Konrad uniósł brwi.
- Czy ja wiem…? – spojrzał po Ewie i Lilianie. -Stefek, znasz go, nie? Co nam po nim. Dzisiaj moglibyśmy mieć próbę albo dwie/
Wyrzekłszy to, zatańczył palcami na wyobrażonym gryfie gitary i wyobraził samego siebie na miejscu swoich idoli, których płyty osłuchał po paręnaście, niekiedy po parędziesiąt razy. Siedzenie przed jakąś konsolą u Stefka, to nie był dobry pomysł.
Pal licho, że Stefek był, kim był. Ale jego ojciec to był milicjant. Znaczy się, że wizyta u niego zapewne miała skończyć się źle. Konrad nie był pewien, co z tego wyjdzie. To, że będą z tego kłopoty, to było jasne.
W końcu, wzruszył ramionami.
- Możemy zobaczyć na chwilę – rzekł w końcu. -Po mieście powłóczyć bym się wolał. Jeszcze dzisiaj porządnie nie pograłem na pudle.
W gruncie rzeczy, poza gitarą i tekstami nie miał jakichś planów na resztę tego dnia, więc trudno było mu zaproponować coś innego. Wolał powłóczyć się po mieście z resztą paczki. Zamierzał poczekać, co zaproponują Ewa i Liliana.