Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2019, 11:17   #3
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
18 Brauzeit 2518, domostwo sędziego Brunsteina w Remer

Saxa lubiła sprzątać u sędziego Brunsteina. Był poważanym wdowcem, który zawsze zachowywał się wobec dziewczyny uprzejmie i nie próbował jej oszukiwać na zapłacie. Co więcej, wykazywał duże zamiłowanie do porządku, przez co Saxa nie miała u niego zbyt wiele pracy.

Czasem korciło ją by zabrać z domu coś dla ciebie. Srebrną łyżeczkę czy jakiś drobiazg. Zdrowym rozsądkiem tłumiła w sobie te zapędy. Zabranie zapomnianej monety ze stołu w karczmie jako dodatkowy napiwek było czymś innym niż zabranie czegoś z domu sędziego, toteż Saxa zadowalała się tutaj małymi rzeczami jak skosztowaniem miodu ze spiżarni czy zarzuceniem na siebie futra z szafy po wdowie, kiedy nikt jej nie widział; oczywiście wszystko trafiało później na swoje miejsce. Co sprawiło, że Saxa nigdy nie odważyła się “ugryźć rękę która ją karmi”?. Strach. Strach przed tym, co mógł jej zrobić Klaus Brückner na rozkaz zawiedzionego sędziego. Może byłaby bardziej śmiała, gdyby nie zapuściła w Remer korzeni. Gdyby miała z kim i dokąd uciec z kradzionymi rzeczami, prawdopodobnie odważyłaby się na tak zuchwały czyn.

Skończyła zmywać ostatnie żeliwne garnki w kuchni, schowała je do kredensu, potem rozejrzała się wokół siebie wycierając jednocześnie wilgotne dłonie w fartuch. Podobało jej się to domostwo, solidny piętrowy budynek ze starego drewna i jeszcze starszego kamienia, przysadzisty, wtłoczony między inne sobie podobne budowle w środkowej części Remer. Przebywając w jego ciemnym wnętrzu dziewczyna czuła się dziwnie bezpieczna, po części również dzięki osobie samego sędziego. Ustawione w kredensach porcelanowe figurki, rzeźby z drewna, czaszki jeleni i łosi na ścianach, zakurzone zwierzęce futra – wszystko to opowiadało o długim dostatnim życiu i o społecznym statusie, którego kobieta w skrytości pożądała, a który z racji jej pochodzenia pozostawał poza jej zasięgiem. Saxa lubiła piękne przedmioty; lubiła też marzyć o podobnym domostwie dla siebie samej w dalekiej przyszłości. To dlatego nie narzekała, kiedy Klaus Bruckner wzywał ją do domu sędziego, aby pomagała wdowcowi w utrzymaniu porządku.

Z wszystkiego tego nie lubiła w zasadzie tylko samego Brucknera. Niektóre kobiety uważały go za przystojnego, kilka wręcz mdlało, kiedy przechodził obok nich roztaczając wokół siebie słaby zapach drogiej perfumowanej wody. Przy studniach powiadano, że sprowadzał ją z samego Altdorfu, co czyniło go w opinii wielu młódek jeszcze bardziej pociągającym. Saxa nie podzielała ich fascynacji, nie podobały jej się ruchliwe oczy Klausa, cień ironicznego uśmieszku czający się w kącikach ust, emanująca jakąś niedopowiedzianą groźbą mowa ciała. Nie miała pojęcia, czym ten człowiek się tak naprawdę zajmował, podobnie jak większość mieszkańców Remer. Od zawsze przebywał w cieniu sędziego Brunsteina, załatwiając w jego imieniu różne urzędowe sprawy i dotrzymując towarzystwa na podobieństwo zaufanego przybocznego.

Gdyby ktoś spytał Saxę, czy Klaus wyglądał w jej oczach na bezwzględnego zabójcę, najpewniej przytaknęłaby rozmówcy. Nie wątpiła, że miał na sumieniu wiele istnień, być może również ludzkich, chociaż nigdy się nie obnosił ze swoją przeszłością ani nie chełpił bohaterskimi czynami. Tak, Klaus Bruckner uchodził w jej myślach za niebezpiecznego człowieka, gdy więc bezszelestnie wślizgnął się do kuchni za jej plecami, nie zdołała stłumić mimowolnego westchnięcia, kiedy go w końcu spostrzegła.

- Skończyłaś na dzisiaj? – zapytał prześlizgując wzrokiem po jej ciele. Skinęła niemo głową, dziwnie poirytowana obojętnością widniejącą w jego oczach. Słusznie uchodziła w miasteczku za urodziwą dziewkę i chociaż na samą myśl o zainteresowaniu ze strony Klausa czuła gęsią skórkę, jego zachowanie jawiło jej się jeszcze większą obrazą niźli ewentualne umizgi.

- Zapłata leży w bawialni na stole. Nie zapomnij domknąć drzwi, kiedy wyjdziesz…

Wypełniony od dłuższej chwili stłumionymi dźwiękami rozmowy gabinet sędziego stanął znienacka otworem, z jego wnętrza wychynęła znajoma dziewczyna o potarganych czarnych włosach i dziwnych oczach. Wobec Olivii Hochfeld Saxa miała mieszane uczucia. Zazdrościła jej dostatniejszego życia jak każdy biedak zazdrości komuś, komu powodzi się lepiej. Była też budzącym przyjemne dreszcze dziwadłem z tymi swoimi cudacznymi oczami. Podobno czarodziejka, ale Valdis jakoś nigdy nie widziała, by krewniaczka sędziego rzucała jakieś czary, klątwy albo spędzała płody. Ale ludzie w miasteczku szeptali, że ją precz pognano z nauk to wiadomo, że pewnikiem o klątwy właśnie poszło. Remerki kapłan Sigmara, ojciec Bieker, surowo karcił tych, którzy takie plotki szerzyli, wszelako Saxa wiedziała, że w każdej plotce kryło się ziarenko prawdy. Co więcej, zadziorna natura Olivii budziła w Saxie skrywane uznanie. Dziewczyna nie dawała sobie w kaszę dmuchać, potrafiła przeklinać jak szewc, natrętnych adoratorów przepędzać grymasem na gębie, nie bała się nawet włochatych wieprzów Oufnira; co miało oczywiście pewną cenę. W przeciwieństwie do samej Saxy, Olivia nie potrafiła zawładnąć żadnym mężczyzną siłą swego uroku. Po wielokroć Saxa musiała na prośbę sędziego doprowadzać jego krewną do porządku, pomagać włożyć sukienkę czy uczesać, nie mówiąc już o sprzątaniu jej pokoi z rozrzuconych ubrań czy butelek. Gdyby zadzierająca wciąż nosa dziewczyna była jedną z uczciwych prostych Remerczyków, a nie rozkapryszoną kuzynką Brunsteina, być może zdołałyby się kiedyś zaprzyjaźnić..

Sędzia wyszedł na korytarz w ślad za swoją krewniaczką, przeczesał palcami rzedniejące włosy. Saxa znała go dostatecznie długo, aby wiedzieć, że czynił to gryziony głębokim niepokojem. Nie miała pojęcia, czy to Olivia wyprowadziła go kolejny raz z rzędu z równowagi czy też trawiony był innymi troskami. Czując się nieco niezręcznie odprowadziła panienkę Hochfeld wzrokiem ku wejściowym drzwiom, a potem ruszyła drobnymi krokami w kierunku salonu chcąc zabrać położone na krawędzi jednego z kredensów pensy.

Sędzia Brunstein był bardzo konsekwentny w tym względzie, nigdy nie zapominając o zapłacie dla służącej.

- Saxo, zaczekaj – słysząc głos urzędnika dziewczyna odwróciła w jego stronę głowę, dygnęła wdzięcznie – Wejdź proszę do mnie na chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać. Klaus, mógłbyś w tym czasie sprawdzić, czy Franz Mauer już wrócił do miasta? Mam do niego ważną sprawę.

- Tak jest, panie sędzio – Klaus Bruckner kiwnął głową i wyszedł bez zbędnych słów z domu Brunsteina. Saxa od dawna miała wrażenie, że zausznik sędziego żywił szacunek wyłącznie do swego pryncypała, wszystkich innych Remerczyków mając za nic i w głębokiej pogardzie.

Panna Valdis najpierw stanęła jak wryta nie spodziewając się zaproszenia do sędziowskiego gabinetu. Ona, skromna i starająca nie rzucać się w oczy sprzątaczka? W pierwszej chwili jej serce zatrzepotało w piersiach niczym spłoszony ptak, pomyślała bowiem, że to podstępny Klaus przyłapał ją kiedyś ukradkiem na podbieraniu łakoci lub przymierzaniu futer czcigodnej pani Brunstein. “A to podły chuj!” pomyślała niepochlebnie o oschłym zauszniku sędziego i szybko przywołała na oblicze wyraz dziecięcej niewinności. “Jeśli mnie wydał, już po mnie i po pracy. Teraz to nawet żałuję, że go nie okradłam. Miałabym za co uciec z miasta.”

