Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2019, 23:20   #8
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Miasto jest jak... jak... jak... Coś. Kobieta. Kobieta... Właśnie. Kobieta. Rycząca, wściekła, wielusetletnie. Ciągnie cię, pozwala się tego... kochać, a potem kopie cię w... w... w to tam. To tam w gębie. Język. Migdałki. Zęby. To właśnie robi. Jest jak... no, pani pies. Szczeniaczka. Kwoka. Suka. A potem jej nienawidzisz i kiedy już myślisz, że wyrzuciłeś ją... je... ze swojego, swojego czegośtam, wtedy akurat otwiera przed tobą wielkie, bijące, przegniłe serce i wytrąca cię z rowu... rów... równo... czegoś. Wagi. Właśnie. To jest to. Człowiek nigdy nie wie, na czym stoi. Leży. I tylko jednego jest pewien: nie może jej opuścić. Bo jest... bo jest twoja, jest wszystkim, co masz, nawet w rynsztoku...


Burmistrz zarządzał, medyk leczył, oprawca torturował, mistrz rzemiosła (i cechu) mistrzował, kapłan/szalbierz spał do południa, a Jagoda... cóż, była Jagodą. Istna sielanka. Miasto działało zaś z pełną efektywnością. Ich miasto.

Aż miło było patrzeć. Nawet brak George'a Nichtmachena (wrócimy jeszcze do niego), który, jako "służba mundurowa" został powołany ze swoimi ludźmi do służenia w trochę innym mundurze i daleko stąd nie spowodował znaczących kłopotów. W końcu by ograniczyć przestępczość Straż musiała pracować bardzo, bardzo ciężko... a to samo dało się osiągnąć tym, że Jagoda pracowała nieco mniej.

Nawet wieczorna sesja rady miasta nie spędzała im snu z powiek. W życiu były rzeczy gorsze niż godzinka czy dwie spędzone na piciu drogich alkoholi w gronie przyjaciół.

Nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy. Nic oczywistego w każdym razie. Przez dziewięć wieczorów z rzędu dziesięć czarnych sępów okrążało Ratusz. Po ulicach wałęsał się szalony wieszcz, zapowiadający bliski koniec świata. Bluszcz na zewnętrznych ścianach ratusza zwiądł i ustąpił miejsca pnączu, które traciło czarny kolor jedynie w najjaśniejszym blasku słońca. Morrslieb miał właśnie drugą pełnię w miesiącu, a do tego wydawał się świecić wyłącznie nad miastem, a Morr nie odpowiadał na modlitwy Jacka (a w każdym razie nie odpowiadałby, gdyby Jacek się modlił). Takie rzeczy jednak zdarzają się co roku. To głupcy robią potem ze wszystkiego omen.
Nic nie zapowiadało tego co miało się niedługo zdarzyć. No, prawie nic...

***

Posiedzenie Rady.

Sekretarz patrzył na burmistrza trzymając w dłoni nóż. Kształt ostrza nie pozostawiał wątpliwości co do jego przeznaczenia, a wpatrzone w cel oczy i pewny chwyt zdradzały, że decyzja została już podjęta i nic jej nie zmieni. Pozostali członkowie Rady zrozumieli co za chwilę się wydarzy, ale byli za daleko by temu zapobiec. Nic nie mogli zrobić. Zupełnie nic. Ręki Oswalda nic już nie mogło zatrzymać. Naostrzone ostrze niemal nie napotkało oporu...
Zgrabnie otworzona koperta ujawniła zawartość. List od dawno niewidzianego przyjaciela.
Cytat:
Drodzy przyjaciele!

Pewnie zdziwieni jesteście, otrzymawszy ten list. Śpieszę zatem z wyjaśnieniami – ciągle nie posiadł żem szlachetnej sztuki pisania, ale przydzielono mi tu ajdunta... andajunkta... kadiunta... Tego nie pisz! Jeno to co dyktuję, nie wszystko co mówię! Przekreśl to! Pomocnika mi dali, znaczy się. Mało bystry, ale na literkach się zna, jak bez mała Jacek! Nie, że Jacek jest mało bystry, tylko że obaj pisać umiejo.

Jak sami dobrze wiecie, na stare lata przyszło mi się wybrać na wojenkę. Plotkom, jakobym został wysłany na front, bom za młodu od służby wojskowej się migał, wiary nie dawajcie. Prawda jest taka, że ... zaraz coś wymyślę... po co to piszesz, jełopie? Skreślaj! Na ochotnika się zgłosiłem, bo i kobieta życia mego, Teresa, przestała mnie jako bohatera traktować. Tak sobie myślę, że jak smoka jakiegoś utłukę, to i miłość wielka wróci.

Jak na razie wielkiego jaszczura ani widu, ani słuchu. Musiałem jednak parę łbów rozbić, głównie tym, co rozkazów słuchać nie chcieli. Gówniarze próbują się stawiać zupełnie tak samo, jak nowi rekruci do straży, i tak samo trza ich do pionu postawić. Zupełnie jak was, dawno temu. Z rozżewnieniem ... a skąd mam kurwa wiedzieć, jakie ż? Kreśl to! Zawsze miło mi wspominać dni, kiedy poznaliśmy się i wspólnie spędzaliśmy dni strzegąc naszego Miasteczka i jego mieszkańców.

Wierzę, że pozostawiłem Miasteczko w dobrych rękach i po moim powrocie zastanę je w dobrym stanie! Wam zaś życzę zdrowia i wiele spokoju w nadchodzących dniach. Na wszelki zaś wypadek przypominam, że przyjazd cyrku nie zawsze oznacza dobrą zabawę. Nie wiem jak, po prostu napisz, że mrugam okiem! Albo nie, narysuj to!



Zawsze wam oddany,
Wielki G.

I była jeszcze jedna sprawa do przedyskutowania. Ot, taki drobiazg, niemalże niewarty wzmianki. Ale wpływający na interesy w mieście. Zmniejszający zyski. Jakiś obszarpaniec denerwował i straszył ludzi na rynku. Szalony dziad mamrotał coś o karze za grzechy, konieczności pokuty i straszył karą. No, w sumie to takich na pęczki zawsze było, ale ten dodawał, że armia nieumarłych idzie na miasto i najwyraźniej przekupił jakąś grupkę chłopów, co to ostatnio przybyli do miasta, że niby uciekli przed nieumarłymi, którzy wymordowali ich wioskę. I że te rzekome żywe trupy szły w kierunku Gluckwunsch.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline