Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2019, 02:25   #6
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Smutek i nerwowość towarzyszyły Szanownej Pani Jagodzie Erminlindzie Waldeburdze von Ottovordemgentschenfelde od samego początku tego okropnego dnia. Z trudem tłumiła wypełniające ją emocje, gdy utrzymując z przenajszlachetniejszą godnością pół talentu biżuterii oraz suknię ważącą nieomal centar raz po raz musiała przemierzać pokój, aby zlustrować ostatnie poprawki dokonywane przez Mistrza Scipione Pulzone. Podobno mistrza. Pani gotowa była się założyć, że nie jest najpewniej nawet Tileańczykiem.

Suknia miała być oddana jutro, a tymczasem Pani na obrazie dalej wyglądała jak napuchnięty pasztet z wątróbki obsypany brokatem i owinięty utytłaną w gównie szmatą. W końcu zdecydowała się działać.

- Wincencie! - zaklaskała unosząc dłonie, a za plecami malarza wyrósł mężczyzna, przy którym nawet Pani wyglądała jak chucherko.
- Nie mam już do tego cierpliwości, mój drogi. Weź tego człowieka z jego pędzlami i wsadź mu je w dupę razem z całym złotem, które mu się od nas należy. Potrąć mu tylko za wikt i opierunek od Matyldy. Po najwyższej stawce - zaklaskała w dłonie raz jeszcze, a posąg ogra siedzący w kącie pokoju i gapiący się w przepływające chmury wygłosił beznamiętnie.
- Trzydzieści siedem karli, dwanaście szylingów i trzy pensy. - Tymczasem nielichej postury Mistrz Scipione Pulzone uniósł się w powietrze niczym balon i zniknął razem ze swoimi narzędziami.
- Aha - dodała, a głowa Wincenta pojawiła się w drzwiach ponownie - Tylko nie połam tych pędzli, dobrze? Nie chcielibyśmy skandalu.

Wincent zamknął drzwi, a Pani skierowała swoją głowę na ogra.
- Port?
- Siedem, cztery, dziesięć. Razem trzydzieści dwa, pięć, trzy.
- Świątynna?
- Dwa, pięć, jeden. Razem sześć, jeden, dwa?
- Czemu?
- Grunwurst nie płaci, a Mistrz Tymon...
- Mówiłam zostawić... Nie mam do tego dzisiaj głowy. Przyprowadzisz Matyldę, Juliuszu? Jadłeś coś? Wyglądasz na zabiedzonego.


Golem o wadze wybitnie ponad dwa centary, podniósł się nie mówiąc już ani słowa i poruszając się niemal bezgłośnie wyszedł. Przez otwarte na chwilę drzwi, do pokoju wpadł wrzask Mistrza Scipione Pulzone. Odbierał właśnie wypłatę.

Pani krytycznie zmierzyła jeszcze raz jego dzieło, obejrzała ścianę na której miał wisieć i przy pomocy Matyldy przebrała się w ubranie ważące tym razem znacznie mniej niż ona sama. Wymieniła kilka plotek, ustaliła dania na obiad, zleciła Wincentemu (który właśnie wrócił) zwrot sukni i biżuterii, a następnie przy kieliszku słodkiego wina zmieszanego z odrobiną wódki wysłuchała kilku utworów na harfę autorstwa Mistrza Boniego z Ity. Rozanielona drugim kieliszkiem szlachetnego trunku poprawiała wielokrotnie swój solidnych rozmiarów biust wlepiając coraz bardziej wygłodzone oczy w młodego harfiarza. Ten zaś przy czwartym utworze o wiele mówiącym tytule “Patrząc na słońce” zbladł do koloru księżyca w pełni (zupełnie nieadekwatnie do śpiewanego tekstu). Zarumieniła się natomiast Pani, która przeciągnąwszy się na leżance niczym kot rozkazała młodzieńcowi uraczyć się winem, a kwadrans później po utworze “Najsłodsza rzecz” zaciągnęła go bezceremonialnie do sypialni.

Późnym popołudniem, gdy drzwi domu Szlachetnej otworzyły się na krótko dla interesantów, na pokoje zostało wprowadzonych dwóch mężczyzn. Ojciec i syn. Gdy zaś starszy, niedowidzący, po dłuższej chwili wygłosił w zdumieniu: “Toż to Jagoda!” Juliusz z wyuczonym automatyzmem wymierzył jego synowi Aleksandrowi solidnego liścia.
- To za ojca - powiedział głucho Wincenty stojący z drugiej strony i mężczyzna w sile wieku od razu wiedział, że należy zacząć prośbę od słów “Szlachetna Pani”. Widok ocierającego nos Juliusza sprawił, że płynęły one nadzwyczaj gładko i dźwięcznie, a wszelką pamięć, o tym co było kiedyś, skutecznie zmył odgłos pocieranych przez ogra rąk.

- Przydasz mi się - powiedziała Pani uprzejmie - Wincenty wyznaczy ci stawkę, a jak się przebierzecie w coś normalnego zaproszę was nawet po jutrze na wieczorny wieczorek poetycki. Wielka to przyjemność słuchać wierszy Juliusza ze Słowacji w wybornym towarzystwie. Prawda Aleksandrze?
Ten dla bezpieczeństwa pokiwał głową, a Pani rozmarzyła się, gdy przed oczami stanęły jej dawne czasy.
- Nie wiem gdzie jest Słowacja, Wincenty. Czy mamy coś stamtąd?
Zapytany nie ociągał się z odpowiedzią.
- Taka kraina nie istnieje, Pani. To jakieś artystyczne konfabulacje.
- Jaka szkoda. A może ty Juliuszu napiszesz jakiś wiersz?

Wzrok tego ostatniego przeniósł się z okna na biust szlachcianki, ale z jego ust nie padło ani jedno słowo.
- Obiecajcie mi - powiedziała natychmiast Jagoda - że jeśli ten elf z krasnoludem znów się dzisiaj pokłócą wieczorem o właściwe zasady higieny, któryś z was schleje ich czym prędzej i wywali spać koło wychodka. Nie mogłam ostatnio znieść tego nudziarstwa… możesz już iść Aleksandrze. Staw się jutro o poranku do pracy. Potrzeba nam rozeznania w lokalnych struk… porządkach. Bo porzondek musi być. Zawsze.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 31-07-2019 o 07:57.
druidh jest offline