Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2019, 01:35   #1
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[Neuroshima] Ballada o lekkim zabarwieniu uranowym - SESJA ZAWIESZONA

Miejsce: Baza wojskowa Jefferson City
Data: 3.09.2050 roku;
Godzina: 6:30 am
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.
Temperatura: ok 15 stopni.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BaC_7NLYrxM[/MEDIA]

Jefferson City znano jeszcze w dawnych czasach. Położone w środkowej części mitycznych USA, stolica strony Missouri, nazwę swoją nosiło dla upamiętnienia jednego z pierwszych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Konkretnie Thomasa Jeffersona, co pewnie nie było wielkim zaskoczeniem dla tych znających prehistorię kraju na tyle, aby spamiętać pięć dat i dziesięć nazwisk dawno martwych typków w śmiesznych, kabaretowych ciuchach. Ojców demokracji, ale to w dawnych czasach.

Tak samo jak w dawnych czasach miasto ponoć słynęło ze swego piękna. Położone na północnym skraju płaskowyżu Ozark, na południowym brzegu rzeki Missouri, w regionie Środkowej Missouri i na zachodnim skraju jednego z głównych regionów winiarskich na Środkowym Zachodzie… kiedyś, dawno dawno temu. Do czasów obecnych wciąż co prawda zachowało się wiele mil plantacji tych śmiesznych okrągłych owoców, lecz nie na przedwojenną skalę, zaś wiele krzewów uległo mutacji. Inne wycięto, lub spłonęło w radioaktywnych deszczach. Deszcze często nawiedzały okolicę miasta, nic dziwnego skoro leżało w strefie klimatu przejściowego pomiędzy klimatem wilgotnym podzwrotnikowym, a wilgotnym kontynentalnym… przynajmniej tak mówili durni jajogłowi, gdy ich nikt o to nie pytał. Mówili też, że cechują ten obszar gorące i deszczowe lata oraz mroźne zimy. Burze są powszechne zarówno wiosną, jak i latem. W okresie zimowym często pada lekki śnieg.

Gadali też mniej potrzebne bzdury, przykładowo że w czasach prekolumbijskich region ten zamieszkiwały starożytne plemiona, znane obecnie jedynie jako "budowniczowie kopca", który wznosi się nad miastem . Nie byli już obecni w czasie, kiedy dotarli tam pierwsi biali osadnicy, zastąpieni potem przez Indian Osage. Kiedy ustanowiono terytorium stanu Missouri w 1812 roku, St Louis zostało siedzibą władz stanowych. Następną stolicą było St. Carol.
Miasto zostało wybrane też miejscem dla więzienia stanowego. To więzienie, nazwane Penitencją Stanu Missouri, otwarto w 1836 roku. Zsyłano tam wielu niesławnych Amerykanów, w tym byłego mistrza wagi ciężkiej Sonny'ego Listona , zabójcę Jamesa Earla Raya i rabusia z banku Charlesa "Pretty Boy" Floyda. W czasie wojny domowej miasto Jefferson City było okupowane przez wojska Unii, a wybrana legislatura stanowa została wywieziona z Jefferson City przez generała Unii Nathaniela Lyona.

Niektórzy ustawodawcy wrócili później do Neosho w stanie Missouri i wydali zarządzenie o secesji. Missouri było podbite zarówno przez Konfederację, jak i Unię. Podobnie jak sąsiedni stan, Kentucky. Obywatele Missouri byli silnie podzieleni, a wiele osób w stanie - zwłaszcza w St. Louis - wspierało Unię, podczas gdy inne obszary, takie jak np. Little Dixie, były silnie ukierunkowane w stronę Konfederacji… tak, jeśli miało się zacięcie historyczne i dostęp do dawnych kronik, dało się gadać o mieście godzinami… zapominając przy okazji że w obecnych czasach nie zostało z niego za wiele, prócz sypiącego się po bokach truchła i tej garstki mieszkańców żyjących w większości z zaopatrywania bazy wojskowej, albo okolicznych tartaków i kopalń.


Były rzeczy które się nie zmieniały. Nieważne co by się nie działo pozostawały takie same,drwiąc z okolicznych warunków przyrody, wojen, głodów czy najprawdziwszego końca świata. Jeśli przed ostatnią wojną garnizon w Jefferson City budził się zawsze o godzinie 4:30 to apokalipsa, spadające gęsto bomby i Stalowa Bestia gnieżdżąca się na północy tego nie zmieniły. W końcu co jak co, ale wojsko musiało chodzić jak w zegarku - panował tam ład, rygor i cała masa procedur jasno wyrażających się jak i co myśleć. W jaki sposób się wysławiać, czym kierować się w armijnym życiu. Wojsko było jedną z ostatnich ostoi porządku na tym z lekka porypanym radami świecie, gdzie podróż z miasta do miasta poprzez Pustkowia często bezpieczna była w równym stopniu co danie małpie do zabawy granatu Millsa.

Sam świat też zmienił się przez ostatnie pół wieku. Zniszczenia poczynione przez sztuczną inteligencję pospołu z ludźmi, degradowały środowisko z roku na rok coraz dotkliwiej. Wraz z otoczeniem zmieniali się ludzie - brały w nich górę pierwotne instynkty, powrócił feudalizm i prawo silniejszego. Dlatego też na mocy porozumienia między Federacją Appalachów, a władzą administracyjną Nowego Jorku obie strony łożyły grube gamble aby utrzymywać bazę wojskową w stanie najwyższej gotowości oraz sprawności. Jedni zyskiwali wysuniętą daleko zachód placówkę pełną wyszkolonych żołnierzy szerzący odpowiednio ukształtowane racje stanu z tą, że jest tylko jeden prezydent i nazywa się Collins.
Druga strona zyskiwała dodatkową ochronę pogranicza przed bandytami, coraz częściej zapędzającymi się pod ludzkie siedliska mutantami… i to bez strat we własnych siłach.

Miejsce na bazę też nie zostało wybrane przypadkowo. Jefferson City miało wszystko czego potrzeba - gotową infrastrukturę, odpowiednie położenie i oczywiście godna historię. Dodatkowo nikt nie mówił tego głośno, lecz posiadanie kilku tysięcy dodatkowych rąk do pracy w kryzysowych sytuacjach przydawało się jak jasna cholera - środkową część Stanów nawiedzały notorycznie i cyklicznie tornada zanim do ich nazwy dodano słowo “Zasrane”.


Miało też starego pułkownika Oharę, człowieka aparycji starego kamiennego gargulca i równie zarośniętego co liniejący niedźwiedź, chociaż jego futro akurat miało stalowo siwą barwę. Trzymał obóz krótko, ludzie się go bali i szanowali. Jego słowo wewnątrz wojskowych baraków było prawem, on ustalał zasady i lepiej było mu nie podpadać. Szczęśliwie nie pokazywał się, prócz porannych apelów, szerszemu gronu zwykłego szeregowego plebsu. Widywali go wyżsi rangą oficerowie z kapitanem Tannerem na czele - jego prawą i lewą ręką. Różnili się jak woda i ogień. Jeśli pułkownik mimo postury olbrzyma zachowywał się z zimną rezerwą profesjonalisty mającego za sobą dekady doświadczenia w zarządzaniu ludźmi, to kapitan był od niego o dobre dwadzieścia lat młodszy, czyli jakoś przed piątym krzyżykiem - sporo niższy, patykowaty i żylasty jakby poskręcany ze starych lin portowych. Razem sprawnie zarządzali sporej wielkości ośrodkiem, mieszczący około tysiąca do półtora żołnierzy, w skład których wliczali się wszyscy od poborowych po samą górę. Dokładając sprzęt, pola ćwiczeń, poligon i całą masę budynków socjalnych od koszar po stołówki robił się naprawdę spory interes, działający w rytm utartych norm i zasad.

Jedną z nich był poranny apel zawsze o szóstej rano… znaczy żołnierze czekali wyprostowani jak struny już od szóstej, aż pan pułkownik raczy się pojawić na placu i powiedzieć swoje. Dziś wydawało się, że zdarzył się mały cud, gdyż Stary punkt 6:00 stanął przez równymi jak od linijki rzędami gotowych do rozpoczęcia aktywnego dnia żołnierzy i wbrew sobie nie skrzywił się z niesmakiem.

- Czołem żołnierze! - krzyknął swoje nieśmiertelne powitanie.


- Czołem panie pułkowniku! - w odpowiedzi po placu rozległ się potężny krzyk kilku setek gardeł. Reszta apelu przebiegłą standardowo. Tanner wylazł i nawijał o tym jakie mają szczęście mogąc służyć Ojczyźnie, Prezydentowi i samym Stanom Zjednoczonej Ameryki.. .w końcu nie mogło zabraknąć odpowiedniej dawki propagandy o poranku.

Szczęście dopisywało dziś żołnierzom kontyngentu Jefferson City. Poranek nie przyniósł ze sobą coraz częstszej na początku jesieni mgły, zamiast tego tarcza słońca wesoło wspinała się po nieboskłonie, oświetlając niezmąconym blaskiem ziemię, budynki i ludzi, w równym stopniu pokrytych rosą. Cieszyło ich, że nie ma mrozu, a rosa nie zmienia się w szron. Po upalnym jak na ich klimat lecie powoli nadchodziła ta najbardziej znienawidzona pora roku… chociaż bliżej w grafiku mieli śniadanie, na myśl o którym każdemu zaczynało burczeć w brzuchu.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 01-09-2019 o 22:12.
Amduat jest offline