Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2019, 20:27   #10
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
- Znam, aczkolwiek jedynie na płaszczyźnie zawodowej - odparła Elizabeth.
- Ken jest tu, za ścianą - odpowiedział Harpia. - No może więcej niż jedną, nie wiem w którym pokoju dokładnie siedzi, ale zaraz to ustalę. Na pewno rozkoszuje się, hm, drinkiem w towarzystwie pięknych pań. Powinniśmy do niego dołączyć! "Podbić uczucia", tak to chyba określiłeś wcześniej, czyż nie? Obawiam się tylko, że to nie jest… - zwrócił spojrzenie ku Maxwell, która chłodno się uśmiechnęła.
- O mnie się nie martwcie. I tak powinnam już wracać. Przy rozmowie z panem Rosenbergiem nie będę potrzebna, bo i tak nie będzie on w stanie rozmawiać o pracy, gdy już znajduje się w swym… imprezowym nastroju.
- Ha! Masz rację, dziecino - zaśmiał się Kent. - Zaraz dam komuś znać, żeby zamówił ci taksówkę. Mamy specjalną umowę z Taksówkami Kaufmana, pojedziesz do domu stylowo i bezpiecznie.
- Dziękuję bardzo. I życzę panom miłej zabawy. Dobrej nocy.
Kiedy Elizabeth wyszła, Kent wykonał szybki telefon, po czym zaprowadził Marlo do innego z VIPowskich pokojów. Ten był większy i miał widok na główną salę. Grała tu muzyka, światła były przytłumione, a narkotyki wszechobecne. Kilkanaście osób, płci obojga, chociaż z przewagą kobiet, folgowało sobie na różne sposoby. Harpia nie obdarzył ich nawet cieniem uwagi. Od razu skupił się na sofie, na której leżał szatyn w średnim wieku, noszący jaskrawożółtą koszulę, błękitne spodnie i białozłote buty z krokokodylej skóry (a przynajmniej jeden, bo drugi musiał gdzieś zaginąć w akcji).
- Ken! Druhu! Przyjacielu! Kompanie! - Harpia ruszył przed siebie z szerokim uśmiechem i rozwartymi ramionami. - Widzę, że świetnie się bawisz, szkoda, że ostatnim czasem tak rzadko cię tu widuję… Ale rozumiem, praca potrafi przytłoczyć. Kiedy jednak przychodzi czas, żeby się odstresować, zawsze wiesz, do kogo wrócić! Podnieś się, nie uwierzysz, kto zawitał w nasze progi!
- Ughh - jęknął Rosenberg, przetarł czoło i zagarnął na nie kędzierzawą czuprynę, by zakryć początki łysiny. Usiadł. Założył okulary. - Gość, mówisz? - jęknął ponownie.
- Zaiste! Sam Ethan nieuchwytny Grin! I przybywa więcej niż tylko rekreacyjnie.
- Mówisz, że ma do nas interes? - Ken podrapał się w ucho, w którego płatku tkwił mały, diamentowy kolczyk.
- Głównie to do mnie. Będziemy nagrywać płytę-megahit! Ale ty też możesz się załapać na ten chwalebny rejs ku sławie, inwestując swoje medialne wpływy…
- Nie mów mi o inwestowaniu! Żadnego gadania o pracy po pracy, pamiętasz?
- Pamiętam.
- No to nie zapomnij. - Ken podniósł się ociężale z sofy, po czym podniósł zamglony wzrok na Marlo. - Pamiętałem, że jesteś duży, ale nie, że aż tak - mruknął, po czym wyciągnął dłoń. - Miło cię widzieć. Rozgość się. Czym chata bogata.

