomnij mi jak się nazywasz dobry człowieku? - powiedział Itheliariell do karczmarza, po czym przysunął sobie placek i wylał nieco gulaszu. Sztućcami odkroił kawałek i ostrożnie spróbował. Gorące, ostre danie przypadło mu do gustu. - Bardzo dobre, bardzo. - pochwalił, odkrawając kolejny kęs. - Uchwycenie trascendencji może być trudne. Z tego co o tym wiem, potrzeba do tego iskry geniuszu… lub szaleństwa. Czasami obydwu razem. - elf zagestykulował widelcem. - Cóż więc panie Zilrick starasz się uchwycić w swoich obrazach? - dodał już nieco poważniej.
Kruggi gadki-szmatki nie interesowały. Przysłuchiwała im się jednym uchem i w końcu orczyca zatarła łapska na widok jadła… po chwili jednak uniosła brwi. Gulasz? Placki? Powoli i właściwie to nawet ostrożnie, zaczęła próbować obu potraw. Oczywiście po uprzednim wytrąbieniu niemal całego kufla piwa.
Nadaar nabrał sobie sosu do miski i zgarnął parę placków słuchając rozmowy i zerkając po reszcie karczmy.
Tymczasem gnom rozgadał się na dobre na temat swojej sztuki. Najwyraźniej obracała się ona wokół tematu czasu, czy też próby uchwycenia jego upływu na płótnie. Jego tyrada nie była zbyt spójna, jednak w końcu doszedł do pewnego meritum, a przynajmniej do tego co artysta (jak dał wam do zrozumienia) JEGO klasy robi w podrzędnej wiosze na trakcie.
- Względem tego, coś mówił pan o szaleństwie i geniuszu. Tego drugiego mam aż nadto, ale to pierwsze… - wzniósł w dramatycznym geście oczy ku powale i potrząsnął błękitną grzywą - Trzeba się czasem wspomóc, tu natura wyciąga do nas rękę. Przebyłem całą drogę aż z Phsant, żeby odebrać jak co miesiąc zapasik boskiej iskry od starej Mituliny, ale nie zjawia się. Drugi dzień. I co mogę począć?
- Mituliny, powiadasz? - spytała Anresi, nachylając się z lekka w stronę malarza. - A cóż to za osóbka? Kochanka?
A wtedy Krugga sobie bekła po nosem… i jakby rozbawiona, zerknęła to na gnoma, to na aasimarkę. Chyba słowo "kochanka" na moment zwróciło jej uwagę.
- No gadaj - ponagliła Zilricka robiąc słodką minę (oczywiście w jej przekonaniu, a tak naprawdę szczerzyła kiełki z… resztkami jadła aż w dwóch miejscach uzębienia).
- Kochanka… Hahaha - roześmiał się obmierzłe karczmarz, który właśnie podszedł by rzucić na stół dokładkę placków - Stara baba bez zębów z cyckami do kolan… Ty się Zickli czy jak tam cię zwą z Mitulinami zadawaj, to i ciebie na ten twój siny proszek przerobią. To wiedźma jest - dodał nachylając się ku białowłosej, po czym splunął, trafiając wprost pod buty Nadaara. - Ooo, przepraszam. Mityło jestem.
Nadaar tylko spojrzał na plwocinę i odsunął nogę niewzruszony.
- Aha! To wiedźmie trzeba łeb ściąć! - Orczyca walnęła pustym kuflem o stół. - Karczmarzu! Następne!
- Wiedźma, diable, ork czy demon, to wszystko też dzieci boże, nie spieszmy się z zabijaniem ich - odparła nagle zaklinaczka, ponownie się prostując i próbując nieco piwa. Zastanawiała się, czy będzie ryzykować własną rękę, jeśli spróbuje sobie nałożyć teraz porcji gulaszu… - Do tej pory nigdy tak nie zniknęła, jak mniemam?
Krugga na słowa towarzyszki zamrugała ślipiami. Przyjrzała się uważniej Anresi, po czym pokręciła łbem.
- Tak pitolisz, jakbyś się do klasztoru nadawała, a nie do przygody - powiedziała, po czym zaśmiała się, przesuwając misę gulaszu w stronę dziewczyny.
