Medyk zarabiał. Cały dostępny zapas (pięćdziesiąt sztuk) „Odtrutki Na Ugryzienie Zombie” został wyprzedany na pniu i to za cenę kilkukrotnie wyższą niż jakiekolwiek inne lekarstwo w cenniku. Ostatnie pięć flakoników osiągnęło zawrotne ceny na pospiesznie zorganizowanej aukcji. Przegranym w ramach promocji zaproponowano nabycie (w równie wyśrubowanej cenie) „Ucieczki ku Morrowi”, czyli napoju który wypity w sytuacji ugryzienia przez zombie powodował niemal natychmiastową, a bezbolesną ucieczkę duszy ze skazanego na potępienie ciała. Dodatkowo napoje te były pobłogosławione przez Świętego Jacka co gwarantowało przyjazne przyjęcie w zaświatach. W zamian za błogosławieństwo dziesięcina ze sprzedaży miała zasilić sakiewkę Jacka, znaczy się świątynną skarbonkę na ubogich. Napoje te, jako że robione na zamówienie, miały zostać dostarczone w najbliższym możliwym terminie. Kargun zdołał nawet je uwarzyć, ale z błogosławieństwem była odrobinę cięższa sprawa. Dostęp do Świętego Jacka był w tej chwili ograniczony, jakichś dwunastu obdartusów broniło do niego dostępu z uporem godnym lepszej sprawy. Gdy do medyka dotarły wieści o grupie zbrojnych żądających widzenia z radą wyczuł okazję by zdybać świętego bez ochrony i ubić interes. Pospieszył zatem czym prędzej do ratusza. Zabrał też ze sobą gąsiorek dobrego miodu. Spotkanie pomiędzy burmistrzem Volkmarem i Panią Jagodą zapowiadało się ciekawie i żal by było oglądać widowisko o suchym gardle.