Weszła do gabinetu, akuratnie rzadko sprzątanego przez nią samą. Poważny pokój, dosyć przytłaczający powagą sędziowskiego majestatu. “A co jeśli… nieee. Nie sędzia, na pewno nie chciałby ode mnie tego, co inni mężczyźni”. Wbrew skrywanemu zdenerwowaniu Saxa zaśmiała się w duchu na ten niedorzeczny pomysł. Sędzia wydawał się zbyt dobrze wychowany, aby dopuścić się chędożenia służki w swoim gabinecie. “Chyba, że dotąd się lękał mojej złości… jak czegoś spróbuje wyniosę mu cały dom!”

- Tak, proszę pana? - spytała grzecznie opuszczając jednocześnie oczy ku podłodze.

- Saxo, chciałbym cię o coś poprosić - sędzia Ludwig Brunstein był człowiekiem o wielkich wpływach w Remer i wcale nie musiał nikogo niższego statusem o cokolwiek prosić, ale nie bez powodu uchodził za wielce dobrze wychowanego i zawsze dawał temu dowód - Olivia wyjeżdża jutro do Herrendorfu. To takie małe sioło na wschodzie, po drugiej stronie rzeki. Najpewniej nawet o nim nie słyszałaś. Nieważne. Olivia będzie towarzyszyć pewnej szlachciance, która właśnie zawitała do “Siedmiu Świec”. Kobieta ta podróżuje bez świty i poprosiła mnie, abym wynajął godnych zaufania, uczciwych i pracowitych miejscowych, by zadbali o nią w drodze do Herrendorfu.

Saxa coś tam kiedyś słyszała o Herrendorfie, podobnie jak o Buckow czy Nagenhof. Pomiędzy Gryfonią Knieją i Górami Krańca Świata leżało wiele małych wiosek, częstokroć nieznanych nawet poborcom podatków, ukrytych wśród lasów czy mokradeł i całkowicie odciętych od cywilizowanego świata. Nigdy co prawda w Herrendorfie nie była, ale podejrzewała, że nie mógł leżeć dalej niż ogromne i kuszące blichtrem Bechafen, więc wizja rychłej podróży nie zrobiła na niej większego wrażenia. Większą ekscytację poczuła w zamian na myśl o bogaczce, która właśnie rozpakowywała swe kufry i sakwy w karczmie.

- Chciałbym, abyś dołączyła do Olivii - ciągnął dalej sędzia - Wspólnie będziecie dbały o to, by pani Lautermann nie zapamiętała tej podróży jako przykrej. Oczywiście nie będziesz tego robiła za darmo. Jedna korona dzisiaj i jedna po powrocie do Remer. Co na to rzekniesz, Saxo?

Ciemnowłosa dziewczyna otworzyła mimowolnie usta słysząc propozycję zapłaty. Jako posługaczka rzadko zarabiała w “Siedmiu Świecach” więcej jak pięć szylingów tygodniowo, z czego połowę karczmarz zabierał jej z powrotem za wikt i dach nad głową. Dwie sztuki złota jawiły jej się prawdziwie wielkopańskim majątkiem, ale być może sędzia tego nie wiedział, nawykły do obracania funduszami, które Saxę przyprawiały na samą myśl o ostry ból głowy.

Ciemnowłosa posługaczka potrzebowała krótkiej chwili, by opanować przemożne emocje na wieść o takiej szansie zarobku. Uśmiechnęła się z widoczną wdzięcznością, gdyż mimo młodego wieku wiedziała jak bardzo wysoko urodzeni lubią, kiedy docenia się ich szczodrość.


- Dziękuje mości Brunstein za tą szansę. Czy mogę wiedzieć kiedy wyruszamy i czy powinnam zająć się potrzebami … pana gościa już dzisiaj? - Saxa wolała przejść do konkretów, zauważyła że sędzia nie powiedział jak nazywa się owa szlachcianka.

- To pani Katerina Lautermann - odrzekł Brunstein - Najpewniej nie obejdzie się bez twej pomocy w “Siedmiu Świecach”, więc udaj się tam czym prędzej, a kiedy już zadbasz o jej zadowolenie z kwaterunku, spakuj własne rzeczy. Wyruszycie jutro o świcie, na piechotę i rzecz jasna nie same. Będzie wam towarzyszyło kilku mężczyzn, wśród nich najpewniej Franz Mauer, więc nie musisz się lękać o bezpieczeństwo.
- W takim razie, nie będę kazała Pani
Lautermann czekać. - Służka wstała i dygnęła na pożegnanie. Oczywiście nie zapomniała o swoim złotym karlu. Jej nowym skarbie. Ruszyła w drogę do karczmy by spotkać osobę którą będzie się "opiekować".
 
Obca jest offline