Padało.
Deszcz, mżawka, ulewa... i tak na okrągło.
Woda leciała z nieba, a jedyna różnica polegała na tym, że raz leciało jej nieco więcej, a raz - nieco mniej.
Jedynym plusem było to, że nie trzeba było brnąć w błocie po kolana, a można było posadzić tyłek na wozie i czekać - albo na koniec deszczu, albo na dotarcie do jakiegoś miejsca, gdzie będzie można się wysuszyć.
Owo "coś" okazało się zajazdem "Pod Rozwścieczonym Ogrem”. Ogrowi Karl się nie dziwił - on sam też by był wściekły, gdyby ktoś mu próbował odciąć głowę.
W zajeździe było tłoczno i, ku zaskoczeniu Karla, była tu też zaginiona Gabrielle.
W przeciwieństwie do Lotara Karl nie zamierzał się przyznawać do bliższej znajomości z dziewczyną. Ta mu się nie opowiadała ze swoich planów, więc Karl nie wiedział, czy mają się znać, czy nie. Poszedł więc w ślady Tladina i ograniczył się do skinienia głową. A potem porozmawiał z krasnoludem na temat dalszych planów - przeczekać deszcz, czy ruszyć dalej, nie zważając na taki drobiazg, jak plucha. |