-
Wielki Sahir Jusuf – czarnoksiężnik w głowie Thoera skręcił się niczym wąż słysząc imię swojego ucznia. –
rezyduje w Hedebie… To oaza na Pustkowiach, jeszcze dalej niż Sabol, o którym tu mówiliście. Byłem przewodnikiem karawan do krainy Okarów na północy, stąd wiem o Hedebie. Byłem tam nie raz. Osobiście rozmawiałem z Wielkim Sahirem… - wiedziony impulsem Ianus chwycił nieszczęśnika za gardło i zaczął dusić. Jego wykrzywione wściekłością oblicze zbliżyło się do przerażonej twarzy jeńca. –
Jeszcze raz nazwiesz go wielkim czarownikiem a zginiesz śmiercią, przy której tortury małp zdadzą się niewinną igraszką! – wysyczał Ianus głosem Saadiego i rozwarł dłoń. Mężczyzna runął na podłogę, łapczywie chwytając powietrze.
-
Wybacz wielki panie – wycharczał, masując obolałe gardło.
-
To mój dom. To Dakhi – potwierdziła Rusanamanka wpatrując się w mapę, którą pokazał jej Ianus. Na samego Thoera patrzyła z przestrachem, wynikającym z jego wcześniejszego wybuchu w stosunku do jeńca. –
Myślę, że w trzy dni można tam dotrzeć. Skąd panie macie tą mapę?
Jedynie Cedmon zdecydował się na przygarnięcie części zgromadzonego w komnacie skarbu. Monety i klejnoty upchał do jakichś szmat, z których naprędce skręcił niewielkie mieszki. Weszli do korytarza, którym wolno ruszyli w stronę światła. Okazało się, że to ten sam korytarz, w który chwilę wcześniej weszli, trafiając na próby. Z tym, że teraz był zdecydowanie krótszy i wiódł wprost do pomieszczenia z ludzkimi zagrodami. Na ziemi leżeli ci z małpich jeńców, którzy byli martwi bądź tak słabi, że nie byli w stanie się wydostać. Gdzieś z przodu dobiegał ohydny odór, jak mniemali wydobywający się z tajemniczej studni. Słychać też było krzyki mordowanych ludzi. Te jednak były ledwie słyszalne. Dochodziły prawdopodobnie z lasu, w którym walczyli w wielkimi gorylami lub z okolic wejścia do podziemnego kompleksu.