Karl i Sardar dokończyli kopania grobu, a gdy resztki Elly Lahann spoczęły pół metra pod ziemią, Ghalyia odmówiła krótką modlitwę, polecając nieszczęsną duszę Pani Xiris.
Resztka nocy minęła spokojnie - ni żywe, ni nieżywe istoty nie zakłóciły spokoju tych, którym udało się zasnąć.
* * *
Ranek wstał chłodny i pochmurny, ze słońcem nieśmiało wyglądającym zza ciemnych chmur. Warunki, chwilowo przynajmniej, do podróży były dobre, lecz trudno było powiedzieć, co będzie dalej - słońce, czy deszcz.
Na dwoje, jak powiadają, babka wróżyła.
Thorg jednak tym razem sprzyja podróżnikom.
Mały deszczyk przeczekali pod rozłożystą jodłą, a potem w towarzystwie
uroczej tęczy, ruszyli dalej przez las.
Powiadają niektórzy, że na końcu tęczy zakopany jest garniec złota, ale nie tego tym razem szukali.
Droga była dziwnie pusta - jeden żak, młode małżeństwo, podążające w stronę Thageryn, kupiec z obładowanym garnkami osiołkiem, dwóch dość podejrzanie wyglądających "dżentelmenów", a później młoda panienka, która na widok piątki podróżnych z gracją spłoszonej łani skoczyła w las.
Do gospody dotarli pod wieczór.
"Złoty drozd" na pierwszy przynajmniej rzut oka nie miał nic wspólnego ani z pierwszą, ani z drugą częścią swej nazwy.
Nad wejściem wisiała pojedyncza lampa, okna ponuro wyglądającego budynku były nieoświetlone, a miast drozdów w okolicy krążyło stadko kuzynów Varesa, które ostatecznie definiowały to miejsce jako mało przyjemne.