Marlo odetchnął w duchu słysząc że Elizabeth będzie miała eskortę do samego domu. Jednak Harpia miał łeb na karku. Pozwolił mu działać i pożegnał się z „sekretarką”. Po czym dał się Toreadorowi prowadzić rozglądając po lokalu. Jego miał być lepszy… Ale ten też nie był w sumie najgorszy…
I… Kiedy weszli do kolejnego pokoju z przytłumionym światłem poczuł jak momentalnie jego zmysły się wyostrzyły. Wyczuł grass a to wywołało pragnienie. Szybko zaczął przeszukiwać tłum gości zastanawiając się czy przypadkiem nie wyłowi tutaj jakiejś ze swoich funek. Wiedział, że lubią takie “zabawy” i w sumie im nie zabraniał, byle by były potem… Hmn… Dyspozycyjne.. Jednak… Już po chwili szukania głód zaczął być tak dotkliwy, że wyssał by krew dosłownie z każdego, kto by przy nim zapalił. Było to średnio budujące, ale taka była prawda.
W końcu zmusił się do tego by odłożyć to „na potem” i ruszył za Harpią. I... po chwili oczy mu rozbłysły jak zobaczył Rosenberga. Ten to już miał grubo! Uśmiechnął się szeroko kiedy prawnik wyciągnął w jego stronę dłoń, po czym szybko ją uścisnął, przez co rękę mężczyzny na chwile praktycznie zniknęła. Marlo wyczuł chłód tej ręki i zrozumiał, że z ekscytacji musiał podnieść swoją temperaturę, co zdarzało mu się nie raz, gdy targały nim silne emocje – jak teraz.
- Przyjacielu miło mi cię poznać i wierzę, że utrzymamy dobry kontakt. Bo widzisz… ja potrafię zmieniać rzeczy w złoto. – powiedział zręcznie wyjmując połyskującym w słabym świetle wizytówkę i podając ją prawnikowi.
Przeniósł wzrok na salę.
- Wyczułem że macie Grass prawda? – powiedział tym razem stając się już dokładnie namierzyć źródło zapachu w wątłym oświetleniu.

- Grass? Grass?! Pewnie, że mamy Grass. Mamy chyba wszystko! - odparł Rosenberg.
- A jeśli czegoś brakuje, możemy to bez trudu załatwić - wtrącił żartobliwie Paul.
- Idź, łyknij sobie i wróć, ja tymczasem pozbieram się do reszty - Ken machnął niedbale ręką, po czym zaczął sobie masować skronie.

Marlo nie potrzebował dalszej zachęty idąc za zapachem podszedł do grupki palących i chichoczących w zacienionym kącie. Dwie blondynki i dwie brunetki. W sam raz. Zastanawiał się czy właśnie złamał klucz selekcji do dzisiejszego wieczoru. I… Dziewczyny były już tak porobione, że poznały go dopiero po tym jak się przedstawił. Było to zabawne i nie zdarzało się mu to często. Stał przed nimi przez chwilę chłonąć zapach grasu, spoconego ciała i perfum.
Potem zapytał jak się bawią i… czy mają ochotę drobne pieszczoty… Nie sprzeciwiały się, tylko kokieteryjnie zachichotały. Przysunął do siebie blondynkę kładąc jej rękę na szyji i zbliżając do jej szyi. Delikatnie wgryzł się w jej krwiobieg i zmrużył oczy. Wyczuł Grass którego tak bardzo potrzebował i chciał jak najwięcej. Jednak wziął tylko kilka głębszych łyków. 2, 3 no dobra 4. I nie odrywając ust zalizał ranę. Przytulając do siebie mulatkę. Poczuł jak ciepło rozlewa się po jego krwiobiegu zanim jeszcze wgryzł się w następną tętniącą ciepłem szyję. Pociągną 2, 3, 4 no 5 łyków. Zanim ją zalizał. Już czuł się „dobrze” jak powinien.
A były przecież jeszcze dwie do spróbowania. Nie no nie potrafił sobie odmówić. Przysunął kolejną dziewczynę pociągając kilka łyków teraz chyba teraz więcej niż 5. To było takie przyjemne. Pamiętał że zlizuje ranę i przeniósł wzrok na ostatnią. W głowie już mu się kotłowało a barwy wyostrzył. Przysunął ją do siebie i wbił kły w jej szyje biorąc jeden przeciągły łyk. Zalizał ranę.
-Jest tu… Naprawdę dobry towar. – mruknął rozluźniony rozkładając ręce i przytulając je na pożegnanie.
-Wpadnijcie kiedyś do Sześcianu. – powiedział na koniec i ruszył z powrotem do „swoich przyjaciół”. Wiedział, że się szeroko uśmiecha ale nie było teraz siły we wszechświecie która sprowadziła by go na ziemię. Był na fali.
 
Rot jest offline