Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2019, 19:57   #18
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Rudiger od samego początku prac nie zamierzał zostawać w tyle. Pierwszy rzucił pomysł wilczych dołów, przy których było od groma roboty. Wojownik machał łopatą czasem przerywając wysiłek aby poinstruować zebranych przez kapitana pomocników. Shultz pamiętał, że nic tak nie zagrzewało do walki jak pewność siebie osoby po tej samej stronie barykady. Rzezimieszek nie nawykł do bitew, ale miał już za sobą dziewięciodniowe starcie o most, w którym wykazał się nieugiętością i odwagą. Jako zabijaka Rudiger nigdy nie musiał ścierać się z siłami chaosu, ale ku jego zaskoczeniu większość spotkanych przez niego reprezentantów tej klasy padała pod ciosami mieczem niczym zwykli ludzie.

Mijały godziny, a wojownik zaczynał się męczyć. Dodatkowe siły przybyły jednak wraz z pojawieniem się w okolicy reszty załogi. Chwilę przed zakończeniem prac nad wilczymi dołami Rudiger widział Erikę pomagającą przy dole obok. Zabijaka zwiesił na moment oko na postaci wojowniczki dając sobie chwilę na napicie się i złapanie tchu.

- Byłoby jeszcze lepiej z rozpuszczonym prawym warkoczem… - powiedział do siebie Shultz.
- Coś mówiłeś, Herr Shultz? – zapytał jeden z mężczyzn.
- Jeszcze tam wyrównaj i będziemy kończyć ten dół. – pokazał ręką wojownik po chwili wracając do pracy.


Po zakończeniu prac nad wilczymi dołami przyszedł czas na umocnienie bramy. Rudiger nie pamiętał kiedy tak ciężko pracował nad czymś innym niż kolejne zadanie rodziny przestępczej Huyderman. Beczki i skrzynie noszone z karczmy nie należały do lekkich, ale dzięki temu zapewniały znaczące wsparcie dla skrzydeł bramy Untergardu. Pod koniec prac nad bramą zaczął siąpić kojący deszcz.

Kolacja nie należała do tych przyprawiających kubki smakowe o serię orgazmów jednak wojownik nie mógł narzekać. Porcje były dwa razy większe, bo tej nocy wszyscy musieli być zregenerowani na tyle, na ile to było tylko możliwe. Tej nocy miało okazać się kto był z jakiej gliny ulepiony. Świat miał zweryfikować czy Konrad Weber był tak spokojny i twardy na jakiego wyglądał. Miało okazać się czy Erika Kraus wraz z bliznami wyniosła z pola bitwy doświadczenie. W końcu bogowie mieli ujrzeć czy młody, krnąbrny szlachetka obdarzony talentem magicznym stanie dumnie u boku wojowników czy widząc hordę nieumarłych ucieknie z krzykiem i schowa się wśród kobiet, starców i dzieci. To, że Cassandra podoła swojemu zadaniu było dla Rudigera oczywiste. Wojownik ufał jej i wiedział, że kobieta da radę. Chociaż obok tej wiary w jej siły stała obawa o jej tak kruche i delikatne życie. Rudiger nie chciał aby Cassandra widziała w nim jakiekolwiek obawy, ale nie mógł wyjść z karczmy wcześniej niż jako ostatni człowiek, za którym drzwi zostały zabarykadowane.


Rudiger stojąc na murach nie bał się. Wiedział, że byli przygotowani do tego starcia. Jego jedyne obawy co do zbliżającej się bitwy pojawiły się kiedy przyjrzał się ochotnikom wyglądającym z trwogą zagrożenia. Ich strach był tak namacalny i żywy, że słowa otuchy ze strony wojownika nic by nie dały.
Korzystając z chwili spokoju Shultz odszedł na bok i oddał modły do Myrmidii. Zabijaka wierzył, że jego patronka nie da mu zginąć. Dlaczego miałaby na to pozwolić kiedy ratował niewinnych ludzi wcześniej pozwalając aby wychodził bez szwanku z karkołomnych misji opłacanych przez chciwych kupczyków?

