Kobieta zwróciła twarz w stronę mężczyzny i podniosła lekko kielich z winem. Przyłożyła go do ust i upiła łyk. Odstawiła kielich i pozwoliła by swobodne kosmyki rozpuszczonych kaskadą włosów zasłoniły nieco jej twarz. "Trzy dni szalonej podróży z Vodacce. Bez snu i odpoczynku. Pewnie mam to wypisane na twarzy"- pomyślała. Podniosła głowę i zwróciła się do wszystkich: -Laureen Isabel Marie de Antigina, miło mi.
Nie czuła się dobrze o tej porze dnia. Do tego jeszcze to piekielne wezwanie. Czemu musiała zgodzić się na pomoc tego bezdusznego mężczyzny? Teraz on kieruje nią jak chce, a ona siedzi w brudzie po uszy. Spojrzała po zebranych. "Ciekawa gromada"- pomyślała. Zauważyła, że obok każdego z nich leży podobny zwój. Zerknęła z niechęcią na ten obok siebie i ze zrezygnowaniem wbrew manierom oparła głowę na łokciach usiłując choć chwilę odpocząć od kłopotliwego gwaru. |