– Sam zrobiłeś ten kociołek? – spytał Ivor. – Ciekawa robota. I czy wiesz może coś o naszych kryształach? – zadał kolejne pytanie.
– Hem? – mężczyzna wychylił się zza oskórowanego zwierza, by popatrzeć na Ivora, a następnie podążyć za jego wzrokiem do kociołka. – Moja? MOJA! Brzydactwo straszliwe! Ale GOTUJE! O!
Odpowiedziawszy pochylił się nad czymś co rzuciło mu się w oczy. Ujął ostrze troszeczkę inaczej i zaczął grzebać w ciele, by po chwili w okrwawionej ręce trzymać grot strzały. Zbliżył się z nim nad ogień i po oględzinach rzekł niemal triumfalnie:
– Ylfy! HA! Nie dziś, długie uszy! Ha!
By ostatecznie wrzucić kawałek metalu do ognia.
– Kryształowi ludkowie pytają o kryształy? A nie WIEDZĄ? JA wiem! Co nieco. Stara to robota! O tak! Stara stara! Jak chcecie pytać to pytać, czasu sporo.
– Czyim więc dziełem są kryształy? – spytał Ivor, sprawę elfów i ich niedoszłej zdobyczy odkładając na później. – Po co je stworzono? I co dają użytkownikom?
Mężczyzna przerwał swoją pracę i przeniósł wzrok na Ivora.
– Kto, po co i dlaczego? TEGO nie wiem, ale WIEM, że robota dawna, bardzo daaawna! Dzieło magika i kogoś, kto z lasem dobrze żył… tak… duda jak tu i tam gadają. Ja… MAM takie same moce… jakby… jeno mizerniejsze trochę… i nie tak stare, ale MAM! Bez chwalenia się mówiąc.
– Robota druida? – upewnił się Ivor. – A raczej wspólne dzieło jakiegoś potężnego druida i potężnego maga? Słyszałeś wcześniej o takich kryształach? I o tych, co noszą takie kryształy?
– Ano chyba duida i maga, jak mówisz. MÓJ mentor opowiadał różne historie. DRZEWA też mają ich nie mało! ZWŁASZCZA stare! A DĘBY szczególnie! Cholerne zdrewniałe dziady! ALE to tyle… chyba… raczej… Yhym…
– O takich kryształach też opowiadał? – Ivor spróbował przekierować rozmowę na bardziej interesujący go temat.
Mężczyzna zamyślił się chwilę zaprzestając również oskórowania.
–Może… Trudno rzec, pamięć już nie ta. RZADKO mnie ktoś pyta o kryształy przed wieków – rzekł wreszcie, po czym wrócił do pracy.
– Ale znam kogoś, kto chyba wie – odezwał się niespodziewanie po chwili skryty za brzuchem zwierzęcia.
Xhapion poderwał nagle głowę. Rozmowa do tej pory nie interesowała go zbytnio. Usiadł na swoim łożu.
– Znasz kogoś, kto mógłby nam o tym opowiedzieć? – dopytał jednocześnie unosząc kryształ.
– No tak. POWIEDZIAŁEM czy tak? Chyba muszę poszukać ziół na leczenie uszu, bo coś źle z tobą – odparł mu gospodarz jak gdyby nigdy nic.
– Kto to? Jak go zwą? – zignorował przytyk dziadka.
– Zig… Sago… Siggard? Siggard… tak chyba, TAK się zwał – Na chwilę zaprzestał obdzierać skórę z brzucha zwierzęcia. W powietrzu zaczął się powoli unosić nieprzyjemny zapach kojarzony zazwyczaj z rzeźnią. – Mieszka na północy, w starym zamku. DOBRY człek, ale samotny. Chyba czasami z ylfami GADA też.
Czarodziej westchnął. W tej rozmowie potrzebował każdej uncji cierpliwości jaką mógł wykrzesać.
– Siggard jaki? Ma jakieś dodatkowe miano?
– Nie – odparł po chwili zastanowienia. – ale nie mam pamięci do mian.
– A byłbyś w stanie wskazać nam do niego drogę? – dopytywał dalej czarodziej.
– Pokazać mogę.
– Czy to daleko stąd? Ile czasu zajęłoby nam dotarcie do tego zamku? – spytał Ivor.
– WAM?! – Gospodarz zamyślił się. – Nie wiem. Ja latam jak chce go odwiedzić.
– Latasz, mówisz? – powiedział cicho Xhapion, rozmyślając nad czymś. – A jesteś może w posiadaniu jakiejś mapy tego miejsca?
– Mapy? Kawałka czegoś ze znaczkami i takie tam? MAM! TUTAJ! – Gospodarz wskazał na swoją głowę. – Najlepsza MAPA!
– Ale ylfy może mają albo ludzie ze Skraja – rzekł po chwili widząc nietęgie miny czarodziejów.
– Cóż gdybyś nie zdecydował się nam towarzyszyć, to najlepszą opcją faktycznie byłoby zasięgnąć języka wśród ludności “ze Skraja” – spapugował sposób mówienia druida. Przynajmniej udało im się do czegoś dojść.
– Bliżej są ludzie ze Skraja, czy elfy? – spytał Ivor.
– Poszukujesz wyroczni? JA nią nie jestem! A ylfy po lasach ganiają.
– Ja na razie do biegania się nie nadaję – stwierdził Ivor. – To może do tych ludzi powinniśmy się wybrać. – Spojrzał na Xapiona.
– Możemy. Ewentualnie gdybyśmy spotkali ich po drodze to mogli by nam pomóc. Musimy najpierw wydobrzeć.