Pierwszy zbliżanie się nieprzyjaciela wyczuł Gerwazy, który zaalarmował resztę uniesieniem ręki i wyrzyganiem większości ostatniego posiłku za mur. Shultz miał nadzieję, że nie było to wywołane strachem o życie tylko odrazą, którą wzmagało zbliżanie się nekromanty. Pierwszego człowieka tej profesji jakiego Rudiger miał spotkać.

Kapitan zaczął wydawać polecenia w tym samym momencie, w którym Shultz dostrzegł ogrom hordy nieumarłych. Mężczyzna jednak nie zląkł się czego nie można było powiedzieć o części ochotników, którzy po chwili wzięli nogi za pas. Żadne słowa i krzyki nie były w stanie sprowadzić ich spowrotem.
Wojownik uśmiechnął się do siebie kiedy kilka truposzy wpadło do dołów. Kolejne jednak z taranem dotarły pod bramę, gdzie czekała na nie salwa ciężkich kamieni. Nawet kiedy do roboty wzięli się łucznicy nieumarłych było dość aby zdobyć Untergard. Obrońcy nie tracili jednak zimnej krwi i nie widząc nigdzie nekromanty zaczęli kombinować. Kapitan wydał rozkaz, który był całkiem rozsądny. Grupa złożona z Konrada, Rudigera i Eriki miała namierzyć i uśmiercić czarnoksiężnika, a Gerwazy zostać na miejscu i pomóc przy obronie puszczającej już bramy. Rudiger słysząc wrzask kapitana spojrzał na Erike i Konrada.

- Nie znam się na podchodach… - rzucił Shultz. - Odejdźmy od bramy, przejdźmy na zewnątrz i poszukajmy tego nekromanty. Podejrzewam, że jest gdzieś blisko. Nie może przecież nimi kierować z Altdorfu, zgadza się? - zapytał wojownik i ruszył aby oddalić się od skupiska umarlaków i przejść na zewnątrz mieściny.

Erika skinęła Rudigerowi głową.

- Też o tym pomyślałam - rzuciła przez lejący deszcz. - Pewnie czai się gdzieś z tyłu, żeby nie narażać się na potencjalny atak. Tak, jak mówisz, przejdźmy przez mury i obejdźmy łukiem to skupisko pod bramą, a potem się rozejrzyjmy. Konradzie, ruszaj z nami!

- Tylko głupiec szedłby na czele takiej bandy - przyznał zagadnięty. - Jest duża szansa, że jak obejdziemy bokiem truposze, to na samym końcu tego ponurego pochodu znajdziemy tego, kto nimi kieruje. A wtedy wystarczą dwie, trzy celne strzały i dobry cios mieczem, by położyć kres temu najazdowi - powiedział, idąc wraz z pozostałymi.

- Bredzisz starcze. - donośny i władczy głos Gerwazego był pozbawiony cienia trwogi - Jeśli ktokolwiek w tym zapomnianym przez bogów miejscu ma unicestwić tego nekromantę, to tylko ja. Idę z resztą za mur. A w was niech zapłonie szał godny berserkerów Ulryka, gdyż chyba jesteście walecznymi ludźmi północy, czyż nie? - starał się zagrzać bojowego ducha ochotników na tyle ile umiał. - A jak już unicestwimy czarnoksiężnika to natrzemy na tych za bramą od tyłu. Wzięte we dwa ognie bez przywództwa pójdą w rozsypkę. Tylko na Ulryka, walczcie do końca i miejcie wiarę. - nie czekał na odzew. Nie było czasu. Jak najszybciej ruszył za resztą “wycieczki”.

Schiller szybkim krokiem znalazł się przy Gerwazym, gromiąc go wzrokiem.

- Starcze?! - Warknął. - Gdy ja odpierałem najazdy zwierzoludzi, ty jeszcze ssałeś cycka mamusi i na gówno mówiłeś "papu". Trochę szacunku do bardziej doświadczonych! A co do wyjścia za bramę... idź z nimi, może się czegoś nauczysz i przydasz!

Po tych słowach kapitan ruszył do ochotników na murach, by wesprzeć ich dobrym słowem.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 29-07-2019 o 22:48.
Lechu jest offline