Cedmon ze spokojem napiął łuk. Wtedy się zorientował, że w kołczanie pozostały mu zaledwie cztery strzały. Małpoludy nie zorientowały się jeszcze, że ktoś ma zamiar im przeszkodzić w brutalnej rzezi. Pierwsza strzała ugrzęzła głęboko w klatce piersiowej futrzastego humanoida. Wtedy obaj się odwrócili. Cedmon wystrzelił kolejny raz, celując w drugiego potwora. Druga strzała znalazła swój cel. Ranne małpoludy jednak nie zamierzały umierać, ale i nie zamierzały walczyć. Oba, jak na sygnał zaczęły uciekać w górę korytarza. I nim Gmanagh wystrzelił po raz kolejny, tuż obok jego uszu świsnęły ciśnięte przez czarnoskórą wojowniczkę ostrza. Jedno wbiło się dokładnie w środek pleców małpoluda, skutecznie go paraliżując. Drugi małpolud wrzasnął, gdy ostrze ugrzęzło w jego udzie i zwalił się na ziemię. Ianus dobił go toporzyskiem. Niestety, poraniona kobieta, nad którą pastwiły się potwory była w stanie uniemożliwiającym jakąkolwiek pomoc. Umierała…
Cedmonowi udało się odzyskać jedną strzałę. Miał trzy. Dwa zdobyczne miecze nie były najwyższej jakości, ale powiększyły arsenał grupy zmierzającej ku wyjściu. W dużej sali panowały iście dantejskie sceny. Małpoludy, pod wodzą zakrwawionego olbrzyma o płaskiej twarzy i jarzących się czerwienią oczach masakrowały przerażonych jeńców. Ich trupy pokrywały podłogę. Byli rąbani, tłuczeni, a nawet zjadani przez oszalałych z żądzy krwi humanoidów. Część ludzi jeszcze starała się bronić, inni tylko biegali, a reszta bezradnie czekała na swój los.
- Muszę stąd wyjść żywy… znaczy Ty musisz – oznajmił Saadi, a Ianus poczuł jego niepokój. Czarnoksiężnikowi rzeczywiście zależało na wydostaniu się i dopadnięciu ucznia, zwłaszcza gdy poznał lokalizację jego siedziby. – Chyba nie macie zamiaru ich atakować?
Enki, choć nie słyszała głosu w głowie Thoera zadała niemal to samo pytanie. Nie sądziła, że mają jakiekolwiek szanse z siedmioma potężnymi małpoludami. Nikt nie kwapił się do walki. A potwory w każdej chwili mogły zauważyć czających się w przejściu awanturników.