Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2019, 15:07   #8
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Droga póki co była dość prosta, ale jak to zwykle bywa, nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca. Nie spodziewał się łatwej przeprawy, szczególnie z tak egzotyczną grupą jaką poniekąd dostał. Mimo to arystokrata starał się zachować przyjacielskie stosunki z każdym, choć definicja różniła się znacząco pomiędzy kastami społecznymi. Maluczkim nadal zdawał się nie interesować, jednak nie angażował ich ponad to co było ich obowiązkiem. Różnicę było widać jeśli zestawiło się jego niewolników z niewolnikami Kadira, który zdawał się wyręczać niewolnikami z absolutnie każdej czynności. Eupatryd wolał doświadczać życia, czuć go swoim ciałem i umysłem. Dlatego też przechadzał się nocą po obozie doglądając karawany. Lubił czuć tą dysproporcję temperatury pomiędzy zimnym, wręcz mroźnym powietrzem, rozżarzonym piaskiem oddającym zgromadzone w dzień ciepło czarnego słońca.

- Zatem prawdę mówią o Kreenach - nocnych wojownikach. - podszedł do czuwającego nocą przewodnika. Zrobił to nieco głośniej niż zwykle nie chcąc w żaden sposób sprowokować obcego mentalnie przewodnika do ataku. Co prawda miał już styczność z Thri-kreenami wcześniej i znał doskonale icgh zwyczaje, mentalność, to zawsze było to dobrym punktem do rozpoczęcia rozmowy.
Monstrualny owad odwrócił głowę aby spojrzeć na nadchodzącego człowieka jednym okiem drugim ciągle patrzył przed siebie. Nie odpowiedział czekając chyba na dalsze wytłumaczenia.
- Nie czujesz, że marnujesz czas? Siedzisz tak bezczynnie czekając aż oni się wyśpią? - arystokrata usiadł wygodnie naprzeciwko kreena.
- Odpoczywam. Wasz przywódca silny. Jest silny - poprawił się klekoczac przez moment coś do siebie. Narzekał na bezsensowność języka miękkich istot.
- Czemu TY nie… sen, śpisz, śnisz? Leżysz bez ruchu?
- Doglądam stada. - uśmiechnął się odpowiadając wymijająco. Spojrzał na gwiazdy pięknie oświetlające oddającą ciepło pustynie.
- Dobrze że silny. - powiedział w końcu. - Przeprowadzi nas bezpiecznie, ale martwię się, że nie będzie wiedzieć gdzie są zagrożenia. - spojrzał na Cha'klach'cha zastanawiając się na ile obcy umysł rozumie sugestie. - Wiesz gdzie idziemy? -
- Prowadzę was - gdyby thri-kreen mógł złożyłby powieki, tak jego owadzie oczy niezmiennie wlepialy swoje spojrzenie w arystokrate.
- Uważasz że jestem słaby? - dodał zbierając się do powstania.
Eupatryd zignorował całkowicie wojownicze nastawienie thri-kreena pozostając w wygodnej, lecz podatnej na ataki pozycji. - Uważam, że jesteś najlepszy do sprawdzenia drogi nocą, gdy wszyscy śpią i są bezbronni. - odpowiedział z pewnością wytrzymując wzrok modliszki.
- Nie chciałbym, żebyśmy ktokolwiek nas zaskoczył podczas naszej wędrówki.
Modliszka zamarła podpierając się wszystkimi czteroma rękoma.
- To zależy. Pustynia nieprzewidywalna. Będę prowadził jak uznam najlepiej. Czemu tak o tym dużo myślisz?
Mężczyzna milczał przez chwilę leniwie znacząc na piasku skomplikowane bohomazy.
- Zaatakowani z zaskoczenia możemy ulec słabszemu przeciwnikowi. Zależy mi na przetrwaniu. - odpowiedział zaskoczony prawdziwością swoich słów.
Thri-kreen milczał jeszcze chwilę poruszając żuwaczkami bezdźwięcznie.
- Ostatnie słowo ma przywódca. Z nim rozmawiaj.
- Ja jestem jego przywódcą. - uśmiechnął się Eupatryd wstając. Mierząc w okolicach metra sześdziesięciu był zdecydowanie najmniejszym członkiem karawany, a liche, żylaste ciało raczej nie stawiało go w pierwszej lidze mięśniaków, jednak bijąca od arystokraty pewność siebie wystarczała by ustawić ludzi po kątach. Cha'klach'cha mógł oceniać ludzi inaczej.
- Przyjrzyj się temu. - Otrzepał swój strój wracając do swojego namiotu.