- E tam. W klasztorach mają te wszystkie śluby wstrzemięźliwości, to nie dla mnie - odparła aasimarka, zabierając się do jedzenia. - Pewno jeszcze ciszę nocną mają…
- Wiedźma, wiedźma… A jak dzieci wam chorują albo koń okuleje to do kogo? Do Mituliny oczywiście! - żachnął się Zilrick i schował twarz w dłoniach. Widać następowała kolejna zmiana jego ferii nastrojów, bo skulił się, wyglądał teraz na bardzo przygnębionego i jął skarżyć się płaczliwie - Muszę… Muszę mieć ekstrakt Mituliny. Muszę! Sam nie pójdę…
Karczmarz pogardliwie obrócił się na pięcie i odszedł, mrucząc pod nosem coś o zarazie i plugastwie. Gnom leżał twarzą na blacie i ciężko oddychał.
Nadaar spojrzał na gnoma z politowaniem.
- Mości gnomie. Skoro i tak mamy rozglądać się po okolicy, moglibyśmy zobaczyć gdzie podział się ten twój zagubiony transport. Powiedz tylko jak trafić do tej twojej zielarki, a my zajmiemy się resztą w mgnieniu oka.
Elf spojrzał na gnoma.
- Czas, upływ czasu. Zdaje mi się, że tylko jeden z elfich artystów-magów zdołał osiągnąć mistrzostwo w tym temacie. Jego dzieła sztuki były w takim samym stopniu magiczne, jak artystyczne. Mam nadzieję, że ci się powiedzie. Kontemplacja tych obrazów jest obowiązkowa dla każdego maga zajmującego się czasem - z zadumą pokiwał głową.
Jednym uchem przysłuchiwał się wymianie zdań między Kruggą, a Anresi i lekko się uśmiechnął, gdy aasimarka zaprzeczyła ślubom wstrzemięźliwości.
"Może jednak ta wyprawa będzie nieco bardziej przyjemna niż sądziłem" - pomyślał, przyglądając się uważnie zaklinaczce.
Z zamyślenia brutalnie wyrwała go paladyńska oferta.
- Spokojnie, spokojnie. Może najpierw dowiedzmy się o co w tym wszystkim chodzi? - ostudził zapędy smokowatego. Następnie zwrócił się do karczmarza.
- Gospodarzu Mityło, zechciej proszę przybliżyć nam sprawę tego "sinego proszku" o którym wspomniałeś - zwrócił się do karczmarza.
- Mitulina to wiedźma - wtrąciła białowłosa, nieco niewyraźnie, jako że ciągle jadła.
- O tym przekonamy się gdy z nią porozmawiamy - spokojnie odparł elf. - Wszystko zależy od punktu widzenia i stopnia wiedzy rozmówcy. Weźmy na przykład naszą Kruggę, zapewne jest w stanie ci powiedzieć, że według orków każdy czarujący elf to czarnoksiężnik lub czarownica i ogólnie zasługuje na natychmiastowe wbicie na pal. - uśmiechnął się krzywo do orczycy. - Dziwnym trafem nieco bardziej cywilizowane rasy tak nie myślą, ale według orczych plemion taka jest prawda. Poczekajmy zatem i nie wyciągajmy pochopnych wniosków. - Wziął do ust kolejny kawałek jedzenia i zaczął przeżuwać go z zadowoleniem.
- Nie nazwałeś tak przed chwilą naszego gospodarza? - magiczka zawiesiła na nim na chwilę brązowe spojrzenie. - Zresztą nieważne, może to i ja się przesłyszałam…
Mityło wywołany zza baru zbliżył się ponownie do stolika. Widać było, że chce gadać, ale jednocześnie boi się, więc zniżył jakoś dziwnie głos.
- U nas po wsiach wiedźmy są. I zawsze byli. Ale ostatnio to rzeczy takie się dzieją, że ino włos się na karku jeży. Dzieci się rodzą kalekie, takiemu Wojtanku na przykład. Miastowe do wsi zjeżdżają u Mituliny o zioła prosić, ale niejeden co i chorszy przyjeżdża. Magia czarna i tyle.
- W jakim znaczeniu czarna? Nieumarłych przyzywają? Ich dotyk niesie śmierć roślinom i małym zwierzętom? Klątwy rzucają co przynoszą nieszczęście i choroby? Do bogów zła się odwołują? - zażądał szczegółów elf.
- Albo może być tak, że dla prostych ludzi wszystka magia wydaje się czarna, a już z pewnością ta z lasu? Nie rozpędzasz się czasem ze szczegółami? - Nadaar wycelował w elfa nadgryzionym plackiem.
