Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2019, 20:05   #23
Gerwazy
 
Reputacja: 1 Gerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputację
Pokonanie nekromanty było nie lada ulgą dla Gerwazego. Udało mu się przeżyć pierwsze spotkanie z wrogim czarnoksiężnikiem bez dotychczasowego wsparcia jego mistrza. Dodatkowo stając oko w oko z niebezpieczeństwem był w stanie kontrolować swój umysł a nawet użyć magii. Był to nie lada wyczyn dla młodego maga. Musiał jednak przyznać, że większość roboty wykonali za niego towarzysze. Dumnemu młodzieńcowi nie przyszło to łatwo, nawet jeśli takie spostrzeżenie poczynił jedynie w myślach.

Truchła nekromanty należało się jak najszybciej pozbyć wykorzystując do tego ogień. Przynajmniej tym razem ludowa mądrość dyktowała to samo co podpowiadał rozsądek i logika. Nie zdziwiły go podejrzliwe tudzież sarkastyczne spojrzenia jakimi obdarzyli go towarzysze, gdy sam schylił się przeszukać plugawe ciało. Nie byli oni ludźmi wiedzy a czynu. Zarąbali czarnoksiężnika raz, to i za drugim razem spróbują tego samego. On jednak jako adept kolegium światła zdążył wykształcić w sobie głód wiedzy właściwy Hierofantom. Dlatego właśnie pochylał się nad tymi ohydnymi zwłokami. Szansa na znalezienie czegoś co zwiększy jego wiedzę była wystarczającą zachętą. Gerwazemu udało się znaleźć jedynie dwa naczynia wypełnione nieznanymi substancjami i ohydny wisiorek, który nekromancie musiał służyć za ozdobę. Talizman mógł być magiczny, zaklęty czarnoksięską mocą przez to niebezpieczny. Krótkie sondowanie błyskotki umysłem w poszukiwaniu jakiś magicznych splotów niczego nie wykazało. Mimo to mężczyzna bardzo ostrożnie umieścił znalezisko w plecaku, mając zamiar spróbować ponownie zbadać je gdy będzie miał chwilę wolnego czasu. Zawartość flakonu i pojemnika miała zostać skonsultowana z miejscową uzdrowicielką, na którą wszyscy mówili Babunia.


Kolejny poranek rozpoczął się w Untergardzie wczesną porą. Zbyt wczesną jak na gust szlachcica. Ledwo otworzył oczy i rozbudził zaspany umysł a już niemal wszyscy mieszkańcy uformowali kolumnę skupioną wokół czterech wozów. Czasu starczyło jedynie na krótką toaletę i szybkie śniadanie. Przeklinając pośpiech wieśniaków i nadciągające sługi chaosu ruszył w stronę wozu z którego dochodziła największa wrzawa. Cholerne bachory, przez ich ciągły jazgot będzie ich słychać w całym Drakwaldzie. Osobą której szukał młody adept była uzdrowicielka a także opiekunka miejscowych sierot - babunia Moescher. Po skonsultowaniu z nią miał pewne wyobrażenie o zdobycznych, jak się okazało, medykamentach. Mimo zaufania do wiedzy i zdolności uzdrowicielki miał zamiar sprawdzić wiedźmim wzrokiem obie substancję aby mieć pewność, że nie zostały w jakikolwiek sposób skażone. Postanowił ich na razie nie używać chyba, że nie będzie innego wyjścia. Jako przyszły hierofanta pobierał nauki również w kierunku lecznictwa, lecz złożoność tematu i brak czasu nie pozwoliły mu w pełni zgłębić arkanów tej sztuki.


Podróż mijała spokojnie. Udało im się bez przeszkód minąć jakąś zniszczoną osadę, której nazwy nawet nie pamiętał. Kolejny wieczór miał zamiar jak zwykle spędzić przy wspólnym ognisku wraz z towarzyszami tej podróży. Nie dane było mu jednak wykorzystać chwili odpoczynku. Właśnie powtarzał w pamięci składniki niezbędne do elementarnych zaklęć, gdy spokój jego umysłu został zmącony przez płacz sierot. Nie dość, że niepotrzebny hałas mógł przyciągnąć niepożądaną uwagę, to jeszcze na dodatek miał on swoje podłoże w zniknięciu babuni. Gerwazy nie zabrał głosu podczas dyskusji, chociaż starał się zapamiętać który wieśniak wspomniał, aby to ich mała grupka udała się na rekonesans. Nocna włóczęga po lesie nie była sposobem w jaki młody mag miał zamiar spędzić tę noc. Mimo wszystko wędrówka oznaczała oddalenie się od tego całego dziecięcego jazgotu, który już drażnił jego bębenki od dobrych paru pacierzy. Czekał tylko na to co zrobią jego towarzysze.

- Czekaj na mnie. - powiedział Rudiger do odchodzącego łowcy. - Sprowadzimy ją z powrotem. - rzucił do kapitana i pobiegł za Hansem w czerń nocy. Gerwazy bez słowa ruszył za Rudigerem. Podczas walki o most był ranny i uzdrowicielka zajęła się jego urazem. Miał wobec niej dług, który zamierzał spłacić. Konrad również nie zamierzał zostawiać kompanów samych i ruszył wraz z nimi na poszukiwania babci. Uważał co prawda, że staruszka jest sama sobie winna, ale to nie znaczyło, że mieli ją zostawić na pastwę grasujących tu potworów.

- Też idę, poczekajcie - powiedziała Erika i dźwignęła tyłek z pieńka drzewa, ładując bełt na łoże kuszy. Potem złapała za latarnię i odpaliła ją, a następnie podeszła do Cassandry i coś jej powiedziała. Gdy zrównała się z towarzyszami, wręczyła źródło światła Gerwazemu.

- Trzymaj, czarodzieju, jak przyjdzie co do czego, ty nie musisz machać stalą na lewo i prawo, więc możesz nam świecić na krzaki. - po czym dorzuciła ponuro do wszystkich

- Nie ma to jak łazić nocą po lesie… chyba, że babka miała powód, żeby leźć tam samotnie. Jeśli ją znajdziemy, to ja już sobie z nią porozmawiam.

Najpierw zwierzoludzie, potem chodzące trupy i czarownik, a babcia i tak stwierdziła, że po co siedzieć w grupie na dupie. Lepiej sobie połazić po ciemku po Drakwaldzie. Jebać logikę!

- Musiała mieć jakiś powód, ale co może być aż tak ważnego? - zastanowił się Schultz.

- Konrad, Hans uda wam się wytropić babunię po ciemku? - zapytał Rudiger.

- Damy radę z Konradem, tylko światła nam tu trzeba, nie jestem pieprzonym elfem, żeby widzieć w ciemnościach. Gerwazy, rusz się na przód z tą latarnią - rzucił Hans, ponaglając gestem ręki hierofantę. Na odzew łowczego młody mag podszedł do niego i wręczył mu latarnię.

- Masz, sam najlepiej wiesz gdzie iść to prowadź. Ja zajmę się tym co potrafię. - Jego twarz na moment stężała tak jakby mocno się nad czymś skupiał. Ręka tymczasem wyćwiczonym ruchem powędrowała do jednej z kieszeń obszernego płaszcza. Po chwili z niewielkiego flakonu spadła na dłoń maga kropla cieczy, a dosłownie moment później cały kostur Gerwazego zaczął świecić, niczym latarnia.
 
Gerwazy jest offline