- Kochanie śniadanie - to były pierwsze słowa jakie usłyszał Volkmar po przebudzeniu.
Wstał, podszedł do okna i przeciągnął się rycząc niczym lew. Oparł się o parapet i z dumą popatrzył na swoje Gluckwunsch.
Obiektywnie trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich lat odwalił kawał dobrej roboty. Jego Gluckwunsch prosperowało wyśmienicie i rozwijał się bardzo dobrze. Volkmar snuł jeszcze bardziej ambitne plany zarówno dla siebie, jak i dla miasta.
Z błogich rozmyślań wyrwał go namiętny pocałunek. Gryzelda zaszła go niespodziewanie i bez słowa rzuciła się na szyję.
- Dzień dobry, mój panie - powiedziała odchylając się lekko do tyłu - Jak ci się spało?
- Muszę rzec, że doprawdy wyśmienicie - odparł z szerokim uśmiechem - Jakże jednak mogłoby być inaczej, skoro spałem u boku tak pięknej i cudnej kobiety
- Piękna i cudna? - spytała krzywiąc usta Gryzelda - Gdzież tyś się szlajał świntuchu? - spytała unosząc wrogo brwi i szturchając go w ramię.
- Gdzież bym miał się szlajać, najdroższa. O tobie przecież mówię, moja słodka, piękna i ukochana żono.
- O mnie? - udała zdziwienie - Jeśli tak to w porządku.
- Chodźmy jeść. Czuję, jak mi kiszki marsza grają.
***
Pogoda tego dnia była wręcz idealna. Słońce delikatnie przygrzewało, a delikatny wiaterek od zachodu niósł przyjemny chłód i zapach sosnowego boru.
Burmistrz Volkmar Woerfel, jak to miał w swoim zwyczaju, przechadzała się ulicami miasteczka. Szedł wolno z rękami założonymi za plecami. Przyglądał się domom i kramom, jakby widział je pierwszy raz w życiu. Witał się z mieszkańcami, pytając o zdrowie i o to, jak idą interesy. Burmistrz Woerfel bardzo troszczył się o swoje miasto. Niczym dobry ojciec dbał o dobro każdego z mieszkańców.
Gdy Volkmar dotarł pod budynek ratusza, stawał na szczycie schodów i z tej perspektywy jeszcze raz spoglądał na Gluckwunsch.
Dopiero po odprawieniu takiego rytuału wchodził do budynku.
- Dzień dobry Oswaldzie - rzekł mijając biurko swego sekretarza.
- Dzień dobry panie burmistrzu - odparł kłaniając się w pas, rudy młodzieniec, syn kowala. Oswald był inteligentnym i bystrym człowiekiem, ale tylko dzięki szkole założonej przez Woerfela miał szansę zdobyć wykształcenie i posadę w ratuszu.
- Co tam mamy dzisiaj w planie? - spytał burmistrz, choć doskonale wiedział, co go dzisiaj czeka.
- Rudolf Herrth przyjdzie w sprawie rozbudowy swojego warsztatu, chodzi o wykup działki przy rynku. Potem Bernard Lipsitz z jakąś niezwykle ważną, ale na tyle tajemniczą sprawą, że nie chciał nic zdradzić i na koniec grupa mieszkańców ze skargą…
- Ze skargą? - powtórzył z niedowierzaniem burmistrz.
- Tak, ze skargą. Chodzi o coraz głośniejsze libacje w Qniu.
- To wszystko?
- Tak, panie burmistrzu.
- Zrób mi kawę proszę i poślij kogoś po te pyszne rogaliki do Henrietty.
- Już się robi, panie burmistrzu.
__________________ >>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
Ostatnio edytowane przez PeeWee : 28-07-2019 o 18:44.
|