- A gdzie wszystka magia, tylko ta czorna! - obruszył się karczmarz - Witanowej kot zdechł a lubiał po lasach chodzić. Tam ło, pod lasem, gdzie Mituliny chata stoi. Lepiej żeby kto tam porządek zaprowadził… A wy to, jeśli można spytać, przejazdem w Safanjevie? Czy konkretnie?
- Nie widać? - spytała białowłosa, wskazując ręką na rozłożoną na stole broń. - My po czarną magiję. I ratowanie kotków, co to zwierząt dzikich umieją widać unikać i jeno wiedźm się muszą bać.
- No to ja z ekspertem od czornej magii spierać się nie będę. - Nadaar wskazał na karczmarza. - I jest dokładnie tak, jak moja towarzyszka gada. Więc byłbym wdzięczny za jakieś kierunki bo mi się tu znowu o obrazach czy innych transformencjach rozgadają.
- Pazury masz, to pędzla dobrze nie utrzymasz i malarstwa nie doceniasz, ale sądzę, że zawsze możesz zrobić karierę w rzeźbiarstwie - odciął się z uśmiechem elf. Znacznie poważniej zwrócił się do karczmarza. - Tak jak moi towarzysze już wspomnieli, jesteśmy tu po to, aby zbadać zdarzenia mogące mieć związek z magią i znikającymi karawanami. Zechciej zatem wskazać nam gdzie chata owej Mituliny stoi i do kogo jeszcze możemy się zwrócić po informacje. Wasza świątynia jest okazała, rezydują tam jacyś kapłani? - zapytał spokojnie.
- Toć mówię, pod lasem chata stoi, a w niej sabaty i cholera wie co. Na północ. Może was kto z miasta przysłał? Śmy się naprosić nie mogli, ale wreszcie może i spokój zrobicie. No, to na koszt Cebuli, jeszcze po jednym dla panów bohaterów - Mityło skłonił się uniżenie i uśmiechnął do pań, jakby chciał załagodzić pominięcie ich w gronie bohaterów… i miał szczęście, bo Krugga w jego stronę już wstawała od stołu, chcąc chyba przylać, że tak długo na piwo czekać musi. Spojrzała więc jedynie na karczmarza spode łba, po czym usadowiła ponownie dupsko gdzie wcześniej…
- To ruszamy już, za kwadrans, czy jak? - Spojrzała po towarzystwie, perfidnie grzebiąc małym pazurem w uzębieniu.
- Najpierw dowiedzmy się czy są jacyś miejscowi kapłani i co oni sądzą o “wiedźmie” i czynionej przez nią magii. - Elf podniósł kubek do ust i się skrzywił. Wypowiedział cicho kilka słów i uczynił drobny gest, kubek od razu pokrył się rosą, jakby zawierał bardzo zimne piwo. Czarodziej z uśmiechem upił łyk i westchnął z ukontentowaniem.
- Chętnie odwiedziłbym najpierw świątynię - wtrącił Iskar, dotychczas zajęty swoim gulaszem z plackami. O dziwo, nawet mu posmakował. Zainteresował go zdecydowanie bardziej, niż dyskusja z nieudanym artystą i bezzębnym karczmarzem. - Bo wina to raczej się nie doczekam… - dodał, wycierając usta haftowaną chustką, po czym wstał od stołu i udał się w stronę drzwi.
- Poczekaj chwilę. Daj spokojnie zjeść i pójdziemy razem. Przyłączycie się, nieprawdaż? - zwrócił się do reszty drużyny i przyspieszył jedzenie w szybkim tempie pochłaniając całkiem pokaźny placek. Gdzie się w tym elfim chudzielcu to zmieściło, ciężko jest powiedzieć.
- I tak miałam zwiedzić świątynię. Śluby ślubami, cisza nocna ciszą nocną, ale chóry podobno mają piękne. Może nawet trafimy na kogoś, kto nam chociaż powie, po ilu milach zejść ze ścieżki, coby do domku dotrzeć? Chyba że zechcesz nas tam poprowadzić, o artysto - rzekła Anresi, zakończywszy posiłek i przyglądając się z pewną zazdrością elfowi.
Schłodzić piwo w kuflu! I zostawić go w jednym kawałku, zamiast przerobić go na proszek! Jakże to?”
Dopiła kolejny łyk, który to jednak już jej nie smakował tak bardzo.
 

Ostatnio edytowane przez Rozyczka : 25-07-2019 o 13:33.
Rozyczka jest offline