* * *

Stojąc na wzgórzu niewysoki, szczupły, żylasty wręcz arystokrata przyglądał się zbliżającej się trójce. Jego śniadą twarz zdobił grymas zawziętości.

- Mogę ich zutylizować jeśli będą niewychowani. Za satysfakcjonującą opłatą naturalnie. -
Eupatryd nie uraczył łotra spojrzeniem nadal wpatrując się w jeźdźców.
Zbliżali się szybko, zbyt szybko, by karawana dała radę im uciec.
Przyjął podaną lunetę sprawdzając kto się zbliża.
~ Nie ufaj plugawcowi ~ usłyszał w swojej głowie.
~ To tylko luneta. ~ odpowiedział.
~ Nigdy nie wiesz co to. ~ Eupatryd poprawił swoją luźną, miękką szatę okrywającą szczupłe ciało pokryte licznymi tatuażami. Nikt nie lubił magów, a obecność Kadira była dość jasną manifestacją polityki miasta.
- Przygotować się na wypadek ataku, ale nie robić żadnych prowokacyjnych gestów! - wydał rozkaz. - Uśmiechać się i być przygotowanym na zadanie śmierci. - Oddał lunetę wytrzymując ciężar słów jakie zawisły w powietrzu. Przyjął na siebie ukryte przesłanie Kadira wzmacniając swoją pozycję chłodną obojętnością i wyczekiwaniem wręcz na reakcję.

Pozwolił im czekać jeszcze chwilę.

Alequarb chciał puścić płazem wybryk Dalacitusa jednak reakcja zarówno dowódcy karawany, jak i, a może przede wszystkim czarodzieja zmieniła jego plany. Korzystając z fałszywego oburzenia, Eupatryd miał dużo czasu na wybranie dobrej strategii, dlatego gdy zwrócił się bezpośrednio do Dalacitusa, poświęcił mu pełnię swojej uwagi.

- Elfy, czy nie, prawo pustyni jest ustanowione dla dobra wszystkich podróżnych. - odpowiedział cicho. Nie był to jednak szept mający cokolwiek ukryć. Było to ciche, zimne i bezwzględnie pewne siebie ostrzeżenie.
~ Uważaj! ~ Dalacitus usłyszał w swojej głowie basowy, prawie pozbawiony emocji głos. “Mówił” powoli kontrastując z leniwym, lekceważącym niemal stylem wypowiedzi arystokraty.
~ Nie dawaj więcej pretekstów plugawcowi, ani czarnemu. ~ ostrzegł go głos.
Arystokrata utrzymał jeszcze spojrzeniem łotra w miejscu przez kilka sekund, zanim wrócił do obserwacji jeźdźców.
- Pięć rózg. - dodał ponownie jakby od niechcenia, a stojący wokół niewolnicy w mig ruszyli do wymierzenia kary.

Złapał wzrokiem Cha'klach'cha. Jego postawa mówiła ’Widzisz? Daliśmy się zaskoczyć’ oraz ’To ja tu jestem dowódcą.’

Wielkim rozczarowaniem okazał się fakt, że ani dowódca, ani przewodnik nie znali języka nomadów. Sam biegle władał kilkoma, jednak nie kojarzył nawet tego dialektu. Westchnął skinąwszy Canhowi na zgodę.
- Przeczekajmy najostrzejszy upał. - powiedział nie zdradzając nic więcej. Były spore szanse, że nomadowie znali ich język i nie należało gadać zbyt wiele. - I spytaj ich, czy znają wspólny? -
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 20-08-2019 o 16:57.
psionik jest offline