Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2019, 08:17   #339
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Budowla zapadała się. Saadi, zupełnie ignorując fakt, że jeszcze chwilę temu ciało, w którym się zadomowił znajdowało się na granicy życia i śmierci, szybkim krokiem parł do przodu, wymijając chwiejące się kolumny i lecące ze stropu odłamki. Tuż za nim podążali pozostali awanturnicy. Gdzieś z boku słychać było jakieś wrzaski. Znak, że w starożytnej świątyni pozostały jeszcze jakieś małpoludy, które właśnie teraz znalazły swój koniec pod stertami pokruszonego kamienia.

Wszechobecny pył nieco utrudniał oddychanie i zorientowanie się co do kierunku, w którym było wyjście, ale Czarnoksiężnik, najwyraźniej wiedziony jakimś dodatkowym zmysłem szedł, niemal biegł przez zawalisko, co chwila skręcając i znów wracając na wyznaczoną ścieżkę. Z tyłu dobiegał huk walącej się budowli, gdy przed grupą ukazał się prostokąt wejścia. Na zewnątrz panował mrok. Nie wiedzieli ile czasu spędzili wewnątrz przeklętej świątyni i czy był to wieczór tego samego dnia, w którym weszli czy ranek następnego, czy w ogóle kolejny dzień. Kiedy znaleźli się na zewnątrz, wzgórze ostatecznie tąpnęło, przez portal wydobył się kłąb pyłu i wszystko zamarło. Stali kilkanaście kroków od zdeformowanego wzgórza umorusani, podrapani od ostrych odłamków, ale wciąż żywi.

- Na potęgę Xer-Anula, udało się – powiedział Saadi głosem Zahiji i zaśmiał się w głos. Popatrzył po sobie, wyciągnął do przodu ręce, obejrzał stopy. Potem złapał się za krocze, ścisnął piersi. – Trzeba się będzie przyzwyczaić do dodatków, a za prąciem chyba będę tęsknił… Lać będę musiał jak kobieta, kucając… - po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w krzaki, zakasując długie, pobrzękujące cekinami szaty.

- Moim celem jest teraz Hedeb – oznajmił chwilę potem, kiedy wrócił. Jarzącymi się gniewem oczami spojrzał na jeńca. – Zaprowadzisz mnie tam. Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Hajit ibn Abdan – wymamrotał czarnobrody. Widać było, że jest przerażony faktem, że będzie musiał służyć za przewodnika Saadiemu.
- Do Hedeb – powtórzył Czarnoksiężnik i tym razem popatrzył na Jahmillę. Ta skuliła się pod spojrzeniem, nie wiedząc czego Saadi będzie od niej chciał. – Dakhi. To po drodze?
- Nie wiem, Pani – odpowiedziała. Saadi słysząc, jak go nazwała, uśmiechnął się uśmiechem Zahiji. – Dakhi jest na wschód. Z pewnością mój ojciec będzie mógł służyć Ci radą i pomocą…
- To chyba oczywiste. Jedziecie z nami? – wyglądało na to, że Saadi chciał przejąć kontrolę. Już przywłaszczył sobie jeńca i księżniczkę. Teraz przyszła kolej na awanturników. Enki milczała z opuszczoną głową.
 
xeper jest offline