Od walki z zielonoskórymi Gerwazy był jakby wyciszony i nieobecny. Przez resztę podróży wędrował gdzieś pośrodku kolumny zamyślony nad jakimiś wewnętrznymi zagadnieniami. Wszelkie polecenia czy też prośby wykonywał bez cienia skargi, na pytania odpowiadał normalnie a nawet przez moment podtrzymywał kurtuazyjną rozmowę o mało istotnych sprawach. Wystarczył jednak moment ciszy aby ten butny dotąd szlachcic milknął i pogrążał się w swoim własnym świecie.
Dotarcie do miasta białego wilka nie zrobiło na młodym magu większego wrażenia. Wraz ze swoim mistrzem gościł przez krótką chwilę w metropolii nim udali się razem na północ w poszukiwaniu niedobitków chaosytów. Mimo to zaufał towarzyszom w wyborze miejsca na nocleg nie nalegając nawet na kwaterę. Nocleg w stajni pozwalał zaoszczędzić niemal całą koronę a i spanie na czystym sianie niewiele się mogło różnić od sienników w podrzędnej gospodzie. Wręcz z zadowoleniem opuścił więc towarzyszy, którzy dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Jemu było potrzeba na tę chwilę ciszy i spokoju.
Drogę do świątyni Sigmara pamiętał jak przez mgłę. Jedyne co wryło się w pamięć to plecy torującego im drogę Rudigera i obecność u jego boku Cassandry. Kiedyś bezsprzecznie wykorzystał by moment na rozmowę z uroczą brunetką, teraz jednak jedynie szedł milczący ze spuszczoną głową. W świątyni pozwolił rozmawiać towarzyszom, nawet jeśli powaga sytuacji i okoliczności wskazywały na to, iż to on jako człowiek uczony powinien się rozmówić z kapłanami. Nagrodę przyjął ciesząc się z zarobku. Niby czasy wojenne i wolno mu było używać magii w obronie swojego życia, jednakże licencja wędrownego czarodzieja sporo kosztowała a podróżując bez odpowiedniego pisma narażał się na niebezpieczeństwo w wypadku kontaktu z inkwizycją. Młody adept nie zapomniał także o odłożeniu do osobne kiesy trzech koron. Środki te był zobowiązany odkładać na rzecz kolegium magii, niejako spłacając dług zaciągnięty przy pobieraniu nauk.
Zakupów Gerwazy nie miał zamiaru robić, szaleństwo i zabawa zdecydowanie nie były w planach pochmurnego młodzieńca. Nawet z miło zapowiadającego się wieczoru wymówił się bólem głowy i szybkim krokiem skierował się w stronę stajni. Tam zaszył się w świeżym stogu siana i obcował sam na sam ze swoim umysłem. Na tą chwilę niczego więcej do szczęścia nie potrzebował.